Marchewka

Na temat absurdów i utrudnień w działaniu służby zdrowia napisano niezliczoną ilość postów i komentarzy. Ponieważ nie mam ochoty komentować kolejnej politycznej awantury i histerii mainstreamu na hasło „Smoleńsk” i ataku seryjnego samobójcy, przejdę do jakże życiowej sprawy. Wiem, że nigdzie na świecie służba zdrowia nie działa idealnie. Ale oczywistych powodów każdego z nas najbardziej interesuje rodzinne podwórko. Przyznam, że o wielu rzeczach nie wiedziałam.

Złośliwcy mawiają, że Polak zna się na medycynie, ekonomii i paru innych rzeczach. Nie mam nic przeciwko możliwości wyrażania swego zdania przez każdego z nas. Zwłaszcza na naszym małym kawałku sieci, gdzie gospodarujemy wedle swoich zasad i wizji, wyrażając prywatne opinie. Ja w kwestii medycyny. Tak się składa, że ostatnimi czasu z różnych przyczyn i mniejsza jakich, poznałam nieco środowisko lekarzy i sama poszerzyłam swoją wiedzę z zakresu kliniki. Stąd może rosnące rozdrażnienie gadaniem, że diagnozowanie pacjenta to taka prosta sprawa. Cóż łatwo by było jakby klinicysta miał wszystkie dane, ale z tym bywa kiepsko. Niepełny model matematyczny działa słabo, zaś człowiek nie komputer. Brak danych nie wynika z niechęci, ale z trudności. Pacjent nie zawsze umie nazwać pewne objawy chorobowymi, zwłaszcza gdy mówimy o chorobach nie dających wymiernych wyników. Podwyższony poziom cukru we krwi, wysokie ciśnienie krwi czy nadwagę można zmierzyć a i tak przyczyn bywa wiele. A co gdy objaw jest inny? Dużo w trym doświadczenia i intuicji. Stąd też nauczyłam się sporo pokory w ferowaniu wyroków. No, ale miało być o absurdach, takich jak emisji CO2 z gabinetu lekarskiego..

Poznałam utrudnienia NFZ też z drugiej strony. I nie mówię tylko o tym, że lek X jest refundowany w chorobie a, ale nie w b, chociaż obie są podobne. I jak pacjent z b potrzebuje X, to musi płacić nieraz 400 zł za opakowanie, bo fundusz nie refunduje. Usłyszałam od A. o jeszcze lepszym numerze. Otóż lekarz musi zeznać ile tabletek danego specyfiku pacjent potrzebuje miesięcznie. To znaczy jak ktoś bierze jedną tabletkę leku X dziennie, to miesięcznie potrzebuje 30 tabletek, tak średnio. Problem w tym, że w pojedynczym, opakowaniu X jest tylko 20 tabletek. Jak święta naiwna zapytałam czy nie można zapisać dwóch. A. mi wyjaśniła (patrząc jak na kosmitkę, która nie wie na jakim żyje świecie), że nie po przekroczy limit 30 tabletek na miesiąc i NFZ ją ścignie za wyłudzenie. Czyli ma kupić pół opakowania? – zapytałam zdumiona. A. wyjaśniła, że można to załatwić w pewnych aptekach, bo kiedyś też tak było. A ja się cieszyłam, że nie muszę brać niczego na refundację i pilnować by lekarz zmieścił się stemplem w kratki, nie pomylił w ilości tabletek, gramach substancji czynnej i paru innych rzeczach. To już wiem czemu podczas wizyty lekarz połowę czasu spędza na wypisywaniu papierków. My zaś czekamy w kolejce.

A’propos kolejek. Od innej koleżanki, M. dowiedziałam się, że aby dziecko dostało aparat u ortodonty musi chodzić dwa lata i nie wypaść z kolejki. - Ale co jak ma krzywe zęby? – pytam jak święta naiwna. M. odpowiedziała (patrząc znowu na mnie jakbym spadła z choinki), że ma gryźć marchewką na rozejście się zębów i zdać z tego relację ortodoncie ( a ja myślałam, że do lekarza się idzie jak babcine, skądinąd słuszne sposoby nie zdają egzaminu). I jak przez dwa lata będzie chrupać rzeczowe warzywo, to dostanie aparat. Przyznam, że nieomal gruchnęłam śmiechem na podobne słowa. Nie miałam bladego pojęcia, że dziecko musi dwa lata chodzić na wizyty .. Widziałam wielu młodych ludzi z aparatami na zębach (takimi do zdejmowania i takimi na stałe), ale jakoś nie pamiętam by koledzy dwa lata zasuwali na wizyty.  Oczywiście odstawszy swoje w kolejkach, bo Centralnego Rejestru Usług Medycznych jak nie było tak nie ma, podobnie jak wysokich standardów w polskiej polityce. Co ciekawe , wbrew obiegowym opiniom, wielu lekarzy nie miało by nic przeciw podobnego rozwiązaniu. Tak, oszuści i ludzie nieuczciwi są wszędzie i w każdym środowisku.  Ale nie każdy lekarz to łapówkarz i nie każdy ksiądz to pedofil jakby chciały nas przekonać media, które po prostu żyją z pokazywania krwi i patologii. Zaś skrócenie kolejek do specjalistów i większa przejrzystość systemu pomoże wszystkim uczciwym. Oczywiście wyłudzeń i przekrętów nigdy się do końca nie wyeliminuje. Ale można przynajmniej coś zrobić w tym kierunku.
(http://3.s.dziennik.pl/pliki/3081000/3081896-marchewka-marchew-zeby-300-227.jpg)

Rzecz jasna można chodzić prywatnie. Bez długiego stania, bez absurdalnych terminów. Niestety tam nie ma gwarancji, że wszystko pójdzie dobrze i wydane pieniądze przyniosą pozytywny skutek. Przekonałam się na własnej skórze. Trafić na lekarza z intuicją i wyczuciem to prawdziwe szczęście. I nie zawsze pomoże tutaj patrzenie w rankingi czy pytanie znajomych, niestety. Nie mam nic przeciwko prywatnym ośrodkom opieki zdrowotnym, jako alternatywnie dla państwowej służby zdrowia. Niech sobie dwa systemy istnieją. Byle nie było tak, że ludzie czekają rok na rezonans magnetyczny głowy, bo z kontraktu NFZ można prowadzić badania tylko do południa, a potem wchodzą ludzie przychodzący prywatnie. I oni rzecz jasna idą z dnia na dzień, chyba, że się umawiają z piątku na poniedziałek.

22 komentarze:

  1. Czcigodna Erinti
    Narodowy Fundusz Zagłady (jak ten gasng nazywa mój stomatolog) po prostu powinien być uznany za organizację przestępczą a przynależność do niego zagrożona karą wiezienia OD iluś lat. Bo jak można tolerować aby lekarzowi z drugim stopniem specjalizacji i niekwestionowanym dorobkiem jakaś (uczciwszy Twoje uszy) biurwa dyktowała ile tabletek i jakiego leku może zapisać pacjentowi? Ale na zasadzie Prawa Zachowania Głupoty nie wierze aby jakikolwiek rząd wyłoniony z zabetonowanej na amen sceny politycznej wypompował to szambo.
    Więc obyśmy zdrowi byli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja Stary Niedźwiedziu zacny trzymam kciuki za nasze zdrowie. Bo jak usłyszałam o limicie na tabletki zamarłam.

      Usuń
    2. Erinti -owszem,NFZ sprawda,czy nie dochodzi do nadużyć w kwestii leków.Pierwsze jednak słyszę o liczeniu co do tabletki (a jestem po pozytywnej kontroli NFZ) a już na pewno nie jest prawdą,że biedny pacjent zostanie z dwudziestoma tabletkami na miesiąc,bo lekarz ma prawo wypisać kurację na TRZY miesiące jednocześnie,więc te opakowania można sobie zgrabnie pomnożyć,podzielić itd.Nie bronię NFZ w minimalnym stopniu ,ale protestuję przeciw głoszeniu nieprawdy

      Usuń
    3. Ja to słyszałam od znajomej lekarki. Ona tak to przedstawiła. Mogłam coś źle zrozumieć, ale ona dokładnie mówiła o tych 20 tabletkach

      Usuń
    4. To źle przedstawiła lub rzeczywiście Ty źle zrozumiałaś.Ktoś tu wspomniał o opakowaniach (faktycznie idiotycznych acz bardzo częstych) po 28 tabletek.cóż,nawet urzędnicy NFZ nie są tacy głupi,by domagać się by przez trzy dni w miesiącu pacjent był bez leków.Poza tym-niektóre leki są dawkowane kilka razy dziennie.Czyli takie opakowanie mialoby starczyć na tydzień? dziesięć dni ? :)).Jeżeli pacjent bierze 3x dz -mamy prawo wypisac jednorazowo 180 tabletek ( a czy to będą opakowania po 60,30 czy 20-nikogo nie obchodzi).Kontrola się przyczepi jeżeli wypiszę ponownie to 180 po miesiącu czy dwu-tu nie będzie argumentu.Natomiast nikt nie czepia się jeżeli pacjent przyjdzie tydzień wcześniej a nie po połknięciu ostatniej tabletki.

      Usuń
    5. Myślę, że ona może sama nie do końca zrozumiała jak to wygląda. W końcu nie każdy jest biegły w papierologii, niektórzy się w tym gubią

      Usuń
    6. No,ale ta wiedza jest absolutnie podstawowa i nic się w tym zakresie nie zmieniło od dawna,więc jestem mocno zdziwiona.Rozumiem gubienie się w meandrach refundacji -tego "bez wodki nie razbieriosz" ,ale takie proste rzeczy ?

      Usuń
    7. Nie wiem, nie mogę odpowiadać za kogoś.

      Usuń
  2. Niedawno usłyszałam o przychodni, w której osoby kwalifikujące się na sztuczną szczękę owszem mogą się o takową starać, ale tylko dolna jej część będzie refundowana...
    Z Polaków się już szydzi, niestety - w Polsce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to z tą szczęką to kolejny absurd z listy. Normalnie nie wiem czy się śmiać czy płakać.

      Usuń
  3. Ad.1: "Rzecz jasna można chodzić prywatnie. Bez długiego stania, bez absurdalnych terminów. Niestety tam nie ma gwarancji, że wszystko pójdzie dobrze i wydane pieniądze przyniosą pozytywny skutek."
    Rozumiem, że gdy ci sami lekarze leczą w ramach NFZ gwarantowany jest wyższy poziom usług.
    Ad.2: "Nie mam nic przeciwko prywatnym ośrodkom opieki zdrowotnym, jako alternatywnie dla państwowej służby zdrowia. Niech sobie dwa systemy istnieją. Byle nie było tak, że ludzie czekają rok na rezonans magnetyczny głowy, bo z kontraktu NFZ można prowadzić badania tylko do południa, a potem wchodzą ludzie przychodzący prywatnie. I oni rzecz jasna idą z dnia na dzień"
    - Nie dlatego jest kolejka na badania z NFZ bo rezonans pracuje prywatnie tylko pracuje prywatnie bo NFZ nie refunduje tylu badań by zaspokoić wszystkie potrzeby. Istnienie kolejki jest w założeniach prawnych tego systemu. Pracownia albo poradnia prowadzą "listę kolejkową" do wglądu przez NFZ. I nawet jest tak dobrze, że pacjent może w NFZ dowiedzieć się gdzie kolejka jest najkrótsza.
    - Gdyby było więcej pacjentów prywatnych to pracownia kupiłaby drugi rezonans albo wydłużyłaby czas pracy. I "prywatni" i tak nie czekaliby w kolejce. A wszystko przez "niegodziwą pazerność" w zarabianiu na cudzym nieszczęściu w przeciwieństwie do "szlachetnych pobudek" pomagania cierpiącym w ramach NFZ.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marku,
      ad1: nic nie jest gwarantowane. Trafisz dobrze, albo nie
      ad2: nic nie mówię o szlachetnych pobudkach czy pazerności. Ale składki płacimy wszyscy. Nikt nam nic nie daje za darmo. Więc dla mnie to przegięcie, że sprzęt jest wykorzystany tylko przez połowę dnia. Lekarze mówią, że to za mało, bo potrzeby są większe. Ja nie mówię, że ma nie być kolejek. Ale czekanie na zabieg czy wizytę u specjalisty pół roku? Kumpela z liceum skręciła kostkę. Męczyła się parę m-cy bo nie było wcześniej miejsca a rodziny nie było stać na prywatną wizytę.

      Usuń
    2. Ad.1 To była ironia. Mówimy o tych samych lekarzach pracujących do południa w ramach NFZ i po południu prywatnie. Jak ktoś jest dobry do południa to i po południu taki będzie. I odwrotnie.
      Ad.2 Przecież sama piszesz, że aparat pracuje cały dzień a za chwilę, że pół dnia. O kolejkach już Ci odpowiedziałem.

      Usuń
    3. Aha ta ironia wiele wyjaśnia.

      Usuń
  4. Po ostatnich przeżyciach, mam tyle doznań związanych z NFZ, że mogłabym post, a nie tylko komentarz napisać...
    Ograniczę się tylko do jednego: pani doktor pierwszego kontaktu nie chciała przyjść do umierającej Mamy 'bo ona tu nic nie pomoże', co niebotycznie zaskoczyło moją kochaną Panią Pielęgniarkę środowiskową.
    Mój Pan Doktor, u którego leczę się prywatnie telefonował do mnie kilka razy dziennie, dyktował kiedy mam brać jakieś leki i pytał o samopoczucie.
    PS. Uwielbiam marchewkę;) Chrupię ją zamiast słodyczy:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiem Liv, że byś mogła. To jakiś horror co przeżyłaś. A to co zrobiła lekarka pierwszego kontaktu na mój rozum podchodzi pod paragraf. Jak można nie przyjść do umierającego człowieka???????

    OdpowiedzUsuń
  6. Owszem, Erinti, urzędnicza samowola, biurokratyczne bariery, tradycyjnie nie do pokonania i absurdy, które nadają się do sfilmowania, sprawiają, że dyskomfort ludzi chorych jakby w mniejszym stopniu spowodowany jest ich chorobą. Jestem przeciwny radykalnym rozwiązaniom, ale tu niezbędny jest jakiś branżowy policmajster, który przyjrzy się bagienku NFZ i zabierze się do jego osuszania. Robota to oczywiście stresująca i niewdzięczne, ale ktoś to musi wreszcie zrobić i to now, na ten tychmiast!
    ukłony

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Andrzeju tu trzeba Herkulesa, aby posprzątać tę stajnię Augiasza. By zrobić porządek z tym wszystkim. Tylko skąd go wziąć?

      Usuń
  7. od wielu lat mówimy i głośno i cicho o machinacjach nfz. to tak jak w pzpn. nie decyduje minister, tylko jakiś tam szef czy prezes. piszesz o tabletkach po 20 sztuk w opakowaniu. ja od ponad roku muszę być stale " na tabletkach" . moje zdumienie polega na tym, ze nie dość, że są one pioruńsko drogie ( na ogół nie refundowane) to jeszcze pakowane po 28 sztuk. i to się nazywa wypisywanie recepty "na miesiąc". poza tym, tu gdzie teraz mieszkam, do kardiologa czeka się w kolejce 11 miesięcy. prywatnie 3 - 4 dni. bo takie są kontrakty, na tyle pozwala nasz kochany fundusz.i co mam zrobić skoro muszę być pod stałą kontrolą? muszę z naciskiem na muszę leczyć się prywatnie. jak większość ludzi z okolicznych wiosek. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewo takie terminy są też w miastach. Tylko,że w mniejszych ośrodkach ciężko szukać innego lekarza. Rok czekać do kardiologa? Ale przecież to nie wysypka, z sercem nie ma żartów! 29 tabletek na miesiąc... taa starczy pod warunkiem, że to luty.

      pozdrawiam

      Usuń
  8. w warszawie czekałam na wizytę u kardiologa maksimum 3 miesiące. były prywatne przychodnie, które miały podpisany kontrakt z funduszem. właśnie w takiej się leczyłam. a tu? jeden kardiolog, który przyjmuje w dwóch miastach powiatowych. prywatnie oczywiście. w swoim szpitalu raz w tygodniu na fundusz. ja nie wiem kiedy ta kobieta je, śpi, odpoczywa...zwłaszcza, ze jest jeszcze ordynatorem oddziału szpitalnego.
    ciekawe u kogo ona będzie się leczyła? pewnie aż w olsztynie....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to jest straszne, że lekarz musi zasuwać na tylu etatach, zaś potem zdumienie, że przemęczony i popełnia błędy. Znajoma lekarka, na razie świeżo po specjalizacji, na razie zasuwa w trzech miejscach. Rozumiem lekarzy nie podpisujących kontraktów z NFZ i rozumiem farmaceutów odsyłających recepty. Nikt nie chce aby go ścignęli za rzekome wyłudzenia.

      Te 3 m-ce to i tak długo, bo to nie kwestia pokrzywki czy czegoś co szpeci, ale życiu nie zagraża. Ale co ja się dziwię po aparatach na które się czeka 2 lata (a jak wiesz mieszkam w dużym mieście, czy częściowo refundowanych szczękach, o czym pisała Anna

      Usuń