Smaczki kanadyjsko-szwajcarskie cz 3: bańka imigrancka i poznawanie miejscowych

Witam wszyskich Gości w trzeciej odsłonie mojego subiektywnego porównanie życia w Kanadzie i Szwajcarii, z punktu widzenia cudzoziemca żyjącego w największych miastach tych krajów: Toronto oraz Zurychu. Z racji epidemii zamieszczam odcinek wcześniej niż zwykle, bo dni tygodnia i tak się pomieszały z racji pracy w domu dla większości z nas. Dzisiaj na tapetę biorę tzw. bańkę imigracyjną (ang. expat bubble) oraz to jak wygląda poznawanie miejscowych. Co rozumiem przez bańkę imigracyjną? Sytuację w której przebywamy głównie albo wśród rodaków, albo innych przybyszy, lecz nie mamy kontaktu z rodowitymi mieszkańcami danego kraju. 

W Kanadzie można rodowitych mieszkańców rozumieć dwojako: faktycznie rdzennych mieszkańców kontytentu czyli Indian (po angielsku to się nazywa First Nations i używanie słowa Indianin to rasizm!rasizm!rasizm!), albo tych co mieszkają w kraju od paru pokoleń, budowali dobrobyt kraju, czyli w większości potomków imigrantów z 
Anglii oraz Irlandii.   Na potrzeby tego posta będę mówić o owej drugiej grupie.  Muszę przyznać, że w Toronto osób, zaliczanych z pewnością do owej grupy (o czym wiedziałam, że mieszkają w kraju klonowego liścia) od paru pokoleń spotkałam 3-4. Kim byli pozostali? To byli, jak wspominałam wcześniej, przybysze z różnych regionów Azji, Karaibów czy Ameryki Południowej. Część z nich miała paszport kanadyjski, wielu stały pobyt, ale kulturowo byli Azjatami czy też mieszkańcami Karaibów. Ja także, gdybym wystąpiła o obywatelstwo kanadyjskie, byłabym Polką z kanadyjskim paszportem, ponieważ urodziłam się, wychowałam i zostałam ukształtowana przez polską kulturę z jej zaletami i wadami. Tkwiłam więc w Toronto w owej bańce migracyjnej na całego i naprawdę niewiele mogę powiedzieć o Kanadyjczykach, może najwięcej mówiły o tych ludziach programy jak "Ice Road Truckers" czy "Autostrada przez piekło", gdzie widziałam ciężko pracujących ludzi, chcących utrzymać swoje rodziny i ceniących rodzinne i tradycyjne wartości. W Toronto jednak ich nie było, miasto to bowiem, jako swoisty hub nauki, techniki i przemysłu, przyciągało przybyszy z całego świata i symbole stanowiła zakwefiona kobieta razem z Hindusem, niż ciężko pracujący kierowcy ciężarówek. Niejako post factum czytałam o Toronto, że to wspaniałe miejsce gdzie każdy znajdzie pracę, coś dla siebie i gdzie wszyscy się kochają i akceptują swoją inność. Cóż, jak każdy cukierkowy obraz i ten jest fałszywy, zwłaszcza jeśli chodzi o szukanie pracy, lecz ten temat rozwinę w kolejnym odcinku. Jakie ci ludzie mieli doświadczenia w Kanadzie? Bardzo różne, ale rozmowy z nimi przedstawiały daleko mniej różowy obraz niż lukrowany obraz powszechnej miłości, szczęśliwości i takie tam. Moja dobra koleżanka V. nazywała Toronto depresyjnym, koledzy z pracy też byli tak sobie zadowoleni i powtarzali, że jako biała z paszportem unijnym mogę pojechać w znacznie lepsze miejsce. Nazywali Toronto ciężkim miejscem, gdzie płaca nie pozwala na odkładania na emeryturę, lepszą opiekę zdrowotną a ceny przedszkoli czy edukacji dzieci spędzały sen z powiek. 

Naprawdę wychodziłam z domu czy to na spotkania meetupowe czy z ludźmi z pracy, ale Kanadyjczyków nie było w mieście Toronto, przynajmniej nie na spotkaniach owych grup czy spotkaniach branżowych. To zapewne specyfika miasta, zaś specyfika mojej pracy dawała mi wybór między Toronto, Vancouver a może jeszcze Montrealem. Fotka przedstawia Niagara-on-the-lake, urokliwe miasteczko pomiędzy Toronto a wodospadami Niagara. W tym pięknym miasteczku przywodzącym na myśl powieści L.M. Montgomery, widziałam znacznie więcej przedstawicieli mojej grupy etnicznej, lecz nie mogłam tam mieszkać z racji specyfiki mojej pracy. 

Przed przyjazdem do Zurychu czytałam na temat miejscowego sposobu bycia, savoir vivre w Szwajcarii, a także, co mnie bardzo ciekawiło, doświadczeń innych przyjezdnych w kraju a środku Alp. Generalnie miejscowi oceniali byli jako zimni, niedostępni do tego strasznie staroświeccy w kwestii randkowania (o ile się na takową umówili z cudzoziemcem) ponieważ raczej chcieli kogoś poznać i niezbyt interesował ich w miarę szybki seks. Poza tym nieprędko, o ile w ogóle, zapraszali kogoś do siebie i nazywali przyjacielem. Na stronie https://www.helloswitzerland.ch/ pewna kobieta z Nowego Jorku żaliła się, że w barze nikt jej nie podrywał. Dla mnie to nie wada, ale zapewne wielka odmiana po wielkich miastach Ameryki Północnej. W przeciwieństwie do Toronto, miałam okazję poznawać rdzennych Szwajcarów w pracy i poza nią, dzięki czemu przynajmniej mam chociaż pierwsze wrażenia na ile owe wrażenia i opinie są wspólne z moimi doświadczeniami. 

Z pewnością doświadczenia na temat chłodnego i zdystansowanego zachowania są prawdziwe: ludzie są uprzejmi dla na dystans. Nie zostanie się "friend" po jednym spotkaniu (w Toronto owo słowo nie znaczyło równo nic i jak się znikło z oczu to i po friendlowaniu było), nie dostanie zaproszenia do domu na kawę i nikt się szybko na szyję nie rzuci. I to nowo przybyły musi zrobić krok, wyjść. Ja na przykład musiałam się przysiadać do grupy nim koledzy zaczęli po mnie przychodzić kiedy wszyscy szli razem na lunch. Nie robiłam z tego powodu wielkiego problemu, ponieważ to ja jestem nowa i to ja muszę okazać inicjatywę. Teraz nie ma już sprawy, a koledzy nawet usiłują mnie upić na każdej imprezie a na ostatniej kolega nawet dał mi na spróbowanie limoncello ze swojej szklanki. Pierwsze lody przełamane, a w pracy zupełnie dobrze jeśli zachowam poprawne, koleżeńskie relacje. Poza pracą spotykam w dużej mierze białych Europejczyków z sąsiednich krain: Niemców, Francuzów pojedyncze osoby z Bliskiego Wschodu czy Filipin. Szwajcarzy także się zdarzają, zaś jednym ze sposobów poznania czy rozmawia się z miejscowym jest pytanie czy zamierzam się uczyć niemieckiego. Zamierzam, nawet uczę i przerobiłam dwa rozdziały z książki do niemieckiego dla osób znających angielski. Plan jest taki by w weekend przerabiać nowy rozdział i powtarzać poprzednie. 

Jakie są doświadczenia przyjezdnych? Raczej pozytywne jeśli chodzi o zarobki o poziom życia (nie to co Toronto), na ceny wynajmu i podatki narzekają ludzie chyba wszędzie.  Na temat samych miejscowych zdania są różne, zależy kogo zapytać. Ponieważ ludzie spoza Europy rzucają się w oczy, a Szwajcarzy nie są za subtelni w gapieniu się na kogoś, niezbyt im się podoba, poza tym mają problemy ze znalezieniem pracy z racji przepisów imigracyjnych. Mnie się tutejsze przepisy, mające mocno ograniczać imigrację z obcych, nieeuropejskich miejsc, podobają, ale rozumiem, że nie jest to najlepsze miejsce dla powiedzmy Hindusa. Poprawność polityczna jest tutaj mniej rozwinięta, więc rozumiem skąd szok  kulturowy dla ludzi powiedzmy ze Stanów czy Kanady. Ja nigdy nie wyszłam z owego szoku w Toronto i to zakończyło "projekt Kanada", ale zawsze powtarzam, że jeśli jakieś miejsce wyjątkowo komuś nie leży należy rozważać przeprowadzkę co zrobiłam sama.  Na razie owo zdystansowanie mi nie przeszkadza, ale oczywiście mogę zmienić zdanie z czasem. Na pewno lepiej tu wygląda kwestia zarobków a i z grupą w pracy lepszy kontakt, co stanowi jakiś tam prognostyk. Na pewno Zurych jako miasto podoba mi się bardziej niż Toronto, bo jest bardziej europejski i są tutaj urokliwe parki, jak choćby przedstawiony w poście Rieter Park. Może gdybym mieszkała w miejscu jak Niagara-on-the-lake moje wrażenia były by odmienne... kto wie. 

Scenka rodzajowa: Koleżanka wrzucała na grupę Whatsuppową kolejne statystyki zgonów i nowych przypadków koronawirusa. C., ta sama koleżanka-Szwajcarka co odradziła mi podróż do Polski na Wielkanoc, napisała byśmy przestali się nakręcać tylko skoro mamy wolny czas obejrzeli jakiś film, zaczęli uczyć obcego języka, na przykład  miejscowego dialektu w niemieckim. W ogóle to od C. wiem jak miejscowych drażnią Niemcy i Austriacy co mieszkają ileś lat i twierdzą, że nie rozumieją tutejszego dialektu. Wedle P., poznanej na grupie meetupowej imigrantki ze słowiańskiego kraju, jak ktoś zna biegle niemiecki to da sobie radę z dialektem.  Słyszałam podobną opinię też od innych, więc nie taki dialekt straszny. Zresztą jak ludzie są w stanie nauczyć się chińskiego, to i szwajcarskiego niemieckiego kwestia chęci i zaparcia. I rozumiem irytację miejscowych, że ktoś mieszka tutaj 10 lat i nawet nie próbuje nauczyć języka. Dla mnie jest oczywiste: skoro planujesz osiąść na dobre to poznaj miejscowe reguły, język i dostosuj. A jeśli nie jesteś w stanie, to może inne miejsce będzie lepsze, a może czas wracać do domu? Wedle mojej liberalnej koleżanki z Austrii podejście Szwajcarów to rasizm, a ja nie mam racji.  Być może, a ile potrwa "project Szwajcaria" czas pokaże. 

66 komentarze:

  1. Nie lubię wyrywać się przed szereg, ale pewnie zaraz pójdę spać, więc...
    Tak nie za bardzo rozumiem Twoich pretensji do Toronto. Ok, Tobie się nie podobało, i wyjechałaś. Ale warto zapytać, dlaczego inni masowo nie wyjeżdżają? A tendencja jest wręcz odwrotna. Wyczytałem gdzieś dwie ciekawostki o charakterze demograficznym. Populacja Kanady to lekka przewaga obcokrajowców, zaś jednocześnie jest to kraj o jednym z najmniejszych zaludnieniu (niespełna pięć osób na km kwadratowy). Jest gdzie się schować ;)
    A teraz pytanie: czy Kanadyjczycy narzekają na tych obcokrajowców (w prasie, telewizji i innych mediach)? Z tego, co wyczytałem, uzyskanie wizy na pobyt stały nie jest zbyt skomplikowane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W czterech przynajmniej notkach pisałam co mi się nie podobało w Toronto. Ale streszczę tutaj bo widać coś umknęło: multi-kulti i obyczajowość.

      Tak, w populacji Kanady przeważają obcokrajowcy zwłaszcza spoza Europy i dlatego uznałam, że to nie miejsce dla mnie. A że innym się podoba ich sprawa.

      Co do zaludnienia, większość mieszka w Toronto, Vancoucer i Montrealu. Poza tym nie ma pracy i nie ma nic.

      Kanadyjczyków nie widać nigdze, bo nawet w prasie zakwefione kobiety i inni nie-biali, głównie Hindusi. Stały pobyt wcale nie jest łatwo dostać wprowadzany obecnie po Brexicie system to bardzo łagodna postać tego w Kanadzie. Generalnie stały pobyt można dostać przez:
      a) program łączenia rodzin jak się ma osiadłą rodzinę w Kanadzie
      b) małżeńtwo lub konkubinat z obywatelem/osobą ze stałym pobytem
      W przypadkach a) i b) osoba jest "sponsorem" i zobowiązuje się przez wskazany czas karmić i pilnować przybysza
      c) program Canadian Experience Class dla osób nie spełniających warunków a) i b). To niejako pewnik na wizę jak się spełni poniższe warunki: co najmniej stopień magistra, praca w zawodach z tzw. grup 0 i A przez trzy lata (są grupy 0,A,B,C,D, O do dyplomaci, A specjaliści jak progamiści i pracownicy uniwersytetów, B urzędnicy, C-D fizyczni), co najmniej poziom zaawansowany z angielskiego(C1), określony wiek (mniej niż 45 lat), brak obciążeń w postaci dzieci i osób na utrzymaniu.

      Nie nazwałabym opcji C) prostą

      Co do powrotów. Kolega z Irlandii wrócił. Inni to głównie Hindusi i mieszkańcy regionu Karaibów i nie mają dokąd wracać, bo w domu czeka na nich bieda.

      Usuń
    2. @ Erinti

      "Co do zaludnienia, większość mieszka w Toronto, Vancoucer i Montrealu. Poza tym nie ma pracy i nie ma nic."
      "Inni to głównie Hindusi i mieszkańcy regionu Karaibów i nie mają dokąd wracać, bo w domu czeka na nich bieda. "
      Czyli co? Przyjezdzaja zasilic szeregi bezdomnych, czyli mieszkancow dworcow i kanalow? Wyrwali sie z jednej biedy i wpadli w druga? Wybrali biede w zimnym i obcym kraju niz biede u siebie w cieple i choc w zrozumialym jezyku? W ktorej grupie sie oni mieszcza? Przypuszczam, ze nie w grupie O i A.
      Slyszalam , ze w Kanadzie z ludzmi sie nie cackaja. Nie masz roboty, won na bruk. Kiedy chodzi o liczbe bezdomnych to nie jest za wesolo i zero pomocy socjalnej.

      Z tymi Kanadyjczykami to moze byc tak, jak we Francji ktos mi opowiadal. Paryz, wielkie miasta sa zasiedlone przez ludzi z bylych kolonii a Francuzi wynosza sie na wies wokol owych wiekszych miast. Ale znowuz posesja na wsi w okolicy Paryza to nie finansowy pryszcz. Wychodzi na to, ze miejscowi to jednak niezla smietanka finansowa.
      Z tym, ze Kanadyjczykow niw uswiadczysz. Chodzi z pewnoscia o konkretne dzielnice. Moze nie zostalas wpuszczona na salony?

      Usuń
    3. @Ania

      Przyjeżdżają studiować, cześć pracuje mając lepszą lub gorszą pracę. Jeśli ktoś studiował to ma łatwiej, a wśród programistów czy data scientist to głównie Hindusi. Ci co nie są w grupie A czy 0 usilnie szukają "sponsora imgiracyjnego" i sama byłam takim obiektem jako osoba ze stałym pobytem.

      Nie cackają się, a ilość bezdomnych na początku wstrząsała.

      Może mnie nie wpuścili wyżej, rzecz jasna tego nie wiem czyż nie? Ale widziałam z pewnością białych panów, nie wiem czy Kanadyjczyków, na wyższych stołkach w pracy. Tak samo na spotkaniu partii politycznej do której się zapisałam. Ale tam się nikogo o paszport nie pytałam i kontaktu nie miałam poza widzeniem z daleka.

      Usuń
    4. Zürich i Toronto.
      Nie dosc , ze to inne czesci swiata ( kontynenty) . Inny jezyk, inaczej tworzaca sie mentalnosc. Absolutnie nie podobna do siebie nawzajem, o calkiem innym podlozu. To na dodatek Zürich w porownaniu do Toronto, kiedy chodzi o liczbe ludnosci, to wioska.
      Ale to absolutnie nie zarzut. Bata nie ma, musi byc inaczej:))

      Usuń
    5. Zgadzam się, sama nazwałam Zurich "cosy" bo jest mniejszy i inny. Ja byłam zmęczona wielkością Toronto, ale znam ludzi co kochają wielkie miasta i życie w wielkich miastach, to że zawsze można gdzieś wyjśc.

      Usuń
    6. Erinti:

      Chyba mnie nie zrozumiałaś. Powtórzę, jestem w stanie zrozumieć Twoją niechęć (choć tylko częściowo), ale nie bardzo rozumiem, dlaczego z Twojego powodu multi-kulti jest złe? Ci ludzie uciekli od prawdziwej biedy, czasami od wojny do miasta (kraju), gdzie mają jakąś szansę, o której u siebie mieli strach nawet myśleć. Jest ich dużo i wielkiej rozmaitości, mają ciężko, ale do swoich krajów nie chcą wracać. Tak na marginesie, do Polski też nie przyjadą. Im multi-kulti nie przeszkadza, bo dzięki temu mają jakąś szansę. Więc może nie potępiaj tego multi-kulti w czambuł? To oczywiście propozycja ;)

      Usuń
    7. @ Asmo

      Nie kapujesz chyba ty:)) Kazdy chce urzadzic swoj dom na swoj wlasny obraz i podobienstwo.
      Bo sie puszczaja na prawo i lewo, tzn na lewo , a w "domciu" tego nie bylo i nie ma prawa byc... a jezeli w "domciu" to bylo, to nie bylo nachalne:)) Bo za duzo ich i rzucaja sie w oczy. Za wiele knajp z roznorodnym zarciem, niekoniecznie smacznym. Sluchaja dziwnej , wcale niefajnej muzy. Ubieraja sie tez jakos tak... hidzaby, sarii, turbany, sandaly do garnituru (p)… w kazdym razie nie tak, jak normalnie. Pracuja w sumie za darmo, obnizajac wynagrodzenia. Za glosno gadaja, brzmia jezykowo dziwnie- normalny czlowiek nie rozumie. Przywoza swoje zwyczaje: bija zony. Babki objuczone jak wielblady chodza na zakupy a facet obok z rekami w kieszeni… no nie uchodzi:))

      Usuń
    8. @Asmo

      Tak, Kanada to dobre miejsce dla ludzi z tzw. Trzeciego Świata, ja zaś niekoniecznie mam ochotę mieć ten Trzeci Świat na progu, niekoniecznie mam ochotę mieć za sąsiadów baszę i zakwefione kobiety. Nie czułam się tam dobrze.

      Usuń
    9. @Ania
      Ale coś jest z tym zaniżaniem płac! Ja tutaj jak byłam nadgorliwa usłyszałam by nie być, bo miejscowi tego nie lubią

      Usuń
  2. Kochana
    Bardzo ciekawe te opisy zachowań i relacji międzyludzkich w Toronto i Zurychu.
    Lubię Twoje "kartki" z podróży, poznaję nieznane dla mnie miejsca i choć wirtualnie, ale na chwilkę się do nich przenoszę. Dziękuję 🤗🧡🌷
    Zdrówka życzę, spokoju na kolejne marcowe dni 🙋🌤️🏵️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym celu piszę, by dać wyobrażenie na temat życia w tych dwu miejscach

      Usuń
  3. Nigdy nie byłam i już nie będę ani w Kanadzie ani w Szwajcarii, dlatego przyjmuję za pewnik Twoje obserwacje życia w Toronto i Zurychu.
    Miałabym duże trudności z asymilacją. Żyłabym w swojej bańce.
    W moim wieku człowiek staje się nieufny wobec drugiej osoby.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem ile masz lat, ale ja nawet przed 30tką nie mogłam dostosować do multi-kulti i swobody obyczajowej Toronto. Zamknęłam się, bo szukałam ludzi sobie podobnych, ludzi nie szukających przygodnego seksu czy uznających życie na kocią łapę za coś równego małżeństwu a nie zabawę w dorosłość

      Usuń
    2. Multi-kulti i swobody obyczajowe nigdy nie były
      w zasięgu mojej mentalności.
      Dla mnie liczy się małżeństwo sakramentalne;
      w ubiegłym roku obchodziliśmy z mężem szafirową
      rocznicę ślubu [więcej razem niż bez siebie :)
      [w tym roku to już 46 lat razem+5 lat przed ślubem];
      nasi synowie poszli w nasze ślady preferując taki sposób życia małżeńskiego.
      Myślę, że spełnia się powiedzenie;
      "czym skorupka za młodu nasiąknie..."
      Ciężko byłoby mi dostosować się i zaakceptować
      ich odmienny wybór.
      Zdaję sobie sprawę żer życie lubi płatać figle,
      ale...wierzę w moc modlitwy..

      Usuń
    3. Ze mną podobnie. I coś jest w tym o skorupce, w rodzinie było jasne, że albo się jest ze soba naprawdę (małżeństwo), albo bawi w dom (wszelkie związki nieformalne).

      Rocznicy gratuluję! Moi dziadkowe doczekali złotej! A teraz? Coś zaczyna być gorzej i rozwód. Może i z takim podejściem nie jest mi łatwo, ale cóż wolę być sama niż w konkubinacie

      Usuń
    4. po raz kolejny wyrazy szacunku dla PANI- Aisab!
      Obszerna,wielowątkowa notka E.Przeczytałem powtórnie,ale wybacz E.,tylko jeden szczegół mi się zakodował we łepetynie....Napiszę i chyba się narażę -rozumiem dawny rytuał wypalenia fajki pokoju,ale zawsze unikałem picia z jednego naczynia z "kolegą".Chyba to jakoś żle odebrałem-ale od dawna używam tylko swoich naczyń.
      Moje ostatnie wejście w Kanadę to-"Liga HO-DE-NO-SAU-NEE,czyli Irokezów" L.H.Morgana.
      Spojrzę teraz na historię Kanady -prowincje,terytoria i no na dłużej zostanę w prowincji Quebec,ze względu na Francuzów.Dostępne są wiadomości o Polonii(art.patriotyczne,głównie ze środowisk katolickich)
      Zejdzie się trochę.Kanada pachnąca żywicą to przeszłość-obecnie pachnie kebabem i innymi przysmakami z różnych stron świata.Trzeba mieć zdrowy "żołąd"i dobrą przemianę materii.Ociec.

      Usuń
    5. @Ociec

      Te picie z jednej szklanki to było po czterech lampkach wina i szklance dżinu z tonikiem, więc wszyscy byliśmy już nieco wstawieni..

      Tak, Kanada pachnąca żywicą to przeszłość i może coś, co istnieje gdzieś na prowincji na północy. Obecnie pachnie kebabem, curry i chińskim jedzeniem.

      Usuń
    6. @ Erinti

      To picie z jednej szklanki nic jeszcze nie zanczy. Nie znaczy absolutnie, ze jestes juz swoja, ze lody przelamane:))

      Usuń
    7. Napisałam "pierwsze lody" a nie że jesteśmy psiapsielami ma całe życie.

      Usuń
    8. Spokojnie Erinti, calkiem mozliwe, ze nawet nie "pierwsze lody":))

      Usuń
    9. Możliwe, czas pokaże. Ale jeśli powiedzmy z ludźmi z pracy dobrze mi się pracuje i czasem wychodzimy od czasu do czasu i tak wolę brać to za dobrą monetę, że chociaż tyle.

      Usuń
    10. Dokladnie, czas pokaze… Tylko i wylacznie czas. Czasami tego czasuuuuuu duzo trzeba, musi niezle uplynac:))

      Usuń
    11. Ależ nie protestuję, to co próbuję robić dla samej siebie to nauczyć cieszyć drobnymi rzeczami by po prostu czuć lepiej

      Usuń
    12. Dokladnie… i byc soba:))

      Usuń
    13. @Ania

      Dokładnie, nigdy nie należy udawać kogoś im się nie jest. To prędzej czy późnej wyjdzie.

      Usuń
  4. Jednak ten wstręt do wielokulturowości (multi-kulti - jest z gruntu obraźliwym określeniam) w Tobie drzemie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, mam wstręt do idei wielokulturowości. Byłam sceptyczna przed wyjazdem, nabrałam wstrętu w praktyce, gdzie mam na myśli masową imigracją ludzi z innych kręgów kulturowych i etnicznych.

      Usuń
  5. "Ponieważ ludzie spoza Europy rzucają się w oczy, a Szwajcarzy nie są za subtelni w gapieniu się na kogoś, niezbyt im się podoba,(..)"
    Wydaje i sie, ze chcialas napisac iz Szwajcarzy sa subtelni w gapieniu sie na innych, niezbyt sie im podoba, gdy ktos sie im przyglada?
    Jezeli tak to podobnie jest w Niemczech. Nie wypada gapic sie na wozek z zakupami osoby przed lub stojacej za. Przygladac sie jak ktos pakuje towary i placi przy kasie. Nie wypada gapic sie na innych. Nachalnie sie im przygladac. Taki ktos jest dziwny, nie swoj. Trzeba wzrokiem wszystko lekko muskac, omiatac nieznaczaco, ale…. przy okazji byc cholernie spostrzegawczym. Widziec co kolega w pracy robi, ile byl na przerwie, o ktorej wrocil…. takie tam:))

    "I rozumiem irytację miejscowych, że ktoś mieszka tutaj 10 lat i nawet nie próbuje nauczyć języka."
    Tutaj gdzie jestem tego raczej sie nie zauwazy. Wsrod starszych, przywiazanych do tradycji mozna uslyszec cos w stylu : "A coz to za niemiecki?", wazniejsze jednak od owego niemieckiego jest to, aby delikwent chcial pracowac i gadal w miare zrozumiale. Wiadomo jednak, ze jak komus zalezy na czyms wiecej to nauka jezyka jest podstawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I w zwiazku z tym gapieniem sie.
      zawsze uwazalam , ze Polacy patrza na siebie , chocizby w sklepach nieskrepowanie, Stoja za blisko siebie w kolejkach, bywaja tacy co leza czlowiekowi na plecach.
      Obejrzalam raz film o wrazeniach dziewczyny z Rosji , studiujacej w Polsce. Byl to jej 5 rok pobytu w naszym kraju. I ona mowila wlasnie,ze Polacy nie lubia kiedy ktos sie na nich gapi ( czyli w Rosji ow kontakt wzrokowy jest jeszcze bardziej nieskrepowany niz u nas), ze nie wypada w sklepach sie przygladac sobie etc:))

      Usuń
    2. @Ania

      Chciałam powiedzieć, że jak ktoś się zachowuje inaczej niż inni to się gapią i jest to dziwne, ale żadna tragedia. Tutaj się ludzie gapią w komunikacji miejskiej i nie są wcale subtelni.

      Tutaj do języka przywiązują wagę i zostało mi to powiedziane wprost, że mam się nauczyć niemieckiego. Może nie w tej chwili, ale jeśli chcę zostać na dłużej to tak.

      A co do gapienia się, fakt z Polakami bywa różnie, jak ktoś ma na przykład przysłowiowe skarpetki do sandałów. W Toronto nie wypadało się gapić na ludzi, to uchodziło za coś niewłaściwego

      Usuń
    3. "Tutaj do języka przywiązują wagę i zostało mi to powiedziane wprost, że mam się nauczyć niemieckiego."

      No... bo widocznie od was wymagaja wiecej niz od zwyklego robotnika sezonowego:))

      Usuń
    4. Nie jestem zwykłym robotnikiem sezonowym więc i wymagania inne

      Usuń
    5. wcinka...
      inspirujesz Erinti,inspirujesz...
      Twoje spostrzeżenia uzupełniam informacjami z Kanady przesyłanymi od wielu lat przez A.Kumora(Goniec),a ostatnio od W.Gadowskiego,który przerwał swoją podróż po Ameryce.Moje przekonania są wykrystalizowane(antylewicowe),unikam wymiany zdań z różnymi prowokacjami "zawodowych blog-hejterów"na ogół rodzaju męskiego...(w czasie emerytury dziadki się nudzą).
      Pójdę zatem inną ścieżką,choć z zainteresowaniem poczytam o kompleksach i osobistych odczuciach(jako domorosły psycholog)itd,itp.Pozdrowienia.Ociec.

      Usuń
  6. Jak dobrze, że opisujesz doświadczenia i porównania, bo wszędzie tylko jeden temat...
    Erinti, to śmieszne z tą "przyjaźnią" i w ogóle polityczną poprawnością, które nic nie znaczą, to pustaki, zresztą już o tym pisałaś. Najgorsze jest to, że po cv- wszystko co najgorsze się pobgłębi i zyskają najbogatsi, a kto straci wiadomo... a może mnie pocieszysz, wieczną pesymistkę ... krejzor

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krejzor,

      Tak słowo "przyjaźń" nie nie znaczyło, ot to samo co po polsku znajomy. Znikniesz i nikt nie zauważy. Koleżanka z pracy znikła na pół roku i nikt nie zauważył.

      Ja też jestem raczej pesymistką i staram uczyć cieszyć drobnymi rzeczami. Co do CV, mam ładny wpis w CV po Toronto. Zaś jeśli chodzi o to kto zyska a kto straci po koronie, to dobre pytanie

      Usuń
    2. to nie pesymizm....Ociec.uważam.

      Usuń
    3. przy okazji
      szwajcarski portal niemieckojęzyczny Neue Zuricher Zeitung o zasadach segregacji pacjentów-chodzi o kryteria wiekowe,czyli o pożyteczność społeczną....?Ociec
      p.s.w Italii wg faktów medialnych docierających do Polski chorzy powyżej 80-tki nie są leczeni

      Usuń
    4. No niestety w szpitalach brakuje miejsc i dlatego zaczyna się segregacja. Smutne to

      Usuń
  7. Chociaż tyle zyskałaś z Toronto ☺ poza tym doświadczenia życiowe. A najważniejsze, że sobie sytuację zawodową i ogólną poprawiłaś. Podobno pesymiści (ja jestem gdzieś w środku, Ty pewnie też. To chyba realistki?☺) mają tę przewagę nad optymistami, że gdy przewidywania negatywne się sprawdzą to są na ten stan w jakiś sposób przygotowani, a gdy jest odwrotnie to się cieszą- kr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawodową na pewno, jakby chciała, lub musiala, wracać do Polski to zupełnie na innych zasadach niż jak wyjeżdżałam.

      Usuń
    2. spontaniczna solidarność.
      zmiany nie zachodzą spontanicznie.
      Polecam:"Platforma"reż.Galder Gaztelu-Urrutia
      deser:panna cotta.Ociec

      Usuń
    3. Panna cotta? Wieki tego nie jadłam, w Aldim mają pyszne Tiramisu.

      O tak nie ma za wiele spontaniczności, a na pewno nie spontaniczne protesty czy też spontaniczna chęć zmian, vide Arabska Wioska czy Majdan.

      Usuń
    4. olala
      zrób to sama...panna dla panny(a może jeszcze kogoś?)
      smacznego.Ociec.
      p.s.sąą...jagody w syropie w spiżarce się znalazły!Rocznik 2019.Słodkiego,miłego życia..

      Usuń
  8. ja wyznaje zasade ze wszedzie dobrze ale w domu najlepiej
    nigdzie nigdy bym nie wyjechala by zyc i pracowac
    dla mnie przeprowadzka do innego miasta w polsce bylaby nie do przeskoczenia a co dopiero inny kraj

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś jest w tej zasadzie, ja sobie coraz bardziej zadaję pytanie czy sama tego nie mam i czy w ogóle nadaję się na mieszkanie w innym kraju. Może to było clue mojego niedopasowania z Kanadą?

      Usuń
    2. Ja ogólnie jestem bardzo zamknięta. Odkąd miałam nad swoją głową studentów z Afryki to stałam się trochę taka wyznawczynią zasady "Polska dla Polaków"
      Śmieci miesiącami trzymali w domu (smród niesamowity), imprezy do 2 w nocy w środku tygodnia, rozpalanie grilla workami foliowymi, segregacja śmieci to dla nich abstrakcja i jeszcze potrafili przyjść że mamy auto przestawić bo oni chcą tu zaparkować bo mają za daleko do furtki a płacą to wymagają
      I po wielu takich akcjach stwierdziłam niech każdy mieszka u siebie bo starcie różnych kultur na dobre jednak nie wychodzi

      Usuń
    3. Starcie różnych na pewno. Co innego studenci Niemcy, Francuzi czy Włosi to jednak pewne kulturowe podobieństwo. Ja z kolei wiem z opowieści rodzinnych, że po hindusach to w domu podłogi zrywać czasem trzeba. A i sama idąc obok zakwefionej kobiety latem .. no cóż zapach potu był potężny.

      Ja nie jestem może aż tak skrajna, sama mieszkam za granicą, ale uważam, że najlepiej podróżować w kręgu kultur sobie podobnych. W Bułgarii na przykład jest podobnie, a i owszem Niemcy czy Szwajcaria mają swoje wlasne smaczki, ale to jednak nie Azja

      Usuń
  9. Mam wrażeni, że najbardziej się dziwią Twej niechęci do wielokulturowości ludzie, którzy się z nią nie zetknęli. :) "Nie podoba się? Oooo to musi w Tobie drzemać uprzedzenie..."
    Tak po prawdzie to trochę dziwię się, że taka osoba jak Ty zdecydowała się na wyjazd... i podziwiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj prawda oburzają się ci, co nie znają jak to wygląda w praktyce. Ale niektórzy to lubią..

      Co do wyjazdu, to ja się sobie sama dziwię. Nie wiedziałam na co się piszę, ale pomimo zgrzytów nie żałuję. Nie wiem czy bym wyjechała wiedząc co i jak wygląda. Ale z drugiej strony teraz nawet jakby wróciła to mam lepszą sytuację zawodową.

      Ludzie mówią, że byłam odważna jadąc sama do Kanady, a potem do Szwajcarii. Może to, a może nieco szalona? A może po prostu jakoś tego potrzebowałam?

      Co do multi-kulti to po nie działa, tak naprawdę są głębokie podziały i gadanie o równych szansach gdzie tego nie ma. Wiele się mówi o rasiźmie, parytetach ale nigdzie nie widziałam tyle kobiet na stołkach co w Polsce. Tak dadzą jednego czy drugiego do polityki, ale prawda taka, że jak się nie jest z klasy średniej, a najlepiej średniej wyższej, nie ma szans na studia (bo płatne) a bez tego na prestiżową i dobrze płatną pracę. Mnie nie razi sama obecność innych co ten fałsz i te jawne pokazywanie jak ci inni mają gdzieś miejscowe zwyczaje, czego symbolem jest zakwefiona kobieta

      Usuń
  10. Ja bym chciała podróżować po świecie i poznać kilka miast i inne kultury i byłoby cudownie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze może się wybrać za granicę na weekend czy parę dni. Zobaczyć jak to wygląda, porównać. Dzisiaj to nie problem. Oczywiście wówczas to nie pozna się w pełni życia, ale jakieś tam wrażenie jest

      Usuń
    2. tylko szaleńcy poznają smak życia...(slogan?)
      Czeka nas inna rzeczywistość,obecnie jesteśmy zaledwie w przedsionku do tunelu.Nikt nie wie co będzie za 7 dni po powrocie ze sklepu(jesteśmy samowystarczalni na ok.m-c),albo ze śmietnika(tu konieczność).
      Nie można czuć się samotnym,nawet jak się jest singlem(slogan?).Można się komunikować bez problemu-tu pozdrawiam!
      Kora i Maanam-"Podróżować,podróżować" nawet do Aires,były możliwości,ale teraz mniej niż zero ekskursji.Ociec.

      Usuń
    3. @Ociec

      Może i tak, może trzeba być lekko szalonym by wyjść z domu, za próg jak mówił Gandalf do Bilba?

      Usuń
    4. Polak potrafi
      -respirator z drukarki 3D za 200 zł...
      -prof.Drąg ma klucz do enzymu...
      na dobranoc optymistycznie.Ociec.

      Usuń
  11. Ja pamiętam twoje posty jeszcze wtedy, kiedy mieszkałaś w Polsce i wiem, że w Polsce też było wstrętnie natomiast w Toronto bardzo mile cię przywitali i o ile pamiętam zrobili ci imprezę urodzinową czy jakoś tak. Wydaję mi się, że w Toronto jest łatwiej się zaklimatyzować niż w stężałej Szwajcarii. Tzn. wiadomo, że nie ze wszystkimi będziesz się przyjaźnić i mieć głębokie relacje emocjonalne, ale myślę, że łatwiej jest nawiązać pierwsze kontakty a potem wiadomo pracuje się nad relacjami.
    Mi by Toronto bardziej odpowiadało niż Szwajcaria mimo kłopotów z islamem, po prostu lubię bardziej spontanicznych ludzi niż przebijanie się w życiu realnym przez mur sztywniactwa i stężelstwa.
    Weź pod uwagę Erinti, że pierwsze wrażenia ze Szwajcarii mogą cię mocno zmylić. Pamiętaj, ze kraje niemieckojęzyczne nie są przychylne Polakom oni mają zakorzenione poglądy faszystowskie, to nie minęło tylko nie mówią tego wprost z powodu poprawności politycznej, W krajach takich jak np. Hiszpania, Włochy, jako Polka łatwiej się odnajdziesz, ale w krajach niemieckojęzycznych trudniej się zaklimatyzować mimo perfekcyjnej znajomości języka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Julianne,

      Rzecz w tym, że ta otwartość jest dość pozorna. Owszem, ze względu za zalew imigrantów nie rzuca się w oczy jako cudzoziemiec, ale to nie oznacza otwartości. Owszem bez trudu ktoś znacznie gadać z toba w barze czy gdzieś, ale tu nie ma nad czym pracować bo po prostu z definicji to takie płytkie friendowanie tak samo jak pytanie "how are you?", nikogo nie obchodzi czy żyjesz, a choćby się waliło i paliło ma być "I am fine" bo lepiej popełnić przestępstwo niż się przyznać do problemu.

      Ja wolę osobiście sztywniactwo niż spontaniczność, bo po prostu nie jestem spontaniczna, ale jak pisałam co dla kogo. W Toronto spontanicznośc była do picia, palenia marychy i przygodnego seksu niczego więcej.

      A gdzie kto się może zaklimatyzować? Ja znam bardzo dobrze angielski i w Toronto się nie mogę odnaleźć

      Usuń
    2. A z tym przywitaniem, generalnie w każdym normalnym miejscu miło witają, a urodzin od lat nie obchodze. Koleżanka mi drinka postawiła.

      Usuń
  12. No cóż... zdecydowanie bardziej jestem Szwajcarem niż "Kanadyjczykiem" z Toronto.
    Inna sprawa że polityczna poprawność to dżuma intelektualna naszych czasów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też bliżej do Szwajcarów chyba, po prostu nie kupuję tego całego gadania o miłości do odmienności, "all are welcome" itd

      Usuń
  13. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znałam Twego blogowania gdy mieszkałaś w Polsce. Nasunęło mi się pytanie;
      czy nie chciałaś skorzystać z oferty "lotdodomu"?
      Czy już na amen zerwałaś z Ojczyzną?
      W moim wieku też rzadko obchodzi się urodziny,
      ale mimo wszystko miło jest gdy bliscy i znajomi
      pamiętają o rocznicy [nie tylko urodzin].
      pozdrawiam Basia
      https://blogaisab.wordpress.com/

      Usuń
    2. Nie Basiu, nie zerwałam ale mam tutaj pracę i chcociaż w domu to pracuję. Chętnie przyjadę do Polski jak się to wszystko uspokoi, a czy zostanę tutaj na dobre czy wrócę za parę lat to kwestia otwarta

      Usuń
  14. Always look forward for such nice post & finally I got you. Really very impressive post & glad to read this.
    Architects in Indore
    Civil Contractors in Indore

    OdpowiedzUsuń