Dlaczego małżeństwo? /Why marriage?

Mój dzisiejszy tekst będzie swoistą długą odpowiedzią na tekst Kiry (http://istota-rzeczy-wg-kiry.blog.onet.pl/2013/01/31/dlaczego-konkubinat/, polecam przeczytać!).  Uznałam, że temat warto jest napisania oddzielnej notki, co umożliwi wam Goście poznanie zdań obu stron. Będzie o tyle ciekawe, że mamy z Kirą całkowicie odmienne zdanie na wspomniany temat. Nie będę rozróżniać małżeństwa cywilnego i kościelnego, gdyż w przypadku drugiego dochodzą kwestie religijne i światopoglądowe, ja zaś chce się skupić na innych aspektach.

Konkubinat to nic nowego. Nieformalne związki istniały jak świat światem i na przestrzeni wieków różnie się je nazywało. Od zawsze były żony i ‘te drugie’: kochanki, konkubiny, utrzymanki, nałożnice.  Wiele nazw określało jedno zjawisko: istniało pożycie między mężczyzną a kobietą, ale zwykle  po cichu (pomijam kwestie faworyt i metres, będących niejako oficjalnym elementem życia dworów) i zwykle tymczasowo. Kobieta była w tym układzie stroną słabszą  i musiała liczyć łaskę innych. Od jej rozumu i zdolności zależało by nie zostać na lodzie z dziećmi. Oczywiście sprytne i cyniczne panie umiały zbić majątki i to i owo sobie uszczknąć z takich układów. Należało tylko zachować podstawowe zasady BHP: nie zakochać się i nie przywiązać do kochanka/konkubenta, bo można było w każdej chwili wylecieć na bruk. Smutny koniec pań jak hrabina Cosel czy Louise de la Valliere, pokazują czym się kończy zapomnienie. Tyle królewskie dwory, ale czy życie było inne? Nie, zaś niezliczone książki i filmy pokazują czym się kończyły romanse ubogiej dziewczyny z zamożnym (zwykle żonatym) panem.

Dzisiaj rzecz jasna społeczeństwo jest inne niż w wiktoriańskiej Anglii czy chociażby parędziesiąt lat temu.  Określenie „panna z dzieckiem” odchodzi do lamusa i samotna matka nie jest napiętnowana społecznie, przynajmniej dzieje się to coraz rzadziej. Społeczny ostracyzm znika, ale reszta problemów nie. Nie mam na myśli wyłącznie kwestii finansowych (chociaż nie sposób uniknąć tego aspektu, zaś wybębnienie alimentów od konkubenta to nie lada wyzwanie), ale wzorzec mężczyzny jest potrzebny zarówno synom jak i córkom. Co więcej we dwoje po prostu łatwiej, po prostu mniej elementów brakuje. Poczucie stałości i bezpieczeństwa jest niezbędne dla osób  w każdym wieku, ale dla dzieci chyba najbardziej. A tak świat urządzony, że wyższe koszty biologiczne ponosi kobieta.

Zastanawia mnie niechęć do pójścia do USC, stwierdzenia typu „miłość nie potrzebuje papierka”. Miłość może nie, a zwłaszcza w idealnym świecie. My jednak żyjemy tutaj na ziemi, nie wszyscy są uczciwi i prawi. Poza tym skoro „papierek” to coś drobnego, co za problem podpisać? Nie trzeba przecież białej sukni, nie trzeba wielkiego przyjęcia i obietnicy przed Bogiem.  Tu chodzi jedynie o postanowienie i gotowość poniesienie konsekwencji swojego wyboru, także prawnych i społecznych. O wzięcie odpowiedzialności za drugiego człowieka, powiedzenie „chcę cię chronić i zabezpieczyć, jesteś dla mnie kimś wyjątkowym”.  Idąc do pracy, podpisujemy umowę z pracodawcą. Dostając prawo jazdy także zobowiązujemy się  przestrzegać przepisów. Zakładając konto w banku, podpisując umowę o kablówkę także coś podpisujemy. Tylko żeby żyć ze sobą, być ze sobą  nie trzeba nic. Niektórzy by chcieli mieć wszystko za friko, nie ponosić żadnej odpowiedzialności za drugiego człowieka, nie zobowiązywać się do niczego.  Bardzo by chcieli mieć w domu sprzątaczkę i kucharkę z funkcją seksualną i nie dawać nic w zamian, nie zdobywać kobiety, nie zobowiązywać się do opieki. Nie musieć zapewniać, że się będzie na dobre i na złe, do niczego się nie zobowiązywać a szukać furtki.  Bardzo tu pomaga lansowany obecnie model życia lekkiego i przyjemnego. Owszem, małżeństwo nie chroni przed porzuceniem, zdradą i przemocą. Nic nie chroni i nie bądźmy naiwni.

Napisałam kiedyś, że konkubinat to świetne rozwiązanie dla faceta (ma w domu wszystko all inclusive) i kiepskie dla kobiety (bo da z siebie wszystko i nie dostanie zabezpieczenia).  Kompletnie nie przekonują mnie tezy o „dopasowaniu” w kwestiach seksu i w tym celu „wypróbowaniu się” przed. Kwestia priorytetów, ot co. Jako nieuleczalny dinozaur uważam seks za dopełnienie i dodatek do miłości. Coś co stanowi jeden z elementów związku między ludźmi, ale nie najważniejszy. Dla mnie to żałosne gdy staje się ważniejszy do szacunku. Czyli co, jak „dopasowanie” nie wyszło to szukamy dalej? A co jeśli seks się skończy i nie ma o czym gadać?  A co jak będzie wypadek, choroba? Wiadomo co, skoro priorytet i meritum nie działa. Tyle, że latka lecą i co potem? Kiepski seks? No i co z tego są ważniejsze rzeczy, to tylko kiepski dodatek, a co z tego, że dodatek kiepski kiedy fundament silny? Poczucie bezpieczeństwa, szacunek, zaufanie i wspólne zainteresowanie stanowią priorytety. I chyba o to się rozbija całą dyskusja. Co dla kogo jest najważniejsze i na co patrzy w pierwszej chwili. Dla mnie konkubinat to układ podwyższonego ryzyka, zaś nie mam natury ryzykantki.

*************ENG*************


Post below is my response to interesting text by Kira, (http://istota-rzeczy-wg-kiry.blog.onet.pl/2013/01/31/dlaczego-konkubinat/, text in Polish language only), protagonist of cohabitation. This is interesting social matter, so I decide to write my own thesis, opposite in all points. I am writing about marriage, no matter if we mean civilian or church. Religious aspects are great topic for another discussion, whereas I am rather interesting in everyday life.

Cohabitation as phenomena has been present for always. Across ages it had different names, but there were always wives and “the second ones”: lovers, mistresses, kept women, etc. Bored husbands were looking for relax and play. Usually everything was kept secret, except for royal mistresses which were well known and made up regular element of court’s life. Their position was strong, but temporal.  Forgetting the exact name one thing was constant: the weaker position of woman. She could secure her future thanks to ambition, common sense and cynicism. Ignoring the most important rule resulted in finishing up as poor, lonely one with kids. Still, she had to rely on others and remember first and the most important rule: never fall in love.  What was the end of countess Cosel or Louise de la Valliere? Not nice, this was the end of mistresses forgetting about temporality of their position. But let’s skip royal courts and come back to everyday life. Too few movies and books about sad stories of poor girls and rich guys?

Today world is different, different and better than Victorian England. Single mother is not victim of mockery any more. One problem is left, but what about others? Financial aspects, even their great importance, are not the only one.  How to made lover paying for kid? That is more difficult to obtain for informal relations, almost impossible. Raising kids together is easier in every aspects (of course I am not talking about pathological families). Feeling safe is making our live easier and is essential for everyone, I believe for kids especially. We must also take into account biological costs: higher for us, woman.

I am curious why so many people are afraid of appropriate office. “Love doesn’t need a paper” is their favourite phrase. Love? Love maybe not, especially in ideal world. But we live on earth, not in heaven. Also if “paper” is not important why not to sign it? No white dress, no religious declaration are required. Only will to fall on one’s sword, especially social and juristic (this is the clue, isn’t it?), only to take responsibility for another one to say “I want to protect you my dear one, I want to secure you as you are so exceptional”.  In everyday live we sign many papers: when starting new job or  when opening bank account. Being given driving licence, we are supposed to follow law. We have to sign so many papers to get goods, only to be with another one nothing is needed. There are many people wanting to have all at once now and to give nothing by  themselves. They want to have cook, cleaner and sexual activities for free. No responsibility for partner, no obligation. No need to take care, no promise “I will be with you for good and bad”, nothing to sign, but to have emergency exit. Emergency exit is essential if younger/with bigger breasts one will be available. Popular model of easy and pleasant live without obligations (in theory) is helpful. Yes, marriage will not protect us in 100% from violence or betrayal. Nothing will give us such protection, don’t be naïve.

Once I have written than cohabitation is a great for guy (who want to have in home all inclusive) and very bad for woman (she will give him everything and get nothing).  There are thesis about “sexual fit” and this fit requires “trying on” before starting new live. As in many things this is a matter of priorities.  I am a helpless dinosaur and consider sex as addition to love. Not most important relation’s element, but one of many. I believe this is pathetic when sex is more important than respect and common hobbies. No fit was found, so now what? Start to look for a new adventure? Silent moment when sex is finished, as there is nothing to talk about? Accidents and diseases happen, so time for another relation as sex is not great anymore? Sex turns out to be poor, so what? Time to destroy everything as add-on is poor? No if base is strong, by strong base I mean respect, affection, loyalty and trust. Whole discussion is about priorities, about answer to question what we are looking at in the first place . For me cohabitation is a high-risk relation and I am not risky in nature.

26 komentarze:

  1. Yes, yes, yes:P Pamiętam jeden z Twoich pierwszych postów, jeszcze na Onecie, kiedy napisałaś podobne, a dla mnie cudowne zdanie, które cytowałam chyba już z milion razy w różnych życiowych sytuacjach: 'miłości może nie potrzebuje /papierka/, ale ja tak' - krótko, zwięźle i na temat. Ja też. A że jestem osobą wierzącą, czułam też potrzebę potwierdzenia przysięgi wobec mojego największego Autorytetu, wobec Absolutu. Ale to jest jak gdyby 'poza' tematem, którego dotykasz. Bo jedynie ślub cywilny lub konkordatowy jest ślubem według prawa. Przed rozstaniem nic nie chroni, ale...
    Dla mnie ślub jest czymś normalnym... Te konkubinaty, zdrady, skoki na boki - to takie utrudnianie sobie życia:) Kwestia punktu widzenia, oczywiście, ale dla mnie właśnie małżeństwo ułatwia życie:) Ani się nie bałam ślubów, ani się nie rwałam jak głupia na siłę - już, zaraz, teraz...
    I powiem Ci jedno: mogłabym chyba żyć w związku bez seksu. Ale nie bez żartów, śmiechu, rodzinnego 'kodu', szacunku, przyjaźni i zaufania... Dlatego czekanie z seksem do ślubu moim zdaniem jest rozsądne. "Dopasowanie fizyczne" wobec licznych zdrad o których właściwie niemal codziennie się słyszy jest chyba czymś w rodzaju Yeti, każdy słyszał, nikt nie widział. Dopasowanie pod względem charakterów, gustów, zapatrywania na pewne sprawy społeczne, czy polityczne czy na wychowanie dzieci jest o wiele ważniejsze.
    PS. Mail będzie później, 12 godzin nie miałam prądu, masakra. Komórka rozładowana, teraz nie wiem, w co ręce włożyć i wkładam w net oczywiście;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boże, ależ ja się zapętliłam; tak to jest jak się robi 5 rzeczy na raz:)
      'miłość nie potrzebuje papierka', a nie 'miłości'
      Nie rwałam się do ślubów, bo brałam ślub w epoce, kiedy nie było wyboru, trzeba było wziąć cywilny. Nie miałam dwóch mężów:)
      Ale tak na serio, dziś też bym wzięła dwa: 'oddaj cesarzowi to co należy do cesarza, a Bogu to, co należy do Boga'.

      Usuń
    2. Ja mam podobnie, gdy ktoś jest ze mną, traktuje związek poważnie ślub to kolejny etap. Coś tak naturalnego jak oddychanie. Ktoś może tego nie potrzebuje, ale ja tak.

      Usuń
  2. Art. 18. Konstytucji RP
    "Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej".
    I tak trzymać. Małżeństwo a nie jakieś nie wiadomo co. Konkubinat to jak się komuś nie chce bo jest za leniwy i za mało odpowiedzialny.
    Pozdrawiam Seaborg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie Seaborg. Ale są tacy co chcą majstrować przy Konstytucji by przepchnąć "związki partnerskie".

      Usuń
  3. Czcigodna Erinti
    Powody dla których lewizna podniosła w sprawie tych "związków partnerskich" taki jazgot są tak oczywiste i od dawna znane że daruję sobie sprawdzanie co nagryzmolono na ścianie pewnego szaletu.
    Z jednej strony chodzi tu o takie przywileje jakie do tej pory (całkowicie słusznie! ) przysługiwały jedynie małżeństwom. A gdy się luzaczków spyta czy podpisanie tego papierka w USC to az taka fatyga, słyszy się banialuki o ingerowaniu w ich WOLNOŚĆ. Czyli tłumacząc to na polski, chcą mieć prawa bez jakichkolwiek obowiązków.
    A z drugiej strony te "związki partnerskie" to koń trojański "Hominternu". Wiedzą że w Polsce pedalskie adopcje i śluby nie przejdą więc przyjęli "metodę salami".
    Jak napisałem już u siebie, ani kroku dalej! Zero "tolerastii" bo skończy to się jak w Amsterdamie.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam Twój tekst Stary Niedźwiedziu i zgadzam się z tezami. Jak ktoś wyznaje ideę wolności to w porządku, ale wtedy też odpadają związki partnerskie, czyż nie?

      Usuń
    2. Stary Niedźwiedziu miły! Toć to chamstwo i drobnomieszczaństwo, żeby takiego związku nie móc zawrzeć i rozwiązać sms-em. Może wystarczyłaby zmiana profilu na fejsie (co byłoby ułatwieniem). Niestety nie ma jeszcze obowiązku posiadania fejsa, co z żalem zauważam ;-)))

      Usuń
    3. Podpisanie papierka w USC jest problemem bo ogranicza wolność, tak więc trzeba specjalnie napisać opasłą ustawę na koszt podatników i ograniczyć w ten sposób wolność i przywileje większości. Tie Fighter.

      Usuń
    4. @Mironq

      Popieram! Zdecydowanie należy zbierać podpisy pod wnioskiem do rozwiązywanie związków przez SMSa i ogłoszenie na fejsie. Freiheit, Freiheit Uber Alles! Tak mi się jakoś kojarzy.

      @Tie Fighter
      Wszak trzeba na coś łupić podatników, no nie? I jakoś uzasadnić swe istnienie.

      Usuń
    5. @ Mironq
      Czcigodny Mironie
      Jeśli nie zniesmacza Cie mój konserwatyzm w stylu protestanckim a nie katolickim (środki wczesnoporonne nie ale antykoncepcyjne tak, test kociej łapy jako KRÓTKOTRWAŁY etap poprzedzający ślub a nie cel sam w sobie etc.) to zapraszam do siebie:
      http://antysocjalbis.blogspot.com/
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  4. Jak już wspominałem w innych komentarzach przywileje i obowiązki dla dojrzałego człowieka są nierozłączne jak marchewka z groszkiem. Samych przywilejów bez obowiązków domagać się może jedynie gówniarz.
    A jeśli ktoś rzeczywiście nie chce jedynie całej oprawy: przyjęcia, spraszania ludzi itp? Nic nie stoi na przeszkodzie wziąć ślub w USC cichy do tego stopnia, że nikt nic nie będzie wiedział, a na świadków poprosi się sprzątaczkę i dozorcę z USC.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, można ominąć oprawę. Kwestia chęci. A w tym wszystkim o chęci chodzi.

      Usuń
  5. Daremne żale, próżny trud, bezsilne złorzeczenia... Ja w przyszłym roku zapraszam do nas kolegów z Mali. ;-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo oni przyjdą bez zapraszania, coś czuję.

      Usuń
  6. Pewna młoda mężatka mi wyznała, że gdyby zechcieli (ona i jej ówczesny narzeczony, obecnie mąż) 'się wypróbować', zanim podejmą decyzję odnośnie do ślubu - nie byliby małżeństwem. Dzisiaj są szczęśliwą i dobraną (także pod względem seksualnym) parą i szczęśliwymi rodzicami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I takie przykłady można mnożyć. Moi rodzice "nie próbowali się" i są wzorcowym małżeństwem. Kiedyś nie było tej mody na tysiące prób i ludzie potrafili razem żyć, ale trzeba się było wysilać a nie iść na łatwiznę i wiać przy pierwszym problemie.

      Usuń
  7. Związki partnerskie są potrzebne i wara państwu od ingerencji w ich istnienie. Przecież to takie proste. Dwie osoby (a może i więcej osób) chcą być razem, no to są :D
    W zasadzie aktualne regulacje, przy odrobinie wysiłku, umożliwiają nieformalnej parze wspólne życie. Wystarczy trochę się postarać. Można wiele spraw ułatwić i trochę je odformalizować.
    Co do reszty. Wydaje mi się, że nie odróżniasz przyjaźni od miłości. Zaufanie, wsparcie, pewność - to można mieć od przyjaciół obojga płci. Ale z nimi do łóżka nie idziesz. Seks to część składowa małżeństwa/związku, a nie przynależność :)
    Nie ma co kwękać na konkubinaty, bo są one potrzebne. Każdy ma swoje wymagania, ja uważam "sprawdzenie się" za ważny etap pozwalający powziąć decyzję, czy chcemy być razem na resztę życia, czy jednak do siebie nie pasujemy. Bo nic nie pozwala tak dobrze się poznać, jak codzienność.
    Nie rozumiem, dlaczego facet niby w związku nieformalnym zyskuje, a kobieta zostaje na lodzie. Era wiktoriańska już minęła...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Celsus ale niech tam sobie będzie konkubinat, jako coś dla ludzi nie chcących formalnych zobowiązań. Ja nie neguję jego istnienia, ale stawiam jako coś innego niż małżeństwo. Nie kwękam na konkubinaty, niech sobie ludzie tak żyją, co mi tam. Ja nie zamierzam. A czemu kobieta ma gorzej? Biologia niestety, to kobieta zachodzi w ciążę, to kobieta ponosi większe koszty i to ona ma mniej czasu na założenie rodziny (o ile chce) i tak dalej,

      Może mylę przyjaźń z miłością, ale dla mnie prawdziwa miłość nie istnieje bez przyjaźni i być może przyjaźń jest dla mnie bezcenne zaś seks? Cóż fajna sprawa, ale latka lecą i z czasem co innego zaczyna się liczyć.

      Wiem jakie masz podejście do "sprawdzenia się" i myślę, że najważniejsze by ludzie sobie takie rzeczy wyjaśnili.

      Usuń
    2. Przecież nikt dziś w cywilizowanym świecie małżeństw nie kojarzy. Ludzie dobierają się i raczej wątpliwa jest kooperacja dwóch skrajności, szczególnie w sprawach etycznych czy moralnych. Po drugie wciąż podkreślam wagę "sprawdzania się", czy może lepiej docierania się związku. Są sprawy poważne, są też drobiazgi mocno denerwujące, a na koniec pozostają przyzwyczajenia wyniesione z rodzinnego domu. Generalnie tego dotyczy "sprawdzanie się", seks jest naturalny, bo jakoś nie wyobrażam sobie pary zdrowych i normalnych ludzi, żyjących razem i mających się "ku sobie", polewających się lodowatym prysznicem dla wygonienia chuci ;P
      Zanim Ci te "latka polecą" to masz jeszcze dużo czasu :) Nie wymagaj, by związek młodych, zdrowych ludzi opierał się na takich samych zasadach, jak doświadczone małżeństwo 80 - latków.

      Usuń
    3. Dziękuję, że uważasz mnie za młodą. Wiem, wiem, że jak dwoje mieszka razem to pożądanie buzuje. Jesteśmy wszak tylko ludźmi, stąd mój sceptycyzm. Bo ja bym się czuła źle, byłoby to wbrew zasadom robiąc "to" w luźnym związku.

      Usuń
    4. No chyba nie uwazasz sie za stara :-) Nie we wszystkim musimy byc zgodni.

      Usuń
  8. Konkubinat to swego rodzaju wyrazem nieufności wobec siebie, skoro koniecznością jest sprawdzanie siebie, skądinąd zrozumiałe - kiedyś do tego służyło narzeczeństwo. W permanentnym konkubinacie chodzi o zachowanie pewnego teoretycznego zakresu wolności - teoretycznego, bo zazwyczaj te pary i tak ulegają drobnomieszczańskim ciągotom do niegodnych nowego człowieka konwenansów. Inną, może nawet najczęściej spotykaną formą jest konkubinat bez założenia, że jest związkiem docelowym. Chyba częsty na studiach, pewnie i w czasie wyjazdów za pracą. Mieszka ze sobą chłopak i dziewczyna - tak mówią o sobie - a nie kobieta i mężczyzna, narzeczony i narzeczona, mąż i żona. Sprzyja tej sytuacji równouprawnienie kobiet z punktu widzenia prawa, wykształcenia, zatrudnienia, swobody seksualnej. Dzisiaj wydaje się to oczywiste ale 100 lat temu nasze praprababki byłyby zaskoczone obecnym stanem rzeczy i kto wie czy nie współczułyby swoim praprawnuczkom.
    Jest tak jak jest i ponieważ trudno oczekiwać żeby ludzie widzieli dalej niż koniec własnego nosa i swoje działania podejmowali w aspekcie dalekosiężnych konsekwencji społecznych, konkubinat stał się powszechny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet jak człowiek widzi tylko czubek swego nosa, powinien patrzeć na konsekwencje dla siebie chociaż. Ale cóż, ludzie, zwłaszcza młodzi nie lubią planować na zbyt długo. Ja myślę, że prababki by nam współczuły. Bo z ich punktu widzenia my mamy gorzej.

      Usuń
  9. Życie w konkubinacie to nie zawsze "sprawdzanie się". Jest sporo powodów dla których ludzie się nie pobierają lub pobrać nie mogą.Fakt zawarcia małżeństwa nie jest gwarantem dobrego pożycia. I małżeństwa i konkubinaty mają takie same problemy.Tworzą je wszak ułomni ludzie.Jeśli mąż ma gdzieś dobro żony lub dzieci to wtedy małżeństwo zostaje tylko na papierze.Faktycznie nie istnieje. Różnica między nim a podobnie postępującym konkubentem jest żadna.Jeśli rodzice wychowują dzieci we wzajemnym szacunku i miłości to nie dlatego, że mają ślub a dlatego, że są kochający i lojalni wobec siebie.Serdeczności Erinti

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haniu oczywiście, że nic nie gwarantuje lojalności i miłości. Nic. Bo jesteśmy tylko ludźmi. Dla mnie jednak ślub symbolizuje miłość i traktowanie mnie poważnie zaś konkubinat prowizorkę. Tak czuję.

      pozdrawiam

      Usuń