Koniec projektu Kanada, początek projektu Szwajcaria

Dawno mnie tutaj nie było, aż wstyd przyznać jak zaniedbałam bloga. W moim życiu od roku 2018 zaszły zmiany, bynajmniej nie na lepsze, przez co musiałam dokonać zmian. Jak sam tytuł wskazuje, zmieniłam Kanadę na Szwajcarię, a dokładnie Toronto na Zurych gdzie mieszkam od jesieni zeszłego roku. Od pewnego czasu zbierałam się na napisanie notki, lecz do porzuconych zadań ciężko wracać. 

Miałam w Kanadzie stały pobyt, mogłam aplikować o obywatelstwo lecz sytuacja rodzinna zmusiła mnie do poważnych przemyśleń. I właściwie dobrze, ponieważ projekt Kanada nie miał prawa się udać. Jak zauważyła ongi Ania, pozdrawiam Cię jeśli to czytasz, że nie lubię kraju w którym mieszkam, podobnie jak nie lubię ludzi z którymi pracuję. To ostatnie nie było całkiem prawdziwe, ale kraju nie lubiłam bo i co tutaj lubić z mojego punktu widzenia: oszalały libertynizm, tęczowy terror multi-kulti i miłość do islamu? Ale ponieważ zasadniczo lubiłam pracę, to nie chciałam zmian, a może się ich bałam? 

Powinnam była odejść dwa lata wcześniej. Potrzebowałam solidnego walnięcia w głowę by pojąć, że nie trafiłam w tak dobre miejsce jak ongi sądziłam. Szef nigdy mnie nie cenił, a moje starania trafiały w czarną dziurę co do mnie z czasem dotarło kiedy przestałam uważać, że muszę się wykazać. Doceniłam też polskich kolegów . Każdy był ode mnie lepszy i dopiero przyjazd kolegi, "man of action", którego za przeproszeniem pierd*** wywoływało owacje, zmusiło mnie do dostrzeżenia prawdy. Północna Ameryka to dobre miejsce na zdobycie doświadczenia, bo takowe zdobyłam, lecz nie na życie. Nie, nie próbuję mówić, że Kanada to okropne miejsce lecz na pewno ja tam nie pasowałam. Toronto to świetne miejsce jak ludzi o lewicowo-liberalnych poglądach, chcących żyć na pograniczu chińsko-indyjskim, chcącym spróbować trawki i chętnych uprawiać seks na pierwszej randce. To dobre miejsce na wakacje, by poznać czym jest Ameryka Północna bez zagrożeń i bandyterki USA. Kanada i USA to dwa odmienne kraje, z Kanadą będącą tym bardziej bezpiecznym i lepszym do życia z tych dwóch. Trzeba jednak wiedzieć, że to nie Europa, że nie ma tam miejscowej kultury i że generalnie nie ma co liczyć na pomoc. 

Toronto to miasto osiedli  jak mawiają, co ma sens bowiem mieszkają tam ludzie z całego świata, zaś jak wiemy w zalewie bodźców każdy szuka czegoś swojskiego. Nic zatem dziwnego, że ludzie tworzą swoje osiedla, jeszcze nie getta, na podstawie tego skąd są, w co wierzą by w tym chaosie znaleźć jakiś sens. Piszę "jeszcze nie getta", bowiem to nie zamknięte jednostki, lecz w Toronto są całe dzielnice gdzie nie mówi się w języku urzędowym, zaś tacy Chińczycy na przykład mają swoje sklepy, urzędy i wszystko tworząc niejako równoległe społeczeństwo. Wysyp meczetów i całe chmary kobiet w chustach otoczone gromadą dzieci stanowią zapowiedź stref no-go, bowiem  dzieci zakutanej kobiety nie zostaną wychowane w poszanowaniu praw religijnej wolności drugiego człowieka, bowiem za nich wybraną totalitarną ideologię udającą religię. Toronto, które przypomina mi społeczność terminala lotniskowego z przypadkowymi ludźmi będącymi w danym miejscu i czasie, nie jest zamknięte na cudzoziemców, nie jest się w oczywisty sposób obcym lecz nie ma jasnych wskazówek dla nowo przybyłych. Zapewne dlatego, że większość ma już swoje "osiedle", swą społeczność która pomaga. Ja mieszkałam daleko od Polonii, do tego przyjechałam na innych zasadach więc nie mieliśmy wspólnych doświadczeń. 

Dlaczego Szwajcaria? Ponieważ musiałam  wracać do Europy, a zarobki w Polsce wciąż pozostawiają wiele do życzenia. Lista europejskich krajów nie najechanych przez Hindusów, Chińczyków i wyznawców "Religi pokoju" nie była długa, a ja chcę żyć w Europie, nie jakiejś Azji. Zatem padło na Szwajcarię, zaś w rozmowie o pracę pierwsze pytanie było "Dlaczego?" po prawie i pięciu i pół latach zostawiam Kanadę, by przyjechać. Powody rodzinne to prawda, zaś niechęć do multi-kulti to drugie. I na razie żałuję, że nie przyjechałam do Szwajcarii wcześniej. Nie mam w sobie tego dzikiego entuzjazmu, wiem, że w Szwajcarii jako kobieta a do tego cudzoziemka wysoko nie podskoczę, lecz złudzeń pozbyłam się w Kanadzie. Być może, jak nauczała koleżanka mamy, najlepszym sposobem na awans jest zmiana pracy? Ja zmieniłam nie tylko pracę, ale też kraj i kontynent. I nie żałuję. 

Nie, nie mam na myśli o wiele wyższych zarobków, chociaż to ważne. To, co najważniejsze to kultura pracy i ludzie. Po paru miesiącach w Zurychu wiem o moich kolegach więcej, niż w Toronto po pięciu latach ponieważ tutaj się w pracy rozmawia i chodzi razem na lunche. W Toronto każdy miał wykorzystać każdą chwilę na pracę, a od rozmów były networking events gdzie należało być przedstawionym bo inaczej było się niewidzialnym i niesłyszalnym. Moi koledzy pytają się jak sobie radzę, czy mi starcza na życie, czy czegoś nie potrzebuję. Zalecali bym zaczęła uprawiać sport, bo siedzę długo przy komputerze, zachęcali do wyjścia. A dla mnie owe zwyczajne w naszej kulturze gesty znaczyły wiele, bowiem w Toronto panowała kultura nie wtrącania się i nigdy nikogo nie obchodziło jak sobie radzę, poza może V. z mojej pracy i V. spoza które pytały jak sobie radzę, po tym jak dotknęła mnie rodzinna tragedia. Nikogo innego to nie obchodziło. I to był ten moment. 

Czy to znaczy, że Kanada to okropny kraj to życia, a Szwajcaria cudowny? Nie, to naprawdę zależy od tego kto czego szuka. Jeśli ktoś szuka powiewu wielkiego świata, szybkiego i nowoczesnego życia, bliskości USA to polecam Toronto. Jeśli lubisz chodzić po klubach, spróbować niedrogo kuchni całego świata, żyć w tyglu kultur i języków, poznawać ludzi z Azji i Afryki, jedź do Toronto. Jeśli masz liberalne poglądy, wierzysz w to, że nie powinno być granic, płeć to kwestia umowna a nowy, zielony ład to przyszłość naprawdę pokochasz Toronto, której jest wyjątkowo kosmopolityczne. Jeśli jednak cenisz tradycję, acz dostrzegasz konieczność zmian, czarowne widoki Alp, chcesz żyć w Europie, w europejskiej kulturze, nie wierzysz w multi-kulti i mieszanie ras, wolisz stare, sprawdzone przez wieki rozwiązania, acz lekko zmodyfikowane, wybierz Szwajcarię. Niektórzy nazywają Szwajcarię zaściankiem, może i tak sama nie wiem, ale mnie na razie odpowiada spokój i czar tego zaścianka. Odżywam. Chodzę po parkach gdzie widzę białe rodziny z białymi dziećmi i wiem, że to czysty i spokojny kraj białego człowieka. Spaceruję po urokliwej starówce, nad jeziorem, a jak zechcę mogę napić dobrego wina siedzą na ławeczce. Tak, w Zurychu można pić alkohol w parku a jak ktoś rozrabia, to zostanie zgarnięty za zakłócanie spokoju. Nie to co Toronto, gdzie wierzono w moc prawa precedensu. No i mogę otworzyć okno na oścież, nareszcie!

Rzecz jasna moje doświadczenie z pracy za granicą nie jest typowe. Jestem osobą z doktoratem i generalnie jeździłam między ośrodkami naukowymi, przez co nigdy nie dotknęła mnie kwestia nostryfikacji dyplomu czy też problemu  z uznaniem wykształcenia, ponieważ skończyłam trzeci etap studiów i publikowałam w uznanych, międzynarodowych czasopismach. Wiele słyszałam, przed wyjazdem z Toronto, jacy to ze Szwajcarów rasiści i nie lubią imigrantów, cóż ja się cieszę że tutaj nie Azja, nie wyglądam na obcego na pierwszy rzut oka, zaś przyjechałam mając pracę i dostałam z miejsca pozwolenie na pobyt (typu B) na pięć lat. A może po prostu już nieco pomieszkałam a granicą i nie oczekuję cudów? Może po prostu zobaczyłam jak opowieści o otwartości i tolerancji nie wytrzymują zderzenia z rzeczywistością? I może wreszcie już przerabianie bycia na końcu łańcucha pokarmowego z racji pochodzenia z Polski? A może po prostu miałam wielkie szczęście tutaj? Albo po prostu, tak naprawdę, nie przepadałam za szeroko rozumianą kulturą w Toronto, przeżywałam w gruncie rzeczy stan chronicznego szoku kulturowego na widok multi-kulti i wszechobecnego dyktatu LGBT?  W Polsce tego nie ma: mimo wszystko mamy głównie kościoły a nie meczety, a co innego czytać o jakimś kraju, że tam jest tak a nie inaczej a co inaczej zobaczyć na własne oczy. Kiedy tak sprawy przemyślałam, to nigdy tak naprawdę nie lubiłam Toronto (chociaż próbowałam głośno przekonać siebie, że jest inaczej) a w Kanadzie lubiłam coś, co było kiedyś a nie teraz: ciężko pracujących, prostych ludzi zaś Toronto było po prostu inne.

Zapewne wszystko po trochu. Cóż nie przyjechałam jako Polak z Polski, lecz ktoś z Kanady, do tego mający fach będący dość powszechnym w Kanadzie przez to mało cenionym, lecz tutaj wciąż poszukiwanym. A może szukanie pracy w Kanadzie, gdzie najczęściej nie było odpowiedzi i niejasne oczekiwania, było jak najlepsza szczepionka?  Wiem jedno: będąc na obczyźnie zawsze będziemy obcy, nie ważne jak dobrze nauczymy się języka. Czasem jednak praca, lub brak takowej lub nędzna płaca, zmusza do wyjazdu. Zawsze ktoś będzie szydzić z naszej znajomości języka i generalnie większość ludzi wcale nie jest otwarta. Nie oczekuję od moich szwajcarskich kolegów byśmy się zaraz przyjaźnili, ponieważ sama nienawidzę tego jak słowo "friend" było nadużywane w Ameryce kiedy tak naprawdę nikogo nie obchodzi co z nami. Oczekuję byśmy się po prostu traktowali przyzwoicie. Jako osoba ceniąca punktualność i nie znosząca spontaniczności powinnam tutaj pasować. A jak nie, to cóż zawsze pozostaje wracać do Polski. Z doświadczeniem z Kanady i Szwajcarii na pewno będę w innej sytuacji niż w roku 2014, a przede wszystkim to ja zmieniłam się pod wieloma względami. Tak czy siak epizod, a może nie epizod, zagraniczny się opłaci. A o tym, co trzeba wiedzieć przed wyjazdem to napiszę innym razem. Ogólnie jednak bynajmniej nie żałuję mojego pobytu w Kanadzie, nie ten czas był cenny pod względem zdobywania doświadczenia życiowego i zawodowego. Dał mi wiele: tak cenne linijki w CV jak i po prostu wiele nauczył, a moje życie i wiedza byłyby uboższe bez tego czasu. 

Zdjęcia w poście są mojego autorstwa. 


I na koniec: komunikacja miejska w Zurychu jest naprawdę bardzo dobra i punktualna, zaś dwie minuty to już spóźnienie! 

30 komentarze:

  1. A więc tak jest w Kanadzie... Nie przypuszczałam, nic nie wiedziałam. Islam, tęcza, multi-kulti... Szoker trochę. W Szwajcarii pod tym kątem masz spokój. Żadnego szaleństwa w tym stylu.

    Ogólnie staram się żyć w poszanowaniu do kultur innych nacji, ale w obecnym świecie oni sami to rujnują traktując nas coraz częściej jak wroga, jak coś gorszego pałętającego się IM pod nogami, mimo że u siebie nie są. Wkurza mnie ta ich misja ekspansji całego świata, w którą zaangażowali się niezwykle skutecznie i to mnie przeraża. Te historie o zanożowaniu białego, kwestie terrorystów, ogólny szlam jaki leje się z ich strony na nas, to mnie bardzo niepokoi. Szwajcaria trzyma to jakoś w ryzach jeszcze. Nie pozwalają nawet na budowę meczetów.

    Ja sama jestem chrześcijanką, ale nie poczuwam się do żadnej religii. Zresztą sama wyczujesz co jest, bo dosyć często poruszam jakieś takie tematy na blogu. ;) Nie lubię religijności i trzymam się od tego na dystans, tak samo od kościołów (chyba że turystycznie).

    Kolejną rzeczą jest społeczne, nowoczesne wyuzdanie, promiskuityzm, tęcza w najgorszym znaczeniu. Nie leży mi to. Obserwując co to wszystko robi z człowiekiem, jak ten pozwala się ochoczo zeszmacić, twierdząc przy tym, że jest cool i na czasie... dostałam spazmów i mam awersję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za odwiedziny. Tak wygląda życie w Toronto w pigułce, wielu to uwielbia lecz ja nie.

      Poszanowanie kultur to jedno, ale w Toronto trzeba było zachwycać się prawami islamu czy innych bo inaczej było się rasistą i islamofobem, a to koniec kariery. I to ciągle oskarżanie sceptyków! Dlatego poszłam w długą stamtąd.

      Ja też nie jestem jakaś fanatyczna, ale wiara pomaga w życiu. Nie narzucam nikomu, ale byłoby miło jakby ludziom krzyżyk nie przeszkadzał. W Zurychu nie przeszkadza.

      Ja z kolei żyłam w tym zeszmaceniu i żeby sama temu nie ulec udałam się na wewnętrzną emigrację. Ale jaki sens robić coś takiego w nie swoim kraju, skoro można wyjechać?

      Usuń
  2. Hej :))
    Swietnie , ze sie odezwalas.
    No coz , smaczki emigracji.
    "Wiem jedno: będąc na obczyźnie zawsze będziemy obcy, nie ważne jak dobrze nauczymy się języka. Czasem jednak praca, lub brak takowej lub nędzna płaca, zmusza do wyjazdu."
    Na poczatku doskwiera owe bycie obcym , potem to akceptrujemy, albo i nie... Zeby sobie zrobic dobrze, ulzyc w emigracyjnym losie, ludzie lacza sie i tworza te swoje , jak to nazwalas :"getta". Myslisz , ze getta w Kanadzie to z powodu fajnego emigracyjnego poczuci sie tworza? Widac nie ty jedna czujesz ( czulas) sie tam obco:)))
    Pewnego razu jeden z blogowych znajomych udawadnial mi, ze jedynym wyjsciem dla ludzkosci , aby zakonczyl sie ten caly syf wojen, sporow, etc jest jej globalne polaczenie. Ze izolacji na panstwa, narody, plemiona probujemy juz od tysiacleci, od samego poczatku naszej tutejszej historii i wychodzi to tak, jak wychodzi. Niedobrze wychodzi.
    Moze i ma ow blogowy znajomy racje, ale wydaje mi sie, ze ludzie nie sa na taka fuzje jeszcze przygotowani. Tu trzeba by bylo wykosic nasze korzenie. Obedrzec ludzi z historii narodowej, tradycji, z myslenia lepszy , gorszy, odpowiada nie odpowiada…

    "Zawsze ktoś będzie szydzić z naszej znajomości języka i generalnie większość ludzi wcale nie jest otwarta. Nie oczekuję od moich szwajcarskich kolegów byśmy się zaraz przyjaźnili, ponieważ sama nienawidzę tego jak słowo "friend" było nadużywane w Ameryce kiedy tak naprawdę nikogo nie obchodzi co z nami. Oczekuję byśmy się po prostu traktowali przyzwoicie."
    Dokladnie. Zawsze komus w jakis sposob nie bedziemy odpowiadac. Ale oczekiwania , choc dosc skromne jeszcze posiadasz:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I mnie cieszy powrót! Tak, smaczki emigracji.

      Ja chyba w Kanadzie nie mogłabym wyjść z tej obcości, właśnie z powodu permanentnego szoku kulturowego. Och ja wiem, że ludzie nie zamykają się w gettach ze szczęścia czy nie piją ze szczęścia. To po prostu, takie wyobcowanie doskwiera. O ile ktoś nie jest całkiem wynarodowiony i nie ma poczucia przynależności.

      Co do Twojego znajomego: ja próbę stworzenia czegoś takiego, ludzi bez korzeni zajmujących się dniem dzisiejszym czy też konsumpcją widziałam w Toronto. Czy top działało? Wątpię osobiście, bo to właśnie spowodowało podział na plemiona.

      Tak, ktoś się zawsze nas przyczepi i szkoda czasu na udowadniania, że się nie jest wielbłądem. Zrozumiałam to, że niektórym nigdy nie dogodzisz, bo nasze pochodzenie, płeć czy kolor skóry przeszkadza. Tak, moje oczekiwania są skromne dzięki temu rozczarowanie będzie mniejsze.

      Usuń
    2. "Ja chyba w Kanadzie nie mogłabym wyjść z tej obcości, właśnie z powodu permanentnego szoku kulturowego."

      Wszystko to, to ponoc kwestia umijetnosci klimatyzowania sie w nowych warunkach.
      Ja np.: jestem typem, ktory potrzebuje sporo czasu na klimatyzowanie sie. Teraz po wielu latach emigracji, choc nie mam na karku jeszcze dwudziestki, ale pietnascie juz mi minelo, nadal nie czuje sie jak tutejsza, choc nie tesknie za Polska tak, jak to mialo miejsce wczesniej. Nachodza mnie mysli, aby tu pozostac na stale, i zdaje sobie jasno sprawe z wlasnej odrebnosci chocby kulturowej. Choc staram sie czerpac garsciami z tutejszej kultury, z tego co za dobre uznaje. Taka odrebnosc i jej swiadomosc wcale nie ulatwia. Tu chodzi o cos co chyba nalezaloby nazwac dusza:)) Roznia nas dusze. Gleba, na ktorej te dusze wyrosly. Kultura, ktora te dusze byly karmione...historia, tradycja... Wyrwac ludziom duszyska i co z nas pozostanie?
      Zawsze bedziemy sie roznic, tylko jak dojsc w tym wszystkim do zdrowych relacji z innymi, tez tymi "obcymi" ( przynajmniej dla nas) ?

      "Co do Twojego znajomego: ja próbę stworzenia czegoś takiego, ludzi bez korzeni zajmujących się dniem dzisiejszym czy też konsumpcją widziałam w Toronto. "

      Tak, to prawda. Wspolczesny swiat chce wychowac porzadnego konsumenta. Mamy konsumowac. Jestesmy sprowadzani do konsumpcji. Tylko z drugiej strony te wyjazdy za chlebem, szukanie lepszych warunkow do zycia nie dzieja sie z powodow duchowych. Ich podstawa jest szeroko pojeta konsumpcja. Nie wyjechalas z Polski ze wzgledow uczuciowo- emocjonalnych ( partner do zycia to Kanadyjczyk), z powodu chociazby przesladowan… 80% przypadkow szukania nowego miejsca do zycia to sprawy tak podstawowe jak wlasnie owa konsumpcja:)) Szukanie zyciodajnych pastwisk , szukanie miejsca do przezycia, poprawienia warunkow bytowych:))
      Ogladalam kiedys w polskiej TV wywiady z ludzmi, ktorzy po kilku, kilkunastu latach emigracji zdecydowali sie na powrot do kraju. Pewna z pan ( niestara jeszcze dziewczyna) nie dala rady zyc, funkcjonowac, wyrazac siebie w obcym jezyku. Nie czula tego tak, jak Zula nie czula francuskiego w filmie "Zimna wojna". Zula tez nawila w konskwencji z kraju mlekiem i miodem plynacego, z powrotem do komunistycznej, rezimowej ojczyzny. I nawet milosc do faceta ( podobnego do niej mentalnosciowo- Polaka) na obczyznie nie smakowala tak, jak moglaby smakowac na wlasnej schedzie:))
      To sa jednak tak szerokie tematy , ze nie sposob ich ogarnac w krotkich komentarzach.

      "Tak, ktoś się zawsze nas przyczepi i szkoda czasu na udowadniania, że się nie jest wielbłądem. Zrozumiałam to, że niektórym nigdy nie dogodzisz, bo nasze pochodzenie, płeć czy kolor skóry przeszkadza."

      Nawet nie o to biega, ale jako obcy musisz non stop "udawadniac", ze jestes lepszy, bardziej prawy, bardziej otwarty, tolerancyjny, pozbawiony humorow, wiecznie przebaczajacy , bardziej odpowiedzialny , niz miejscowi, jezeli chcesz przyjecia . I musisz dbac o to aby zbyt czesto sie nie potykac w tym byciu "bardziej"… A wiadomo jak jest.

      Usuń
    3. I chyba też ważne na ile się lubi/ceni czy też odnajduje w tej nowej kulturze. Ja tolerowałam kosmpolityzm i wielokulturowość Toronto, ale nie lubiłam ani trochę i nie widziałam tam siebie. Tolerowałam na zasadzie, że musiałam ale tak naprawdę nigdy nie lubiłam. I to było niejako clue problemu, bowiem nie sposób chociaż częściowo integrować się z czymś czego się nie znsoi.

      Ja też oglądałam program "Polacy na świecie", jak żyją ludzie na obczyźnie, wcale nie mają kokosów, często mieszkają w pokoju w mieszkaniu z innymi, ja mam swoje mieszkanie inaczej bym oszalała bo nie mogłabym mieszkać z obcymi.

      Natomiast faktycznie nie każdy jest się w stanie przestawić. Może jak się zwiąże z miejscowym, ma dzieci to inaczej.

      Poprawa warunków bytowych to normalna kwestia, pewnie! Ale jednak stanie od 4 rano pod sklepem Apple po nowego ajfona to przesada, podobnie jak łapanie pokemonów na autostradzie. To przegięcie.

      O tak, zgadzam się, że musisz być lepszy od miejscowych, o tak.. dlatego mówię, że ta cała rzekoma otwartość Toronto to pic na wodę fotomontaż.

      Usuń
    4. Robie takie literowki, ze czasami trudno odczytac .

      "Tolerowałam na zasadzie, że musiałam ale tak naprawdę nigdy nie lubiłam. I to było niejako clue problemu, bowiem nie sposób chociaż częściowo integrować się z czymś czego się nie znsoi. "

      Nie jestes typem kosmopolity, pomimo solidnego,porzadnego i wysokiego wyksztalcenia. Pomimo mozliwosci szybszej integracji z autochtonami , chociazby z powodow ulatwionej komunikacji ( znajomoasdc jezyka lepsza niz przecietnego, emigrujacego X). Czyzby wysokie wyksztalcenie czasami wrecz przeszkadzalo? E nie... to nasze warunki wewnetrzne powoduja owa niemoc integracji, polubienia, poczucia sie gdzies jak w domu ( poglady, przekonania… wychowanie, swiadomosc wlasnej tradycji, kultury…) .

      Poznalas siebie na innym terenie. Moglas wejrzec w siebie. Zobaczyc jak sprawy sie maja z ludzmi, dla ktorych jestes jednym z wielu przybyszow, z ktorymi nie wiaza ich ( ich z Toba) zadne wiezi, nie macie wspolnej historii zycia, wspolnych przezyc. W miejscu, gdzie wszystko musisz tworzyc jakby od niemowlectwa, od podstaw:)) Tworzyc nowe kontakty ( nie jestes dla nich Erinti z sasiedztwa, taka, jaka znaja Cie chociazby sasiedzi z Polski). Tworzyc uklady, siec powiazan:)) To na co Polacy narzekaja w Polsce, ze im brak" ukladow" ( mozliwosci) …. i wyjezdzaja :))

      "Poprawa warunków bytowych to normalna kwestia, pewnie! Ale jednak stanie od 4 rano pod sklepem Apple po nowego ajfona to przesada, podobnie jak łapanie pokemonów na autostradzie. To przegięcie. "
      Nie przesadzajmy jednak. Czyzby dla nowego ajfona i dla lapania pokemonow na autostradzie tak wielu wyjezdza z kraju?

      Ogladalas "Emigrantow" Mrozka? Jakbys miala czas i chec to zachecam. Na youtube mozna znalezc:))
      Kazdy ma swoje powody:))

      A otwartosc innych. Nawet nie wiesz jak mnie draznia rodacy w kraju, ktorzy chociazby na blogach wypisuja jacyz to Polacy sa zamknieci na innych , jacyz zasciankowi, sredniwieczni. Mysle sobie wowczas : " glupiutka ( glupiutki) nawet nie wiesz o czym pleciesz":)))

      Usuń
    5. Nie przejmuj się literówkami Aniu, nie ma sprawy.

      Moje wykształcenie niejako wepchnęło mnie w środowisko kosmopolityczne. Tam nie było autochtonów i to kolejny problem, bowiem Kanadyjczyk taki z dziada pradziada to rzadkość w Toronto. Większość tam to imigranci. A nawet jak ktoś powiedzmy hinduskiego pochodzenia miał paszport Kanady, dla mnie był Hindusem, tak sami Chińczyk itd. A z nimi nie miałam ochoty się integrować czy zadawać poza pracą, a ich była większość. Ale masz rację, że dowiedziałam się dużo o sobie. Mój problem był taki też, że z racji wykształcenia przebywałam w środowiskach akademickich wielkich miast, które są liberalne w kwestii polityki i kwestii obyczajowych i kosmopolityczne. A ja jestem typem osoby z mniejszego ośrodka, lubi znajome miejsca, znanych sąsiadów i źle się czułam w wielkim mieście. Znam jednak ludzi, którzy w tym wielkim mieście odżyli, bo dusili się w mniejszym

      O tak, nie jestem typem kosmopolity. Nie interesują mnie kultury spoza Europy i unikam kontaktów poza zawodowych z ludźmi spoza Europy. A ponieważ w Toronto było wiele osób z Azji czy Afryki, to rzecz jasna rzucało mnie to poza nawias. Polacy, to cześto byli tak ludzie bez wyższego wykształcenia, co pojechali na wizę turystyczną i zostali. Nie mieliśmy wspólnych doświadczeń, ciężko było o kontakt.

      Pewnie, że nikt nie wyjeżdża z kraju dla ajfona, ale to był dla mnie przykład przegiętej konsumpcji. Przecież można kupić potem

      Obejrzę, obejrzę Mrożka.

      Oj masz rację co do tej rzekomej zaściankowości Polaków. Ja im dłużej mieszkam za granicą tym bardziej cenię Polskę i takie rzeczy jak jedzenie, wybór rzeczy w sklepach. Dostaję furii na to gadanie niektórych jaka Polska beznadziejna, a Zachód super. Mam jedną radę: nie chcesz być w Polsce, wyjedź. Znajdź pracę za granicą i jedź, skoro tak ci źle.

      Usuń
    6. "Mam jedną radę: nie chcesz być w Polsce, wyjedź. Znajdź pracę za granicą i jedź, skoro tak ci źle. "

      A ci stad kiedy zaczniesz popiskiwac, ze tutaj jest cos nie tak jakbys chciala doradza ci to samo, czyli zwijaj manela i wracaj do "siebie".

      I jeszcze jedno ciekawe zjawisko kiedys Cie dotknie, jezeli dluzej pobedziesz na emigracji. Nigdzie juz nie bedziesz sie czula jak u siebie:)) Pocieszajace , nieprawdaz?
      Polska, ktora zostawilas to nie ten sam kraj , ktory opuszczalas , tez przechodzi transformacje. Poza tym, nie ukrywajmy, ale pobycie u innych powoduje, ze dostrzega sie TEZ dobre strony zycia gdzie indziej. Czlowiek przyzwyczaja sie do tych dobrych stron. Wraca po latach do kraju ( tak wrocil po 22 latach emigracji ojciec mojej kolezanki) i nie moze sie ow pan odnalezc w zastanej rzeczywistosci. Przywykl do czegos innego, wrocil do czegos juz mu nieznanego. "A dlaczego lekarz nie wychodzi go witac i nie wprowadza do pokoju, kiedy on przychodzi na wizyte?"., "Dlaczego w szpitalu jest nieporzadek", "Dlaczego jego corka musi placici za recepte dla dzieci, skoro leki dla dzieciakow gdzie indziej sa za friko". I takich dlaczego jest multum:))

      Usuń
    7. Ow pan powrocil do kraju , w ktorym wyrosl tylko dlatego, ze na obczyznie nie mial nikogo. Stal sie towarzuysko niepotrzebny. Zszedl na emeryture i skonczyly sie jego kontakty z miejscowymi:))

      Nie mam problemu z funkcjonowaniem w pracy z azjatami, uwazam , ze sa bardzo pracowici. Z Afyrkanami prawie nie mam kontaktu.. czerpie np.. sporo z ich kuchni . To prawda rozbimy sie mocno w pojmowaniu wielu spraw. Nie do pojecia jest dla mnie nieumiejetnosc Azjatow do mwoienia "nie", ale tych wychowanych u siebie w ojczyznach, bo ci urodzeni tutaj, takich problemow nie maja. Multi kulti moze byc bardzo meczace, ale w pewnych zakresach naszego zycia ubogacajace:))

      Usuń
    8. No, ale akurat tych miejscowych zniechęconych narzekaniem przyjezdnych to rozumiem, w końcu oni są u siebie a my nie. A że jest się ciągle nie u siebie to inna sprawa

      Usuń
    9. O tak Aniu, zgoda Azjaci są pracowici, ale też godzą się na pracę za mniej. No i poza tym zauważyłam, że (przynajmniej ci znani mnie) są w pracy jak roboty, mało kreatywni. No, ale fakt większych spięć nie miałam ale nie chcę się z nimi poza pracą spotykać

      Usuń
    10. Fakt, że Polska się zmienia, zasadniczo na lepsze wbrew pozorom. Ale to inny kraj no i ja jednak przywykłam do pewnych rzeczy za granicą, na przykład mnie nieustannie zadziwia okropna drożyzna (w stosunku do zarobków) i w ogóle organizacja wielu spraw

      Usuń
    11. Zadziwiajace jest to, co piszesz:
      "Fakt, że Polska się zmienia, zasadniczo na lepsze wbrew pozorom."
      Kurcze, a jak sie czyta blogi Polakow w Polsce, blogi tych krytyjujacych obecny stan rzeczy, to wedlug nich, jeszcze nigdy nie bylo tak zle jak obecnie.
      I komu tu wierzyc?

      Usuń
    12. No cóż, ja patrzę w skali makro: czy płace rosną, jaki jest wzrost gospodarczy, czy młodzi chcą raczej zostać czy jechać. Czy powstają nowe firmy, czy się jako Polacy bogacimy, ale zwykli, uczciwi ludzie nie jakieś kluczyki czy im podobni. Nie uważam by w Polsce łamano prawodządność, zaś widzę Polskę jako bastion wartości europejskich. Tak samo uważa mój nowy znajomy, W. który uważa, że za 10 lat trzeba będzie tam się przenieść. Kanada nie ma tożsamości, zostali zajechani i zadeptani przez imigrację spoza Europy

      Usuń
    13. Tak, tylko moi bliscy, ktorzy tam mieszkaja pomimo owego wzrostu plac i wzrostu statystycznych wskaznikow ( za poprzednio panujacych, kiedy zdecydowalas sie wyjechac tez statystyki pokazywaly swietlana rzeczywistosc ) jak wiazali koniec z koncem tak i wiaza nadal. Ponoc ze statystyk sie nie najesz i godnie nie pozyjesz:))) Sama nie wiem co o tym myslec. Moja mama, ktora sie przerzuca na warzywa , mowi, ze w skali roku warzywne produkty podrozaly o 100%.

      Usuń
    14. Moja z kolei nie narzeka, podobnie jak znajomi z Polski. Zatem zapewne jak we wszystkim, zależy kogo spytać. A co do statystyk, to cóż można się na nich przejechać. Na przykład Zurych uchodzi za bardzo drogie miasto. Fakt, kogoś z zewnątrz ceny na mieście mogą przyprawić o stan przedzawałowy, zwłaszcza jeśli się chce jeść na mieście. Ale zasadniczo ceny w sklepach itd to nie jakaś masakra w stosunku do zarobków, a i na mieście są różne miejsca. W centrum można pójść z torbami, ale na przykład dalej, można zjeść dobrze i nie mieć dziury w portfelu. Sama byłam ze znajomymi w pracy na lunchu, gdzie w porze lunchu stek kosztował połowę tego co wieczorem.

      Usuń
    15. Sama widze, ze ceny w Polsce robia sie europejskie a zarobki niezbyt godne. Kiedys spedzenie urlopu w Polsce bylo dla mnie sprawa niedroga. O wiele tansza niz wspolny rodzinny wyjazd na wczasy do ktoregos z zachodnich panstw. Teraz wcale nie jest to tani wyjazd. Jogurty, serki, twarozki, tak samo drogie jat i u nas, zas emerytura mojej mamy nie powala. Fasolka szparagowa na rynku od rolnika kosztowala 7 zlociszy za kilo, obecnie 15... i jak tu nie narzekac?

      Usuń
    16. Kiedys bralam lodowke samochodowa i wiozlam z urlopu produkty z Polski do tutejszego domu, bo taniej. Teraz mieso tu w promocji dostane tak samo drogo jak i to w Polsce. Nie oplaca sie.

      Usuń
    17. Dla mnie ceny nie wydawały się aż tak wysokie, ale to może kwestia tego, że wpierw mieszkałam w Toronto, a teraz Zurychu. Ale zasadniczo zawsze polska drożyzna mnie uderzała

      Usuń
  3. co prawda nie ma nic złego w próbowaniu trawki i w seksie na pierwszej randce, ale czyżby w Toronto był jakiś przymus, czy nacisk na uprawianie tych sportów? :P :) wtedy faktycznie byłoby nie za ciekawie...
    natomiast to nadużywanie "friend" również mi się nie podoba, dla mnie to jest dość "poważne" słowo, nie do codziennego użytku przy każdej możliwej okazji...
    a tak w ogóle to heyka :) fajnie że dałaś znak życia...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No rzecz w tym przymusie: jeśli jest się białą kobietą i umawia na randki tylko z białymi to od razu padają oskarżenia o rasizm, bo tam mieszanie ras i seks między rasowy uchodzi za największe osiągnięcie.
      Druga kwestia tej pierwszej randki: moje doświadczenie jest takie, że idę na spotkanie meetupowe czy jakiejś grupy fejsbokowej na przykład by rozmawiać o filozofii czy byciu emigrantem, albo nie wiem mam spotkanie ludzi pracujących w służbie zdrowia. Zaczynam z panem X. gadać i mamy tematy do rozmów, decydujemy się umówić na kawę czy iść do pubu innego dnia. Spotkanie w publicznym miejscu i pan X. się do mnie klei jasno sygnalizując seksualne zamiary. Ignoruje moje "nie" przez co muszę dać po łapach i wiać. Bo słowo "nie" uchodzi za droczenie, jeśli rozmawiam z kimś i chcę się spotkać na kawę to od razu jest zgoda na seks. Doprowadziło to do tego, że przestałam przez dwa lata w ogóle unikać wychodzenia poza wyjścia z pracy i przestałam się odzywać do mężczyzn nie będących kolegami z pracy, a i z kolegami z pracy rozmawiałam wyłącznie w obecności osób trzecich i tylko o pracy.

      Usuń
    2. "Do not make sexual advances unless you are given the mating signal" /A.S.LaVey/...
      z tego co piszesz wynika, że wToronto ta zasada jest nie przestrzegana, a być może nawet nie znana :)
      zauważyłem też inną ciekawą rzecz... otóż kiedyś mi opowiadano o wolności i luzie panującym w Kanadzie /także w sferze seksu/, a teraz się dowiaduję, że jest przeciwnie, że obowiązuje konserwatyzm, czyli kobieta nie jest partnerką w relacjach międzyludzkich, tylko przedmiotem służącym do jednej konkretnej sprawy, tu akurat do seksu...
      zauważmy przy okazji, że nie ma tu znaczenia, czy jest to "biały" konserwatyzm, islamski, czy jakiś inny... jeśli chodzi o stosunek do kobiet niczym się nie różnią...

      Usuń
    3. Rzecz w tym, że dla niektórych durniów samo wyjście na kawę czy do baru to już taki sygnał. A ten luz oznacza założenie, że każda kobieta która rozmawia z facetem chce seksu, przez co niestety jest nieciekawie.
      O tak, tych wszystkich nawiedzonych to wiele łączy, może więcej niż to wygląda na pierwszy rzut oka: brak poszanowania inności i traktowanie kobiety jak przedmiotu

      Usuń
    4. a tak jeszcze spytam z ciekawości, jak to wygląda od strony kobiet?... czy zdarza się, że idzie pani z panem na kawę i to ona prze na seks podczas lub zaraz po tym spotkaniu?... czy jest jakaś symetria w tym wszystkim?... może masz jakieś obserwacje albo rozmawiałaś z innymi kobietami na ten temat?...

      Usuń
    5. Z tego co wiem z rozmów z moją koleżanką V. seks na pierwszej czy drugiej randce był czymś powszechnym i wiele kobiet/dziewczyn to także odpowiadało. Ale nie kojarzę sytyacji z tym, że ona chce a on nie.

      Usuń
    6. czyli jeśli im odpowiadało, to wszystko w porządku...
      ja akurat jestem wrogiem norm obyczajowych narzucających na której randce ma być ten seks i czy w ogóle ma być... to jest prywatna sprawa samych ewentualnie zainteresowanych i nikomu z zewnątrz nic do tego...
      ale skoro facet z góry zakłada ten seks i nie widzi innych opcji na relacje, to już się robi chore, nie jest to żadne "free love", tylko wprost przeciwnie: konserwatyzm...
      ...
      swego czasu /w latach rozkwitu ruchu hipisowskiego/ tak właśnie biali konserwatyści pojmowali "wolną miłość" jako promiskuityzm "każde z każdym" i dochodziło wtedy do wielu gwałtów na hipiskach /zwłaszcza w południowych Stanach/, bo tamtejszym kolesiom nie mieściło się we łbach, że taka kobieta może powiedzieć "nie"...

      Usuń
    7. No niestety, tak były silne założenia co do kobiet zwłaszcza z zewnątrz, o ile nie było to spotkanie kościelne.

      A "free love" to tak znaczy "hook up for free", a nie brak sztywnego gorsetu

      Usuń
  4. Witaj kochana po długiej przerwie🙋
    Chętnie poczytam, co u Ciebie, o kolejnej podróży 🤗
    Mój stan zdrowia od dawna nie pozwala na wyjazdy, wycieczki, zwiedzania.
    Ale o tym jest dużo na bieżąco na blogu- zapraszam🤗
    Słonecznie 🌤️ pozdrawiam i czekam na kolejne Twoje wpisy ❤️🌷🍵🧁🙋

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspominałaś o zdrowotnych problemach, mam nadzieję, że Ci się poprawi. Czytałam twoje notki, dobrze czasem poczytać coś całkiem innego, z innej perspektywy.

      Usuń