Elektrowstrząsy: leczenie nie tortury



Elektrowstrząsy (EW), metoda stosowana w psychiatrii kojarzą się bardziej z torturami i horrorami niż współczesną medycyną. Niewątpliwą zasługę mają tutaj media oraz filmy. W porządnym horrorze w szpitalnych klimatach musimy mieć szalonego lekarza i przypiekanych prądem pacjentów. Każdy kto widział „Lot nad kukułczym gniazdem” lub inny film w podobnych klimatach wie o czym mówię. Tymczasem rzeczywistość, jak zwykle z nią bywa, jest daleko mnie teatralna i ciekawsza. Oczywiście nie zaprzeczam, że nadużycia mają miejsce wszędzie i że każde narzędzie można użyć wbrew przeznaczeniu. Ostatecznie kij równie dobrze służy jako podparcie dla osoby starszej jak do bicia ludzi i zwierząt. Podobnie rzecz się ma z elektrowstrząsami czy też lekami. Są regularną procedurą medyczną, nie zaś torturą aplikowaną ludziom niewygodnym. Jak każdy zabieg niosą ryzyko powikłań. Każdy lek ma skutki uboczne, reklamowane nagminnie suplementy diety też a że są często brane bez umiaru, kontroli i dużej ilości. Sama suplementów diety nigdy nie zażywałam, nie zażywam  i zażywać nie zamierzam, bowiem naprawdę obawiam się brania regularnie leków bez konsultacji z lekarzem. Chociaż rzecz jasna nie można zaprzeczyć, że tortury są stosowane także w krajach chcących uchodzić za cywilizowane. Niemniej jednak z zasady podchodzę dość sceptycznie do wszelkiej maści rewelacji, zwłaszcza wszelkiej maści speców od teorii spiskowych, Nowego Porządku Świata, Iluminatów itd. Oczywiście w wolnym kraju każdy ma prawo wierzyć w chmury sterujące chipami w mózgu, telewizję wdzierającą się do mózgu i satelity czytające myśli. Straszna to wizja świata i życia, na szczęście nie moja.

Miłe złego początki, a koniec?


Na początek ważna wiadomość z Ukrainy. Premier tego kraju podał się do dymisji, zaś polskie służby dyplomatyczne twierdzą, że działają od początku by wspierać naszego sąsiada. Chyba przez Twittera i osobę wróbla Ćwirka.

Tymczasem  media zelektryzował news. Zawrzało oburzeniem i zdumieniem. Prezydent Francji rozstał się z Pierwszą Damą. Cała sprawa jest w pewnym sensie zabawna, chociaż raczej nie dla Valerie Treiweiler. Zacznijmy do tego, że pani Treiwelier nie była nigdy Pierwszą Damą Francji (jak Carla Bruni na przykład), ale jedynie konkubiną Pierwszego Obywatela. Technicznie rzecz ujmując więc Francja nie ma Pierwszej Damy, zaś tytuł ostatnio należał do pani Bruni-Sarkozy. Czemu piszę o tej sprawie? Bo bawi mnie zdumienie i oburzenie. Facet na stanowisku zostawił konkubinę i raz, dwa wyrzucił z przytulnego pałacu. A co w tym dziwnego? Przecież o to chodzi w „wolnych związkach” i „miłości bez papierka” aby właśnie w razie czego (jak przykładowo kobieta przytyje, znajdzie się delikwent z grubszym portfelem, seks będzie nie ten itd. ) bez prawnych komplikacji, bez kosztów i bez zbędnych ceregieli móc odejść i bawić się dalej. Odpowiedzialność za drugiego człowieka, troska? No nie żartujmy. Konkubinat to układ podwyższonego ryzyka. Przypadek pani Treiwelier to tylko jeden z wielu przykładów. Jak ktoś chce tak żyć nikomu nie zamierzam zabraniać ni potępiać, byle wiedzieć o ryzyku. Dla mnie, podkreślam to moja opinia, konkubinat nie ma żadnych zalet. Rzecz jasna żonę też można zmienić na „nowszy model”, ale to nie jest aż takie proste, tanie i łatwe. Każdy przepis jest do obejścia, ale można ułatwiać unikanie odpowiedzialności lub też nie.

Demoniczne SPA na szczycie cywilizacji


Jak wiedzą moi stali Goście lubię zaglądać na portale o dość skrajnej linii by poznać najbardziej radykalne opinie. Dzięki portalowi fronda.pl wiem, że pojęcie katolalib nie jest li tylko wymysłem, dzięki natemat.pl z kolei widzę jak daleko lewactwo ma niewiele wspólnego z lewicową wrażliwością o słabszych. Oczywiście co do lewactwa nie muszę czytać portalu Tomasza Lisa by wiedzieć z kim mam do czynienia. Niemniej jednak można tam znaleźć kwiatki, które przebijają niejedno co napisze jedynie słuszna gazeta. Zatem w ramach psychodelicznej podróży przez meandry odlotów, zapraszam do odwiedzenia linków oznaczonych jako [1] oraz [2]. W kolejnych paragrafach oczywiście pokrótce wyłożę moją opinię, niemniej jednak zachęcam do samodzielnej lektury. Tylko ostrzegam: lepiej niczego nie pić w trakcie bo jeszcze zapluje się monitor lub co gorsza udławi ze śmiechu.

Jesteś wierzący? Masz inny mózg. Jesteś impulsywny? Możesz się uzależnić od jedzenia!

  
Tytuł posta może brzmieć fantastycznie, ale dotyczy wyników ciekawych badań naukowych. W linkach na dole tekstu podałam odnośniki do fantastycznego portalu naukowego phys.org oraz do tekstu publikacji w czasopiśmie Brain Connectivity. Amerykański Narodowy Instytut Zdrowia (National Institute of Health) sfinansował badania dotyczące zbadania różnic w interakcjach między częściami mózg. Dzięki technikom jak fMRI (funkcjonalny rezonans magnetyczny, functional magentic resonance) możliwe jest zbadanie różnic w aktywności poszczególnych części mózgu podczas wykonywania określonych zadań. Dzięki temu przykładowo możliwe jest ustalenie różnic w aktywności poszczególnych części mózgu między osobami ze zdiagnozowaną chorobą dwubiegunową a grupą kontrolą czy między pacjentami z różnymi diagnozami. Największy problem w badaniach rezonansem stanowi oczywiście koszt całego badania, lecz możliwość znalezienia mierzalnych i namacalnych różnic między osobami z psychicznymi schorzeniami a osobami zdrowymi stanowi ogromny krok w badaniach i bezcenną wiedzę dla lekarza.

Jesteśmy coraz bogatsi!


Na Wojtusia z popielnika
iskiereczka mruga,
chodź opowiem ci bajeczkę,
bajka będzie długa
.”

Jesteśmy Polacy coraz bogatsi, bo w Davos obradują miliarderzy i oni się bogacą, więc statycznie jesteśmy coraz bogatsi (wypowiedź pana fachowca z audycji EKG w TokFM). Jesteśmy coraz bogatsi i mamy coraz więcej pracy i co to coraz lepiej płatnej. Bo przecież umowy śmieciowe są najlepsze. Istnieje alternatywa i zaś zawsze można zostać bezpłatnym, wiecznym stażystą. Jesteśmy coraz bogatsi, odkrywając na ile sposobów można zjeść miskę ryżu i jak wydać 3379 zł na utrzymanie czteroosobowej rodziny.


Polityka prorodzinna III RP


Ponoć mieliśmy w Polsce rok rodziny. Tak w każdym razie zapewniał Premier Tusk. Podobno wszyscy ( z lewa i z prawa) troszczę się o dzieci i rodzinę. W ramach troski o rodzinę prawica chce zmuszać do rodzenia zgwałcone dziewczynki i zakazać aborcji w przypadku nieodwracalnych uszkodzeń płodu. Podobno cierpienie uszlachetnia, szczególnie jak cierpią inni zaś spece od wielkich idei patrzą z boku i cmokają. W ramach troski strona bliższa mainstreamu uważa, że należy odbierać dzieci biednym rodzinom i najlepiej sterylizować ubogie, wielodzietne matki „bo przecież ciemnota nie umie się zabezpieczyć”. Jestem tak samo przeciwna sterylizowaniu kogokolwiek bez pytania o zdanie. Decydowanie za kogoś, nie ważne w imię jak szlachetnej idei i z jak pięknych pobudek to zawsze droga do zamordyzmu i totalitaryzmu. A czy chodzi o palenie na stosach czarownic czy zabijanie wrogów klasy robotniczej to różnice w szczegółach, przy zachowaniu ogólnego obrazu. Fanatyzm jest zabójczy i prowadzi do krzywdy w każdym wydaniu, nie ważne czy lewicowym, prawicowym, islamistycznym czy ateistycznym. Każdy kto chce decydować za innych, narzucać im siłą „jedynie słuszną opcję”, prędzej czy później łamie ludzką wolność i wolną wolę. Każdy kto chce zamykać usta inaczej myślącym to samo.

Hobbit, the desolation of the book


Byłam dzisiaj w kinie na drugiej części „Hobbita”, w reżyserii Petera Jacksona. Tytuł filmu brzmi „Hobbit. Pustkowie Smauga” (ang. Hobbit. The desolation of Smaug). Słowo desolation znaczy także spustoszenie, dewastacja i  żal. Określenie „dewastacja Śródziemia” moim zdaniem o wiele bardziej pasuje do obrazu. W filmie mamy świetne efekty, piękne krajobrazy, widowiskowe walki, wartką akcję. Zabrakło jednak klimatu książki, zabrakło klimatu dzieł Tolkiena. Ciężko zachować klimat kiedy ekranizowane dzieło zostaje niemiłosiernie i niepotrzebnie rozciągnięte poprzez dodawanie wątków, które nie pasują. Książka „Hobbit” nie stanowiła wstępu do trylogii „Władca Pierścieni” o czym zapomniał Jackson, ale oddzielną całość. Powieść dla dzieci i młodzieży o przygodach wesołej gromadki, która co jakiś czas przeżywa przygody, wpada w kłopoty ale mimo wszystko odnosi sukces i zrobi coś dobrego. W książce próżno szukać mrocznego klimatu zagrożenia, jakie chciał nam dać reżyser, wzorując swój nowy cykl na „Władcy”. Ze szkodą dla filmu.

Diaboliczne fantasy


Dla osób wierzących w Boga oczywistym jest, że prócz Boga istnieje też szatan. Pewne czyny, jak działalność Czerwonych Khmerów, obozy koncentracyjne czy sieć łagrów są tak przerażająco okrutne, że wydaje się, że sprawcy musieli zostać opętani. Wyzwolone wówczas pokłady zła są tak ogromne, że aż niewyobrażalne by mogły tkwić w ludziach jak my. Jak pisał klasyk „są rzeczy na niebie i na ziemi o których się nie śniło filozofom”. Także psychiatrzy przyznają, że opętania w sensie religijnym istnieją i są wypadki gdy medycyna nie potrafi wyjaśnić określonych zachowań. Podobno największym zwycięstwem diabła jest to, że ludzie przestali wierzyć w jego istnienie. Ideologia relatywizacji i rozmywania wszystkiego „hulaj dusza piekła nie ma” przyczyniła się do tego. Kiedy jednak zaczynam o wszystkim myśleć sama nie wiem czy bardziej szkodliwe jest udawanie, że na świecie nie ma zła, czy też ośmieszanie zagrożenia jak czynią nadgorliwi katolicy. O ile tekst w linku oznaczonym jako [1] można potraktować jako ciekawostkę i dowcip, o tyle link [2] to pokaz przerażającej złej woli i niewiedzy.

Kto jest wart troski dla maintreamu?


Media głównego nurtu słyną z troski. W swoim poprzednim tekście pisałam jak broniły Jerzego Owsiaka. Ich twarda i zwarta obrona WOŚP stanowiła dla mnie najlepszy dowód, że w inicjatywie „coś jest nie tak”. Niemniej jednak obrona WOŚP to zachowanie irytujące najwyżej, zaś obrona zbrodniarzy to czyn oburzający. Na największą troskę liczyć mogę wszelkiej maści dewianci jak pedofile. Pedofil-morderca Mariusz Trynkiewicz został wzięty pod czułe skrzydła obrony prof. Moniki Płatek. Występująca regularnie w TokFM karnistka (i jak tu nie być złośliwym wobec wciskania żeńskich końcówek) błaga by nie linczować zbrodniarza. Szkoda, że nie ma tyle wyrozumienia dla jego ofiar. Ale nijak mnie to ani nie dziwi, ani nie zaskakuje. Co najwyżej ponoru kiwam głową, szepcąc „a nie mówiłam”.

„Wszystkie zwierzęta są sobie równe, ale niektóre są równiejsze”

"Zwierzęta w ogrodzie patrzyły to na świnię, to na człowieka, potem znów na świnię i na człowieka, ale nikt już nie mógł się połapać, kto jest kim.” Dwa powyższe cytaty z nieocenionego Orwella pasują jak ulał do tak zwanej demokracji III RP i jej naczelnego świętego Jerzego, Jurka, Owsiaka. Nie dałam grosza na WOŚP i raczej nie dam nigdy więcej. Podobnie jak wielu ludzi kiedyś w dobrej wierze wpłacałam datki, uznając WOŚP za wspaniałą oddolną inicjatywę. Niedawno jednak zobaczyłam, że coś co miało być piękną ideą pomocy chorym dzieciom stało się biznesem i promowaniem siebie kosztem chorych dzieci na ich plecach. Wątpliwości pojawiły się już jakiś czas temu, teraz są już pewnością. Dodatkowo przecież do jasnej cholery pewne rzeczy ma nam zapewniać NFZ na który płacimy nie mało. Skoro trzeba stać dwa lata w kolejce po aparat na zęby, są durne limity na wszystko po co ten cały NFZ? Do czego służy poza nabijaniem kabzy kolesiom i pociotkom rządzących?

Lemingi opcji wszelakich

Przepraszam za moje długie przerwy. Nowy Rok już za nami, nareszcie koniec świętowania i mam nadzieję wrócić do regularnego blogowania. Zima tego roku naprawdę nam się zbiesiła zaś wysokie temperatury szkodzą nie tylko przyrodzie. Huragany, powodzie czy rozregulowany cykl wegetacyjny to tylko część problemu. W każdym razie słuchając co po niektórych genialnych pomysłów polityków zaczynam się zastanawiać czy może halny co hula doleciał do Warszawy i zaszkodził, ja weszłam w jakiś tryb wyjątkowej złośliwości czy może politycy wygadują większe bzdury niż zwykle. W ramach noworocznego festiwalu obietnic, Premier Tusk postanowił walczyć z pijanymi kierowcami. Tym razem remedium ma stanowić alkomat za 5 złotych w każdym aucie. To, że  działający alkomat kosztuje więcej i że jak ktoś zechce jechać na podwójnym gazie to alkomat mu nie straszny nikogo nie przekonuje. Trzeba pokazać działanie takie czy inne. A skoro sondaże lecą w dół a ludzie coraz mniej drżą przed „Kaczorem” czas przedstawienie, showtime itd. Przyjmowanie koperty nie korupcja a pieniążki z OFE kuszą.   Z drugiej strony mamy pomysły by zakazać handlu w niedzielę, bo ludzie mają spędzać czas inaczej niż w galeriach a posłowie wiedzą lepiej jak, odmienianie słów gender i aborcja przez przypadki itd. Głowa boli.

Depresjogenne studia i mysie rodziny

Ostatnio znęcam się nad artykułami na fronda.pl, portalu będącego moim zdaniem wodą na młyn dla lewaków. Nie, nie zamieniam się w lewicową feministkę, chociaż jeśli jeszcze więcej poczytam tego portalu zrobię niejeden krok w tym kierunku. Wynika to z nieznośnej dla mnie, zapewne nie tylko dla mnie, przesady.  Dopóki nie poczytałam co bardziej złotych myśli Tomasza Terlikowskiego i innych dochodzę do wniosku, że w określenie katotalib coś jest. Uważam i zawsze uważałam, że dla zdrowia i równowagi życia publicznego niezbędna jest zarówno prawica i lewica, oczywiście nie fanatyzm. Fanatycy, nie ważne z jakiej opcji, zwyczajnie mnie przerażają.  Ktoś kto sądzi, że posiadł monopol na prawdę i słuszność winien budzić strach, ponieważ wyklucza dyskusję i zwykle nie znosi innego zdania. Oponent to lewak/ciemnogród/zło wcielone itd. w zależności od reprezentowanej opcji.

Globalne ocieplenie atakuje

Jak już wszyscy wiemy, Ameryka Północna została ciężko zaatakowana przez globalne ocieplenie. W ramach ocieplania się klimatu przyszły śnieżyce, mrozy i silny wiatr. Sparaliżowane są lotniska.  Zaleca się aby ludzie nie opuszczali domów o ile nie jest to konieczne. 

Wiadomo nie od dzisiaj , że macherzy od przemysłu globalnego ocieplania potrafią skutecznie wmówić jak to ocieplenie oznacza oziębienie i właściwie to tylko różnice w słownej semantyce.  Organizacje jak Greenpeace tak łatwo nie zrezygnują z kroci zarabianych na tak zwanej walce z globalnym ociepleniem. Hasło dobre jak każde inne, zaś dolary całkiem realne. Niejaki Al Gore tak skutecznie lobbował za swoim, że mu nawet Pokojowego Nobla dali. Potem dali i Barackowi Husseinowi Obamie. Tenże Obama wracając z tak zwanej konferencji klimatycznej w Kopenhadze wpadł w śnieżycę. Teraz na jednego i drugiego śnieg pada aż miło, zaś Stany Zjednoczone walczą ze śniegiem. Od czego jednak telewizja i przemysł ogłupiania? Dlatego powtórzę za politycznie poprawnymi itd. Nie ma zimy i nie ma śniegu. To tylko urojenia. Owszem coś tam pada, ale jak wiemy ocielenie objawia się przez oziębienie. Zatem jak komuś z zimna ząb na ząb nie trafia, winien rozpiąć kurtkę bo tak naprawdę mu gorąco. A jeśli myśli inaczej ulega halucynacji. 

Głosy i wampiry

Dziękuję za wszystkie ciepłe komentarze pod ostatnim postem. Naprawdę Wasze słowa wiele dla mnie znaczą i raz po raz przekonują mnie, że moja obecność i pisanina tutaj ma sens. Bo przecież piszę dla Was i po to aby podzielić się z Wami moimi przemyśleniami. Pisanie samej dla siebie w sieci nie ma sensu, wówczas można po prostu wszystko zostawić w szufladzie biurka tudzież na dysku. W moim realnym życiu czekam na ważne wiadomości i przeglądam oferty pracy. Za granicą, bo jeśli myślę poważnie o rozwoju zawodowym i ułożeniu sobie życia bez wyjazdu nie da rady. Niestety pod postem o stanie wojennym rozpętała się awantura, zaś niektórzy wykorzystali moją nieobecność do awantury. Z tego powodu komentarze pod tamtym postem zostaną ukryte. Nie zamierzam rozsądzać stron sporu. Blog to miejsce dyskusji a nie nawalanki. Po tym ogłoszeniu, wracam do dzisiejszego tematu.

Znalazłam dwa ciekawe artykuły na portalu fronda.pl. Ciekawe z dwu różnych powodów. Pierwszy z nich, to zapis kuriozum, kompletnego odlotu. Często pisałam o bezsensownych pomysłach lewicy i kuriozalnych tezach głoszonych w imię źle rozumianej równości i tolerancji. Dzisiaj zaś znalazłam przykład jak może poszaleć druga strona. O tym, że prawica (ogólnie rozumiana) jest przeciwko in vitro wiadomo nie od dzisiaj. Cóż ja uważam, że to osiągnięcie medycyny i jak z każdego osiągnięcia należy korzystać z rozwagą i umiarem. Dla wielu metoda jest nie do przyjęcia, ponieważ powstaje więcej zarodków niż jest następnie implantowanych do macicy. Nazywane jest to zabijaniem dzieci nienarodzonych.  Pod linkiem oznaczonym jako [1] pewna kobieta poczęta z in vitro pisze, że tęskni za „rodzeństwem”. Na pewno ta kobieta cierpi i na pewno ma poważny problem. Tylko to jej dramat i nie powód by zakazywać metody, która ludziom pozwala mieć dzieci gdy naturalne sposoby zawodzą.  Przypominam też,  że nie każda zapłodniona komórka jajowa zagnieżdża się w macicy i występują jak zwane naturalne poronienia. Czasem poronienie następuje nim kobieta zorientuje się, że jest w ciąży. Zatem technicznie rzecz ujmując, prawdopodobnie  każdy z nas ma takie „rodzeństwo” i kto wie w jakiej liczbie.  Chociaż zasadniczo daleko mi do lewicowych feministek jak Kazimiera Szczuka, w przypadkach takich artykułów nie wiem czy zwijać się ze śmiechu, czy martwić że konserwatyści tak dalece nie umieją przekonywać do siebie ludzi. Zaś podobne teksty to woda na młyn dla lewaków.