Wakacje, ale gdzie na wakacje?

Dzisiaj uczniowie rozpoczęli wakacje. Sama pamiętam jak w czasach szkolnych ogromnie cieszyłam się na ten dzień. Cały czerwiec miał w sobie tę magię, tę cudowną zapowiedź nadchodzących dwóch miesięcy laby. W dzień zakończenia roku, szłam elegancko ubrana na rozdanie świadectw z obowiązkowym kwiatem w dłoni. Nie zawsze był tam czerwony pasek, ale cóż jakie perspektywy! Zresztą teraz już wiem jak niewiele znaczył ów pasek, bo przecież ocena ocenie nie równa. Owszem uczyć się warto (czyżby?), ale … właśnie.

Częścią wakacji rzecz jasna były i są wyjazdy. Kolonia na dwa tygodnie stawała się przybraną rodziną. Koleżankom z pokoju opowiadało się sekrety, próbowało pierwszych szaleństw z dala od rodziców, posyłało pierwsze uśmiechy chłopcom.. No i największa radość: dzień dziecka, czyli możliwość nie mycia zębów i żadnej kąpieli! Wtedy kto tam myślał o próchnicy czy nieładnym zapachu, przecież z wolności korzystać trzeba! Tańce na dyskotece przy muzyce Mr. President, nieśmiałe skoki w rytm muzyki, pierwsze fascynacje.. Ech to były czasy…

Teraz jednak coraz mniej dzieci będzie znało „zielone wzgórza nad Soliną” z autopsji, czy wspominało zimowe schodzenie „na pupie” ze stoku.. Bo wyjazdy kosztują coraz więcej, a wbrew propagandzie sukcesu nie zarabiamy jakoś drastycznie drożej. Jak usłyszałam w „Polsat News” średnia cena wyjazdu do 1,700 zł, zaś obozy tenisowe czy taneczne kosztują więcej. Kto zaś chce wygrzewać się na plażach nad morzem Śródziemnym.. Cóż obejrzy morze w Internecie.

Za moich szkolnych czasów zakłady pracy organizowały wyjazdy dla dzieci pracowników. Cenowo wychodziło całkiem korzystnie. Owszem nikt nie śnił o wifi w pokoju, zaś do łazienki stało się w kolejce, ale ta atmosfera, ten smak lodów! Ech… Wiedziałam, że z wyjazdami bywa ciężko, ale nie wiedziałam, że kolonie powoli stają się dobrem luksusowym. W tym samym serwisie informacyjnym dziennikarka mówiła o dziewczynce, która sprzedaje przy drodze jagody by zarobić na książki do piątej klasy. Zapewne „jaśnie pany prezesy” zaczną chwalić „kreatywność i elastyczność”. Pewnie niech młoda od maleńkości zna miejsce w szeregu, łba za wysoko nie podnosi i niczego nie oszukuje. Dla „jaśnie pana prezesa” gabinet i wakacje na Arubie za grzanie skórzanego fotela. Dla dziewczynki praca, praca i jeszcze raz ciężka praca. I niech się z miski ryżu, pardon pajdy chleba z margaryną z promocji, cieszy. Smutne to, ale cóż jest pięknie i się bogacimy. A tymczasem co roku czytamy dane i wiadomości, że ponad połowa polskich dzieci spędzi wakacje w domu. Te ze wsi mogą grać w piłkę, chodzić po lasach, pomagać rodzicom w pracach gospodarskich. Te miejskie mają chociaż możliwość skorzystania z półkolonii..

 
(http://cdn7.se.smcloud.net/t/photos/thumbnails/118456/co_drugie_dziecko_nie_pojedzie_640x0_rozmiar-niestandardowy.jpg)

Ja nie mówię, że wakacje na wsi to dramat. Wszystko może być fajne, ale czasem zmiana otoczenia pomaga odpocząć, pozwala poznać nowych ludzi, oderwać się, zobaczyć coś więcej na żywo a nie tylko na komputerze. Wakacje w domu i urlop wykorzystany na remont to nie moda, ale konieczność. Teoretycznie mamy otwarte granice i taka Hiszpania czy Kanary czekają. Ale czy przypadkiem dla większości z nas wyjazdy nie są równie daleką linią na horyzoncie co jeszcze całkiem niedawno.

P.S. Znowu mnie dopadła awersja do komentowania zdarzeń z polityki i życia publicznego. Jeśli ktoś nie dostrzega hipokryzji w stwierdzeniu, że podstarzały showman Wojewódzki obraża ludzi, tylko wyraża opinię zaś nazwanie homoseksualizmu czymś nienaturalnym uwłacza to nie wiem jakim mówić językiem. Jeśli kogoś bawią żarty z brzozy smoleńskiej i Tupolewa nie ma szans na znalezienie wspólnego języka. Cóż MWzWM z modnych kierunków mają szanse obudzić się z ręką w nocniku. Już wiedzą, że będą pracować do 67 roku życia a bezrobocie rośnie. „Jaśnie pany prezesy” chcą mieć dwudziestoletniego pracownika z dziesięcioletnim doświadczeniem zasuwającym 20 godzin na dobę za 1000 zł. Cóż przyjdzie nowy, wspaniały świat. Już tu jest. 

Demografia a absurdy

O tym, że grozi nam zapaść demograficzna wiemy do jakiegoś czasu. Wszystkie, no może w każdym razie, środowiska i lewicowe i prawicowe zgadzają się, że trzeba działać bo będzie źle. Niestety jak to zwykle bywa wiele jest gadania a jak przychodzi co do czego to każdy tylko się przekrzykuje.

Dzisiaj w mojej „ukochanej” radiostacji usłyszałam o jednym z większych absurdów. I o ile na ogół mam pogląd odmienny o 180% od prezentowanych na antenie tego radia tym razem podpisuję się pod tezami tam prezentowanymi. Tak, najlepiej określić sprawę o działaniu jak pies ogrodnika co sam nie weźmie a innym nie da. O co chodzi tym razem? (Cóż absurdów w naszym kraju mamy niemało). O znieczulenie przy porodzie.
Mogę zrozumieć, że takowa usługa nie wchodzi w standard płacony w składkach. Na zasadzie, że nie możemy refundować wszystkiego, koszyk świadczeń ma przecież ograniczenia itd. Zgoda. Ustalmy jakieś bazowe świadczenia i trzymajmy się tego. Ale nie mogę nijak zrozumieć dlaczego skoro znieczulenie nie jest refundowane przez NFZ, nie możemy legalnie dopłacić?  Nie może istnieć normalny, legalny cennik?

Owszem pozostaje opcja wybrania się do prywatnej kliniki. Tam z pewnością problemu nie ma. Ale co jeśli kogoś nie stać na takową placówkę? Dlaczego nie ma opcji by szpitale wykonywały odpłatnie podobne zabiegi? Czemu trzeba robić nie wiadomo jakie obejścia prawa, lub po prostu dać kopertę pod stołem? Czy u nas nie ma opcji by zrobić czegoś normalnie i prosto? Chyba zbyt wiele osób musi na tym zarabiać?

Chociaż jestem osobą o dość konserwatywnych poglądach w sferze obyczajowej pewnych rzeczy nie rozumiem. Nie wiem czemu niektórych konserwatystów tak oburza pomysł znieczulenia na życzenie, czemu kobiety nie mogą same decydować jak rodzić? Do śmiechu doprowadza mnie argument, akurat przeciwko „cesarkom”, że „gdyby kobieta miała rodzić przez cesarkę, to miałaby w brzuchu suwak”. Cóż polecam takim osobom wyrywać zęby u kowala na żywca, albo czekać aż wypadną, nie brać nic na przeziębienie, na ból głowy itd. Bo to przecież nienaturalne. Dla niektórych ból porodowy jest znośny, u innych powoduje traumę. Czemu tak ciężko zrozumieć, że ludzie się różnią, mają różną odporność, są jednostki słabsze i silniejsze?

I jak już jesteśmy przy sprawach demograficznej. W ostatnim „Uważam Rze” Piotr Skwieciński wysunął ciekawą hipotezę czemu młodzi Polacy nie chcą mieć dzieci. Zbytnio upraszczamy mówiąc o konsumpcjonizmie, hedonizmie, modzie na późne macierzyństwo. To co jest może prawdziwe dla bogatych singli z wielkich miast, ich stać na wakacje na Malediwach czy kosztowne hobby, nie ma zastosowania dla ich mniej zamożnych rówieśników. Owszem w modzie są celebrytki po 40stce z nienaganną figurą, silikonowym biustem i „słodkim bobaskiem”. Ale jak to zawsze było: moda modą, ale życie życiem.

 
(http://grafik.rp.pl/grafika2/892771,959084,3.jpg)

Piotr Skwieciński stawia odmienną tezę. Prostszą a zarazem idealnie pasującą i odpowiadającą na wątpliwość: skoro w PRL standard życia był niższy, czemu teraz jest mniej dzieci? Otóż fakt, w PRL nie mieliśmy kokosów. Wszyscy staliśmy na podobnej pozycji. Praca może była kiepsko płatna, może wakacje w Hiszpanii stanowiły nieosiągalne marzenie. Ale praca lepsza gorsza była pewna. Człowiek miał perspektywą bezpiecznego etatu do emerytury. Mieszkanie w bloku z wielkiej płyty: małe, ciasne, ale „własne”. Teraz zaś co: praca tymczasowa, niebotyczne ceny własnego M. Młody człowiek nie ma perspektywy długiego zatrudnienia. „Wielkie pany łekonomy” mówią o konieczności podnoszenia kwalifikacji, większej mobilności i kreatywności, bo „teraz nie przepracuje się w jednym miejscu do emerytury”. No a skoro praca może zniknąć bo „restrukturyzacja” o mieszkaniu nie ma co marzyć, gdzie tu miejsce na dziecko? Kiedyś przynajmniej ludzie wiedzieli, że o ile nie będzie Armagedonu na książki do szkoły i kurtkę na zimę starczy. Teraz nie ma pewności i nie ma stabilizacji. Za to mamy być przedsiębiorczy i kreatywni. Cóż „wielkie pany łekonomy” kreatywnie przejdą z jednego stołka prezesa na drugi. Ale taka kasjerka z hipermarketu, czy pracownik sieciowej kawiarni ma mniejsze możliwości.

W przyrodzie zwierzęta mają młode dopiero jak gniazdko bezpieczne i jedzenie pewne. W świecie ludzi, gdzie oczywiście potrzeby są inne, sprawa wygląda podobnie. Jak nie ma perspektywy stabilizacji, bezpieczeństwa ludzie nie chcą ryzykować. To nie hedonizm, nie wygodnictwo, ale instynkt samozachowawczy. Jedni podejmują ryzyko, bo wbrew wszystkiemu nie chcą ryzykować, bo tak wyszło. Ale drudzy wolą poczekać. I czasem czekają aż jest za późno. Dlatego powtarzam za autorem artykułu: „ustabilizujmy im świat”. Inaczej polityka prorodzinna będzie tylko gadaniem. A rozwiązanie sprawy ze znieczuleniem przy porodzie też może pomóc.

Huzia na Józia


Do audycji ekonomicznej w 'ukochanej' radiostacji prócz prezesów zaproszono związkowca. Łohoho co się dzieje, na salony się 'plebs' wpuszcza? 'Plebs' został wpuszczony w łatwym do odgadnięcia celu: aby samemu pokazać się należycie. Jestem pełna podziwu dla gościa, który się nie dał zakrzyczeć. Nawet przez pana hamerykana, który w Hameryce mieszkał w full wypas domciu i nawet z angielska mówi. Aby nie było: nie mam nic przeciw Stanom i ich mieszkańcom. To całkiem rozważni i przyjaźni ludzie. Do szału mnie doprowadzają 'wielkie pany', co nos wyściubiły z powiatu i naraz mówią z obcym akcentem. Znam ludzi regularnie jeżdżących za granicę, którzy mówią po angielsku z niezwykłą biegłością. Ale w Polsce mówią po polsku a nie jakąś pseudoilteligencką hybrydrydą językową. Wcale nie brzmi to mądrze i uczenie. Po prostu niepoprawnie.

Tradycyjnie już 'wielkie i jaśnie oświecone pany' mówiły, że Polak nierozważny nie oszczędza więc oni, pro publico bono i wielce zatroskani, dbają o składki ludu. Na pytanie pana ze związków, że aby odkładać ludzie muszą zarabiać oburzyli się okrutnie. „Nawet zarabiając tysiąc złotych można oszczędzać”. Na czym, schylam łepek przez nieskończonym intelektem pana łekonoma, na chlebie, serze czy nie płacąc rachunków? Przypominam, że chodzi o tysiąc złotych miesięcznie a nie tysiąc tysięcy miesięcznie. Niby jedno słowo a tyle zmienia, nieprawdaż? No więc 'wielkie i jaśnie oświecone pany' , tłumaczą ciemny masom pracujących miast i wsi, że takie OFE to dla naszego dobra. Bo oni lepiej wiedzą jak grać na giełdzie (w to nie wątpię, w końcu jak się pod stołem ustali  co i jak) i emeryt wyjdzie na swoje. Znaczy właściciel składek a nie szef OFE.

Zaproszony pan ze związku powiedział, że dla starszych ludzi około siedemdziesiątki gra ich składkami na giełdzie jest niebezpieczna. No dobra powiedział dziadków, ale dziadek to nie dziad i źle się nie kojarzy. W każdym razie zawrzało. Gospodarz zawył, że przecież tacy ludzie szusują na stokach, zaś  'wielkie i jaśnie oświecone pany'  ex catedra wyjaśniły, że dzisiaj 70 lat to jak dawniej 40 lat. Czyli panowie murarze i panowie górnicy: szusujecie na stokach bo wasza praca jest lekka i w ogóle macie świetne zdrowie. I tylko się wam wydaje, że na prosty zabieg czekanie miesiące. Bo jesteście zdrowymi bykami jak jakiś czas temu stwierdziły  'wielkie i jaśnie oświecone pany'. A kto się nie zgadza temu widelec w oko i niech się cieszy, że nic gorszego.

W tej samej 'informacyjnej' radiostacji 'obiektywna' redaktor Wielowieyska zaprosiła posła PiS na rozmowę. Zgodnie ze zwyczajami co chwilę chichotała i przerywała swojemu rozmówcy. Ja nie odmawiam pani redaktor prawa do swoich poglądów. I te poglądy znamy. Może czasem da pani dojść komuś do głosu? Albo darujmy sobie ten cyrk i pani wygłosi monolog. Nawet pani wysłucham, ale niech pani uczciwie powie „oto mój komentarz”. Poza tym skoro radiostacja ma ambicję bycia „informacyjną” należy dopuścić zdanie inne niż jedynie słuszne, wedle własnego widzimisię. Ale co ja oczekuję od mainstreamu minimalnego obiektywizmu i uczciwości?

A tak na koniec: sezon polowania z nagonką rozpoczęty. Po raz kolejny. Tym razem w roli Czarnego Luda występują nauczyciele. Bo to takie darmozjady co pracują ledwie 18 godzin w tygodniu a wymagania mają! I jeszcze się urlopów zdrowotnych zachciewa. Tak się składa, że znam kilku nauczycieli. Tak, faktycznie pensum wynosi tyle a tyle. Ale nikt nie liczy pracy poza pensum: przygotowania do lekcji, sprawdzania wypracowań, sprawdzianów itd. A to wbrew pozorom wymaga sporej pracy.

Inna z moich 'ulubionych' i 'obiektywnych' dziennikarek broni, nieomal własną piersią, Dody za 'obiektywną i odważną wypowiedź'. Kobieta słusznie powiedziała: Biblia to dzieło ludzi naprutych winem i naćpanych. To przecież wolność słowa, to przecież wolność wypowiedzi. Bo przecież każdy ma prawo do własnej opinii, o ile nie jest oszczerstwem. To jeśli powiem, że homoseksualizm jest nienaturalny to jest wolność słowa ? Pytanie retoryczne. Uczucia religijne to takie tam błahostki.  Najlepszy gość dla 'radia informacyjnego' to teolog, co broni obrażania chrześcijan.  Przecież nie stało się nic, bo mamy wolność słowa.  Mamy wolność wypowiedzi „głupiej, fałszywej i niesprawiedliwej”, także w kwestii religii. No chyba, że chodzi o iSSlam, bo wtedy za słowa krytyczne można mieć problem za "mowę nienawiści" A co jakby artysta X powiedział coś podobnego o piciu wina i paleniu ziół przez Mahometa? Pamiętacie Czytelnicy sprawę karykatur Mahometa? No właśnie. 

 
(http://wpolityce.pl/site_media/media/cache/82/ba/82ba8f90b646cc3ea9617375af30723d.jpg)

Kowal zawinił, cygana powieszą


Chyba każdy z nas, a przynajmniej większość, oglądała wczorajszy mecz. Ja, chociaż uważam, że igrzyska nam niepotrzebne też  zerknęłam. Z ciekawości, oto bowiem podobno mieliśmy szanse na wyjście z grupy. Cały wczorajszy dzień media odliczały sekundy do meczu, wyliczano co i jak. Określono, że mamy szansę, ze to moment historyczny i…. Czapa. Tradycyjnie czapa i żal. Nie jestem zapalonym kibicem, ale patrząc na wczorajsze wyczyny naszych aż mnie nosiło. Miałam wrażenie, że widzę bandę facetów biegających po boisku. Biegali szybko i sprawnie, ale niestety każdy w swoją stronę. A gdy każdy sobie rzepkę skrobie mecz wygrać ciężko. Czesi okazali się bardziej pozbierani, chociaż pięknej gry nie widziałam. Gdy jedna oferma pobije drugą ofermę, ta pierwsza nie przejdzie automatycznie do pierwszej ligi. Po prostu awansuje w hierarchii oferm.

W drugiej połowie meczu zaczęłam obserwować spotkanie w Warszawie. Na Greków przyjemniej było patrzeć. Oni przynajmniej ustawiali się w grupę by strzelać, by działać. Drużyna rosyjska grała prawie tak składnie jak nasza. Owszem bardziej niż nasi próbowali zaatakować i wbić Grekom bramkę, ale nie dali rady. Dwaj faworyci grupy wylecieli. Aż mnie skręca ze śmiechu.

Oto mainstream wychodził ze skóry by podgrzać atmosferę, Mucha chciała przenosić Rosjan, Lisek-Chytrusek wróżył wojnę polsko-rosyjską. Gdy kibole jednej i drugiej strony zaczęli nawalankę, do której nie potrzeba takowych zachęcać, postkolonialne kukiełki, zwane elitą poczęły przepraszać Rosjan. A tu jaja z niespodzianką! Reprezentacja Polski i Rosji paluje manatki i adieu Euro. Wczoraj żartowano, że Grecy mają duże szanse wyjść z grupy euro*, ale nie do ćwierćfinału Euro. No i kto teraz ma satysfakcję? Wojna polsko-rosyjska? Nie tym razem. Nie dość, że Rosjanie zrozumieli czym jest miesięcznika smoleńska, nie dość, że nie było większych spięć to jeszcze i my i oni skończyliśmy występ na mistrzostwach. A incydenty z kibolami? Tego się nie da uniknąć, ale jestem pewna, że PiJarowcy Donalda Tuska rozdmuchają sprawę.  Bo przecież ciągle trzeba dmuchać w gwizdek i szukać winnego. Wszędzie go szukać, tylko nie tam gdzie naprawdę jest. Podwykonawcy bankrutują, autostrady są „przejezdne” na słowo honoru a o pracę ciężko. Ale dobrze jest i koko koko euro spoko. Póki para jest z gwizdku, póty jest dobrze. A kto nie słucha elyt ten moher i malkontent.

Nie mam wątpliwości dlaczego nie wyszliśmy z grupy. Zawinił, no zgadnijcie Czytelnicy…. no oczywiście, że PiS i Kaczyński. Bo Kaczor stał za bramką i straszył piłkarzy. Bo Jan Tomaszewski swoimi wypowiedziami zniszczył ducha rywalizacji i wiarę w sercach sportowców. Czy to żart? Wątpię. Na pewno mainstream znajdzie sposób by odwrócić kota ogonem. Już teraz prawie wyczuwam nastrój żałoby, że podopieczni Franciszka Smudy, najnowszego Czarnego Luda, nie wyszli z grupy. Bo przecież chłopaki najlepsze na świecie są, tylko zestresowane, pogoda zła i w ogóle wszystko jakoś nie tak.
Nawiasem mówiąc zastanawia mnie jakie niekorzystne dla kraju i narodu postanowienia zostaną przepchnięte teraz przez Parlament i postanowione. Co się załatwi korzystając z genialnego odwrócenia publicznej uwagi, zwanego Euro 2012. Bo nie mam cienia wątpliwości, że taki dar od losu zostanie wykorzystany. Mistrzostwa nie oznaczają zawieszenia działalności państwa. A co zostanie zrobione za plecami opinii publicznej? Tego się pewnie dowiemy prędzej, niż później. I newsy niekocenie nam się spodobają.

 

(http://gfx.mmka.pl/newsph/416830/1094870.3.jpg)
*chodzi o strefę euro

Ta straszna kosa

Fobia oznacza lęk. Ludzie cierpiący na arachnofobię wpadają w panikę na widok małego pajączka, dla osoby z klaustrofobią jazda windą wywołuje niemały stres. Mamy wiele fobii mniej lub bardziej dziwnych, mniej lub bardziej uzasadnionych. Bać się można właściwie wszystkiego. Odmieniana przed wszystkie przypadki przez media „homofonia” nie oznacza, jak by wskazywały składowe wyrazu, strachu przed ludźmi, ale niechęć do osób homoseksualnych. Ogólnie Polacy to nie lubią Żydów (i z tej nienawiści mamy najwięcej odznaczonych medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata), z dziada pradziada jesteśmy ksenofobami (i dlatego do wielokulturowej I RP uciekali prześladowani z innych krajów). Tak przynajmniej głosi mainstream.

Mainsteam też powtarzał z nieomal ekstatyczną radością, że czarnoskórych piłkarzy reprezentacji Holandii podobno witano „małpimi odgłosami”. Dopiero na portalu w.polityce.pl znalazłam informacje, że RMF odszczekało kłamstwo. Powiedziało wyraźnie, że goście z Niderlandów nie słyszeli takowych głosów. Co więcej podoba im się atmosfera i są zadowoleni. Ale mainstream i „pierwsze radio informacyjne” wie lepiej. Wie lepiej co kto mówi, myśli, nawet lepiej niż ta osoba. I jak tu słuchać na spokojnie takich przejawów obiektywizmu i profesjonalizmu?

Zgadzam się z Januszem Wojciechowskim, który w swoim felietonie (http://wpolityce.pl/artykuly/30394-chlopofobia-gardze-toba-bo-jestes-ze-wsi-chlopofobia-przeklada-sie-na-konkretne-krzywdy) pisze o chłopofobii. Oj nie lubimy ludzi, ze wsi, nie lubimy łagodnie mówiąc. Wystarczy przypomnieć sobie histeryczny wrzask cele brytów z demobilu, na Koko Euro spoko. Bo panie śpiewające nie odsłaniały silikonowego biustu w wydekoltowanej bluzce, bo nie odsłaniały tyłka i ogólnie nie są „cool”. Ubrane w ludowe stroje, bez botoksu i kilogramów tapet na twarzy śpiewają skoczną i łatwo wpadającą w ucho melodię. O zgrozo i zbrodnio niesłychana jakąś ludową przyśpiewkę a nie jak należy przerabiać wzorzec z Zachodu. Bo to co zachodnie lepsze i basta. I tak było od zawsze, taka choroba narodowa.

Wyszły panie w ludowych strojach i nastąpiły na odcisk. Przypomniały samozwańczym elytom skąd się wzięły. A przyszły nie z salonu markizy de Rambouillet, ale z wioski na równinie mazowieckiej.  I czują się gorsze, czują się gorsze bo chciałby mieć przodów z herbami, nie zaś widłami. I nie ważne, że taki rolnik pracował uczciwie na utrzymanie rodziny. To dla nich nic nie znaczy, bo praca hańbi. Nie, oni tutaj strugają się na elity inteligenckie a tu słoma z butów wystaje.  Znam ludzi z małych wiosek miejscowości, którzy odnieśli sukces, zarobili spore pieniądze i mówią uczciwie: „jestem ze wsi”. To żadna stygmatyzacja, więcej powód do dumy, że chociaż mieli pod górkę dali radę. Nie pozwolili się zgnębić. Szanuję takich ludzi. Tak samo jak każdego kto uczciwie pracuje: czy to na uczelni, czy w przychodni, czy w urzędzie czy na polu. Amerykański farmer nie wstydzi się bycia farmerem. A my mamy kompleksy. Boli do żywego świadomość, że przodkowie z kosą a nie szablą szlachecką biegali. Gorsi? Ależ skąd, ale elytom  nie przetłumaczysz.
Znam pewną rodzinę, K., mieszkających na wsi. Uczciwi i pracowici ludzie z dwójką dzieci. On pracuje w leśnictwie, ona zajmuje się domem i dorabia jako salowa w szpitalu miejskim. Nie mają luksusów, ale żyją spokojnie. Obejście czyste, dom wyremontowany, planowane dalsze zmiany. Zdrowa i spokojna rodzina. Córka owej pary,  pracowita dziewczynka, dostała się do liceum w mieście. Ale ostatecznie poszła gdzie indziej. Bała się. Mówiła: „Jakie będę miała życie? Ja jestem ze wsi a tam dzieci prawników i lekarzy”. Próbowałam przekonać, że nie w każdej klasie tak jest, że nie wszędzie są młodzi z bogatych rodzin. Ale wolała nie ryzykować. Smutne. Rozumiem jej obawy, ale smutne, że w tak oświeconej i europejskiej Polsce mamy takie problemy.

Nie mam wątpliwości, że mainstream nie poświęci słowa tej fobii bardziej powszechnej niż antysemityzm czy rasizm. Nie zająkną się przecież, skoro musieli by powiedzieć coś niemiłego elytom, które mają za zadanie wielbić.

Co wolno wojewodzie to nie tobie….

Uwielbiam słuchać „ukochanej” radiostacji, uwielbiam profesjonalizm, obiektywizm i otwartość pani Wielowieyskiej. W ramach tego ucisza się osoby myślące inaczej. Piotr Semka doskonale pokazał się jako osoba spokojna i rzeczowa, wspaniały kontrast dla Kazimiery Szczuki i prowadzącej. Okazuje się bowiem, że przebieranie się na księdza na Manifach to „żarcik karnawałowy”, ale nazwanie kogoś „zboczeńcem” to zbrodnia.

Ja nie mówię, że nazywanie kogoś dewiantem to komplement. Nie jest. I nie to mnie drażni, że ktoś się poczuł obrażony. Z kolei powiedzenie „faszysta” o kimś z LPR nie stanowi obrazy, tak samo jak spacerowanie z sierpem i młotem. Podwójna moralność? Oczywiście, że tak. Nikt nawet nie próbuje udawać, nikt nawet nie próbuje zachować pozorów. Bo i po co, skoro ludzie wiedzą co myśleć i nie sprzeciwią?

Incydenty rasistowskie i antysemickie mają w Polsce miejsce podobnie jak wszędzie indziej na świecie. Krzykacze i frustraci obecni są zawsze i wszędzie. Pytanie o skalę zjawisko. Oczywiście, że można z incydentu zrobić normę, maintream opanował do perfekcji sztukę walenia jak w bęben w prawicę. A potem zdumione oczka czemu BBC pokazuje nas jako rasistów i agresorów zaś dziennikarka amerykańska wypisuje straszne rzeczy o Polakach. Ja wiem, że skojarzenie skutku i przyczyny to trudna rzecz, ale spróbujmy. Skoro reakcje na „polskie obozy śmierci” to przesada (co tam, że się ofiarę zrównuje z katem) zaś antypolskie fobie pana Grossa czyni się prawdą obowiązującą nie dziwmy się, że inni wyciągają wnioski. Ja nie mówię, że nie było szmalcowników, ludzi wydających Żydów Niemcom. Byli. Jak wszędzie. Ale ilu ich było? A kto pamięta, że w Generalnej Guberni (jakby kto nie wiedział nie było wtedy Polski) za pomoc Żydom groziła kara śmierci dla całej rodziny? A mimo to tysiące Polaków zostało uhonorowanych medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Lepiej jednak mówić o Jedwabnym. A skoro milczymy o Irenie Sendlerowej i „polskich obozach śmierci” nie dziwmy się.

Pani Kazimierze Szczuce nie podobają się lektury. Murzynek Bambo oraz „W pustyni i w puszczy” uczą postaw rasistowskich. Obraża ono „Afropolaków” (a parę razy próbowałam przewidzieć nowe słowa genederowo-polilpoprawnej nowomowy).  Dzieci przecież powinny czytać bajeczki o dwóch pingwinach gejach chowających małe pingwiniątko.  W tej całej nowomowie zapomina się o biologii. Wbrew temu co uważa lewactwo celem popędu seksualnego nie jest orgazm, ale zachowanie gatunku. Jako, że człowiek jest rozdzielnopłciowy do zapłodnienia potrzebny jest osobnik męski i żeński. Seksualna przyjemność to taki ewolucyjny wabik by zachęcić do prokreacji. Dwie osoby tej samej płci za nic nie spłodzą potomka (jak na razie partenogeneza zachodzi tylko w „Seksmisji”), co ma spore uzasadnienie biologiczne. Rozdzielnopłciowość zwiększa zróżnicowanie genetyczne i pulę genową populacji a to zaś zwiększa plastyczność i szansę przetrwania. To nie prawicowe fobie (jak zdiagnozowała „doktor Wielowieyska”- świetny komentarz Piotra Semki). To czysta biologia.

Po raz kolejny mamy dowód na podwójne standardy. Wiadomo jednym wolno wszystko a innym nic. I wszystko w imię wolności słowa, tolerancji i poszanowania odmienności. Skądś już znamy słowa o powszechnym szczęściu ludu. I tylko czekać aż szczucie przez mainstreamowe media na katolików i prawicę przyniesie skutki. Pierwsze już są. Teraz przyjdzie nam czekać na kolejne.

Polecam: http://www.rp.pl/artykul/890465.html. 

  (http://a1.sphotos.ak.fbcdn.net/hphotos-ak-ash3/c67.0.403.403/p403x403/551571_10150842184037130_845076283_n.jpg)

Demonstracja chleba


Nie pisałam od jakiegoś czasu. Od tygodnia prawie nie włączam telewizji bo już mam dość. Mam dość eurowych reklam i tej ekscytacji igrzyskami. Igrzyskami na których jaśnie państwo władzunia bawi się z pieniędzy uczciwie pracujących podatników. Zaś strzyżone owieczki jeszcze klaszczą łapkami i cieszą, że są golone nieomal do skóry. Doprawdy przezabawne, chociaż raczej porażające.

Dzisiaj, w Poznaniu, o godzinie 14.00 ruszyła demonstracja chleba. Bardzo podoba mi się hasło „chleba zamiast igrzysk”. Chociaż nie do końca zgadzam się i identyfikuje ze środowiskami lewicowymi tutaj mają rację. Mamy, jako społeczeństwo, ważniejsze potrzeby niż niepotrzebne i przepłacone stadiony plus sześćset baniek za zawalenie terminów oddania i niedoróbki. Owszem bardzo dobrze, że powstały kilometry autostrad i nowe dworce. Szkoda tylko, że są ledwie „przejezdne”, zaś ledwie się skończą igrzyska, a może i wcześniej, trzeba będzie je budować od nowa by dało się po nich jeździć. Oczywiście za wyrób autostradopodobny z ledwie dwoma pasami w jedną stronę zapłacimy jak za full wypas sześciopasmowe. No, o ile jedna część jezdni nie będzie w ustawicznym remoncie. Bowiem wyjątkowo drogie trasy budowane są na łapu capu aby krewni i kumple kogo trzeba zarobili. (http://lewica24.pl/rubryka-satyryczna/817-ogolnopolska-demonstracja-chleba-zamiast-igrzysk.html)

Tego się już nie da wytrzymać. Człowiek nie może lodówki otworzyć by nie trafić na coś związanego z igrzyskami. Ludzie w telewizji podniecają się grą naszej reprezentacji jakby naprawdę miała cień szansy dojść do ćwierćfinału. Można wierzyć w szansę na dobre miejsce, można wierzyć w świętego Mikołaja i parę innych rzeczy. Można, ale czy trzeba? Oczywiście nie oglądanie telewizji i unikanie głównych portali ma swoje zalety. Zyskujemy czas na poczytanie książek, gazet, spokojnie przejrzeć kolekcję filmów. Wyciszyć się i wyłączyć. Oczywiście ciekawość tego co się dzieje na świecie nie pozwoli mi na długie wytrwanie z dala od informacji. Także tych z mainstreamu, jako, że trzeba znać oficjalną wersję prawdy.

Tenże mainstream bardzo przeżywał rzekomy polski antysemityzm i rasizm  wytknięty przez program w BBC. Oczywiście, że chuligańskie wybryki mają miejsce na polskich stadionach, podobnie jak wszędzie indziej na świecie. Ważne jednak by nie zapominać o skali. Żydzi nie mogą się czuć w Polsce bezpiecznie? Oczywiście w arabskiej dzielnicy w takiej Francji czy Wielkiej Brytanii mogą swobodnie spacerować z gwiazdą Dawida na koszulce. Nic złego ich nie spotka z rąk wyznawców „religii miłości” spod znaku Wiosny Ludów.  Nic a nic poza połamaniem kończyć, atakiem kwasem, zabiciem i paroma innymi miłymi akcentami. No, ale przecież oni bronią skarbów i wartości swej kultury, zaś Polacy to straszni antysemici. Do tego nietolerancyjni, bowiem jakoś nie podoba im się wizja rosyjskich kibiców z sierpami i młotami. Bo jak wiemy przecież sierp i młot to symbol miłości wujka Stalina, który wierzył w równość wszystkich ludzi. Przynajmniej gdy chodzi o równe szanse na wylądowanie w sanatorium o nazwie Gułag i wakacje na Syberii. Elyty rzecz jasne przyklasną oburzeniu, bowiem tak się nauczyli i basta.

Straszne zagrożenie stanowią ludzie chcący upamiętnić ofiary katastrofy Smoleńskiej, bowiem związani są z tymi strasznymi moherami i Kaczorami, a raczej Kaczorem. Jak nic wprowadzą straszny kaczyzm, czymkolwiek by nie był, oraz parę innych strasznych rzeczy jak terror okropnego Kościoła Katolickiego. Czymś, lub kimś, trzeba ludzi straszyć by nie policzyli kosztów tej imprezy dla władzy i działaczy PZPN, aby nie zapytali dlaczego na imprezie zarobi UEFA nie zaś miasta-gospodarze oraz Polska.  Nie mogą przecież zapytać za czyje pieniądze będą utrzymywane nieużyteczne stadiony, czemu autostrady są wciąż nieprzejezdne i czemu zamiast zysków mamy długi. Skuteczny straszak zdecydowanie może zapobiec niewygodnym pytaniom.

Chłodne myślenie życzeniowe

Wszelkiej maści spece od zielonego biznesu, zwanego ekologią, straszą globalnym ociepleniem spowodowanym przez człowieka. Aby zapobiec nieszczęściu należy dobić gospodarki krajów słabiej rozwiniętych co by Francja miała komu opchnąć reaktory atomowe, zaś działacze Greenpeace mogli spokojnie wygrzewać się na wakacjach na Malediwach i planować kolejne kampanie zarabiania pieniędzy, zwane dla niepoznaki akcjami ratowania środowiska. W ramach wspomnianego ocieplenia mamy najzimniejszy początek czerwca jaki pamiętam, wieje lodowaty wiatr, mamy ledwie 14 stopni (co mi akurat odpowiada), ale na pewno znajdzie się wyjaśnienie. Ostatecznie ocieplenie objawia się przez oziębienie, lecz ekolodzy zagną klimat, zmienią bieg dziejów Ziemi o ile tylko ich konto będzie odpowiednio intensywnie zielone w „zielone”.

Gwiazda jednego z sabatów ekologicznych, znaczy się szczytów, którego dziadek wyzwalał Auschwitz, Barack Hussein Obama, spec od błyskotliwości wspomniał o polskich obozach śmierci. Wielu poczuło się, słusznie, dotkniętych zaś wielce europejscy ludzie jak Janusz Palikot i niektórzy komentatorzy oburzyli się naszą zaściankową histerią. No tak, bo przecież walka o prawdę historyczną i nie zrównanie katów z ofiarami to przecież czepialstwo. Kiedy plują to jaśnie oświeceni Europejczycy mówią, że pada deszcz, a przynajmniej tak sądzą nasi co po niektórzy komentatorzy. Ja rozumiem: niektórzy autorzy „dzieł” o złotych żniwach cierpią na antypolskie fobie, zaś cierpiący na choroby filipińskie przepraszają w imieniu narodu. Ale żeby tak masowo ludziom wszystko się pomieszało? Cóż lata propagandy i cierpliwego, ciągłego powtarzania swoich kwestii zrobiły swoje. Bo kto zechce być zacofany i nie cool.

Nie było polskich obozów śmierci, bo w latach 1939-45 nie było Polski, ani czego podobnego na mapie Europy. Było jedynie Generalne Gubernatorstwo, prowincja III Rzeszy, złożona z części dawnych ziem drugiej  Rzeczpospolitej. Obóz w Auschwitz był niemiecki, tylko i wyłącznie niemiecki. Nie jakiś beznarodowo nazistowski, ale niemiecki. Dobrze, aby do niektórych to w końcu dotarło. Ale czego ja oczekuję od ludzi nauczonych kłaniać się w pas i klękać przez każdym kto jest z zagranicy? Zgadzam się ze słowami jednego z komentatorów z portalu „w polityce”, że lewactwo usprawiedliwi każdą antypolską kalumnię, co więcej nawet pomerda ogonkiem i zacznie się łasić. Bo przecież „polskość to nienormalność”. Zdaniem MWzWM mogę być zakompleksionym moherem i czym tam jeszcze, ale słowa Husseina Obamy mnie zdenerwowały i reakcja Polski nie była w najmniejszym stopniu przesadzona. Trzeba walczyć o swoje, walczyć wzorem innych krajów, które nie oglądają się na „europejską nowoczesność”, ale twardo forsują swoje. Takimi czy innymi metodami, w zależności od tego co akurat najlepiej zastosować.




http://www.pdc.co.il/barack-obama-title.jpg

W Egipcie skazano Mubaracka na karę dożywocia. Oczywiście w imię Allaha miłosiernego, jak mówiono na odczytaniu wyroku. W ostatnich wyborach w siłę urosło Bractwo Muzułmańskie, miejscowi ajatollahowie. A tymczasem pożyteczni mądrzy inaczej, parafrazując politpoprawną nowomowę, mówią, że oto nadchodzi demokracja w Egipcie. No tak, demokracja w której zgwałcone dziewczynki będą kamienowane, zaś ojciec córki, która zaliczyła „wpadkę” będzie miał wybór: polać córkę benzyną i podpalić czy narazić się samemu na kulkę w łeb. Nie wiem czy ludzie naprawdę wierzą w taką iluzję jak „demokracja po arabskiej wiośnie ludów”. Brzmi pięknie, podobnie jak opowieść o świętym Mikołaju, czy bajka o Kopciuszku. Fajne to, może nawet zabawne, ale nieprawdziwe. Chociaż niektórzy święcie wierzą w podobne bzdury, zaś myślenie życzeniowe po prostu nie może się dobrze skończyć. Sama nie wiem czy się śmiać czy płakać słuchając „łekspertów” z portali typu Arabia.pl, biorących swoje wyobrażenia za rzeczywistość . Niestety jeszcze nigdy świat się nie nagiął do cudzego radosnego widzi mi się.

Uaktualnienie 3VI2012, dzięki uprzejmości komentatora ~PZGR: CO2 wazy w normalnych warunkach 1,8 g/litr, zaś wydzielona ilość to,  te groźnie brzmiące miliony ton to tylko sześcian o długości boku 18 (słownie: osiemnaście) kilometrów... Gdzie tu miliony? Może miliony milimetrów?