Zegar się zacina? Rozwalić!/Machine stutters? Let’s get crack it!


Jest szkoła mówiąca, że jeśli urządzenie się zacina najlepiej je rozwalić. Wtedy niewątpliwie problemy z maszyną się skończą. Rzecz w tym, że brak nie oznacza poprawy sytuacji, a jak mówi przysłowie to wylewanie dziecka z kąpielą. To moja najłagodniejsza opinia na temat domowej edukacji, którą uważam za pomysł fatalny pod każdym względem.  W Polsce robi się ponoć coraz popularniejsza, zaś słabość systemu edukacji wzmacnia szkodliwą tendencję.



Nie ma chyba kraju na świecie gdzie ludzie nie narzekają na opiekę zdrowotną czy edukację. Wciąż jednak czasem systemu potrzebujemy, w przypadku operacji chociażby. Może to co napiszę będzie kontrowersyjne, ale w dzisiejszych czasach nie ma rodziców zdolnych samodzielnie przygotować dziecko do egzaminów na studia czy matury choćby. Nie ma, choćby mieli nie wiem jakie tytuły naukowe i ile czasu tego poświęcili. Wiedza jest zbyt szeroka i świat się zmienia za szybko aby każdy z nas orientował się we wszystkim. Co innego pomaganie w rozwiązywaniu zadań z chemii, a co innego zastępowanie szkoły. Polska szkoła ma wiele wad, programy nauczania nie są doskonałe, przeładowane i zbyt wielki nacisk kładzie się na zdawanie testów. Gimnazjum to pomyłka a szkoły nie są gotowe na przyjęcie sześciolatków. To jednak możliwe do zmiany, natomiast zamknięcie dzieci w domu i kształcenie w domu to najgorsze co rodzic może zrobić dziecku. Wyrządzi mu stokroć większą szkodę niż stosując wszędzie sterylną czystość i chodząc w maseczce, nie pozwalając biegać po dworze i złapać odporności. Odporność można złapać i wzmocnić przy zdrowym i racjonalnym stylu życia. Naprostować psychikę znacznie trudniej a pewne zmiany bywają nieodwracalne.

Szkoła czy przedszkole to nie tylko lekcje. To także, a może głównie, nauka życia w społeczeństwie i grupie. Nauka, że spotykamy różnych ludzi i nie zawsze nam przyjaznych. Nauka tego, że trzeba się umieć bronić przed agresją, umieć nie poddawać presji grupy. Możliwość nawiązywania kontaktów towarzyskich, poznawania znajomych. Człowiek to stworzenie stadne a nie samotny wilk. Człowiek potrzebuje towarzystwa podobnych do siebie osób pod względem wieku, wykształcenia. Rodzice są szalenie ważni w życiu dziecka, ale nie zastąpią nigdy i przenigdy grupy rówieśniczej potrzebnej do życia jak tlen do oddychania. Mogą, i powinni, przekazywać określone wartości moralne, uczyć pewnych postaw, ale nauka życia w społeczeństwie wymaga wyjścia do większej grupy. O ile rodzina wielodzietna stanowi jakąś grupę, to taka z jednym czy dwójką dzieci jest malutka. Malutka nie jest ni lepsza ni gorsza niż duża, ale dziecko jak każdy z nas potrzebuje grupy. Pomijając niemożliwość nauki ze wszystkich przedmiotów, nikt z nas nie jest na tyle dobry ze wszystkiego bo inaczej byśmy mieli samych Leonardo da Vinci, zamknięcie w domu ogranicza rozwój społeczny i emocjonalny. Nauka życia w grupie nie zawsze jest miła, lekka i przyjemna, ale takie jest  życie. Przedszkole i szkoła są niezbędnym etapem. Moim zdaniem każde dziecko powinno chodzić do przedszkola, a nie wyłącznie spędzać czas w domu z matką. Matka jest bezcennym skarbem i aniołem na ziemi, ale sama nie nauczy życia w społeczeństwie i nie przygotuje do życia bo jest tylko i aż człowiekiem a nie Bogiem. Nikt z nas nie powinien się fiksować na jednym tylko aspekcie życia: ni mali ni duzi.

Z drugiego bieguna szkodliwych absurdów pochodzą pomysły by szkoła, a nie rodzice, wychowywali dziecko. To równie absurdalny i szkodliwy pomysł co domowa edukacja. Szkoła nigdy nie powinna nawet próbować zastąpić rodziców i vice versa. Człowiek, a dziecko to taki malutki człowiek z mniejszą wiedzą i zasobem doświadczeń, potrzebuje i rodziny i grupy czy to w pracy czy szkole. Rodzina to nie samotna wyspa, ale najmniejsza komórka społecznej tkanki, komórka będąca w kontakcie z innymi komórkami. Kiedy w tkance komórki tracą między sobą połączenia, tkanka obumiera. Tak samo w społeczeństwie. O ile jestem w stanie do pewnego etapu uznać sensowność grup samokształcenia, kiedy skrzyknie się większa grupka, to i tak jestem przeciwniczką zarówno edukacji domowej jak i pomysłów by szkoła zastępowała rodzinę. Dlaczego wymieniam te pomysły przeciwnych grup jednym tchem? Dla mnie stanowią bowiem dwie strony jednej monety, o nazwie najgorszych i najbardziej szkodliwych pomysłów.

Jeśli wśród moich Gości są nauczyciele, bardzo mnie ciekawi jak oceniają podobne pomysły. Uprzedzając pytania, mam świadomość patologii szkoły, istnienia przemocy, sama byłam jej ofiarą, ale i tak obserwując co się dzieje uważam zamknięcie dziecka w domu za najgorsze co można zrobić. Walka ze szkolną przemocą nie może oznaczać zamknięcia szkół, ale zmiany pewnych praw i nadanie nauczycielom prawa do karania ucznia.

[1] http://niezalezna.pl/48691-coraz-wiecej-zwolennikow-edukacji-domowej

*************ENG*************



Some people believe machine that stutter should be cracked. In fact there are some advantageous of such actions, as all problems with machine will be immediately and permanently solved. Solution doesn’t mean improvement however. Throwing baby out of shower is not the best strategy ever. Homeschooling is not the solution towards educational system problems. I am strongly against homeschooling becoming more and more popular in Poland, but of course idea is neither new nor Polish origin.

Educational and healthcare system are criticised worldwide.  Physicians are part of the system, may be wrong but essential for operations for example. My opinion sounds a little bit controversial, but I don’t believe any parent is able to prepare kids for the studies. No matter how educated and devoted they are  knowledge by them is limited. Leonardo da Vinci appeared once in a mankind history. Current knowledge is too wide for a single person to be a teacher. Parents may help in homework, explains some aspects of chemistry for example but will never be able to replace school. There are many mistakes in Polish educational programs. Too much emphasize is put on tests and too little on understanding. Kids are made to learn many unnecessary details. Middle schools are one of the worst mistakes made in last 20 years. Schools are not prepared and safe for six years old kids. What I’ve written in last sentences in only a few problems from many. Problems should be solved, at least to some possible extend. Keeping kids home is, in my opinion, is very harmful. School are the place when young man meet coevals. In schools we learn not only maths or biology but about society and how to be a part of a group. Harm done by isolation may be sometimes impossible to cure.

As I said before school is necessary not only for learning maths or biology. In a schools we meet both friendly and vicious people. We must learn how to distinguish friend from foe, how to behave when attacked. We must learn how to live inside a group and don’t lose our individual traits. Man is not a lonely wolf and need company to live. Loneliness is very painful and destroying. Everyone of us need companions similar by age, educational status, etc. Parents are essential, but will never be able to replace coevals.  Parents are to pass moral values, some attitudes (towards Homeland or God). In the school kid may find friends, colleagues or just learn how to live in a group. Multigenerational family with many children is a kind of a group. Family with one or two kids are very small. Small family is neither better nor worse than the one with many kids. It is just different and unable to provide a group. Homeschooling is not only bad because it is impossible to be expert in every field of knowledge, but to make matters worse it stops emotional and social development. Learning how to live in a society is not always pleasant, but live is not a pure pleasure. Nursery school and other kind of schools are necessary. It is better and healthier for a kid to attend a nursery school than to spend whole day with mother only. Mother is a priceless treasure and personal angel, but is unable to prepare kid for living  in a society. She is only a human being and thus limited.

There are ideas and tries opposite to homeschooling. Some people believes it should be a school not family who raise kids. School will never replace family and opposite. Man in every age needs both family and group. Family is not a lonely island, but  cell building tissue. Cells in a tissue communicate between surrounding ones. When communication system fails, tissue dies. The same happens in society. When schooling is taking place in a groups it has some advantageous, but typical schools are better. I am strongly against both homeschooling and schools replacing families. They are two sides of one coin called stupid and harmful ideas.

If there are teachers out there, I am especially interested in teachers opinions. I am aware there are many pathologies and violence inside educational system. I was a victim of school violence so I know how it is. Even thought I believe keeping kid home alone is worst can happen. Closing schools is not a solution towards problems, hiding problem is not solution.

139 komentarze:

  1. Droga Erinti,

    A ja doskonale rodziców chcących odizolować swoje pociechy od szkolnych realiów doskonale rozumiem. Przede wszystkim jezeli dokona sie uczciwego rachunku zysków i strat, można dojść bez problemu do wniosku, że po jednej stronie mamy rzeczywiście odseparowanie dziecka od jego rówieśników, choć przecież można to nadrobić poprzez kontakty z rówieśnikami po zajęciach lekcyjnych, a przynajmniej można zachować częściową kontrolę nad doborem towarzystwa. Z drugiej strony, oprócz wspomnianych kontaków z rówieśnikami, mamy dodatkowo przemoc, narkotyki, demoralizację, watpliwy walor wychowawczy kadry nauczycielskiej, czy wreszcie ostatnio wtłaczaną na siłę do szkół i przedszkoli chorą, wynaturzoną, i zdegenerowaną ideologię gender. O stosunkowo nędznym, poziomie nauczania już przez litość nie wspomnę. No cóż, jak dla mnie po stronie szkoły jest znacznie mniej plusów niż po stronie home schoolingu. Zważywszy jakie są tendencje, możemy śmiało przypuszczać, że coraz większa liczba rodziców będzie się decydowała na to właśnie rozwiązanie w obawie przed zbrodniczymi eksperymentami na dzieciach, takich osobniczek jak Kozłowska Rajewicz czy Szumilas - o Hall juz nie wspominając. Dodatkowo za nauczaniem w domu przemawiają bardzo dobre wyniki jakie są osiągane przez dzieci. Tak to widzę droga Erinti. Patrzę na to troche z boku, bowiem z całą pewnością nie będę uczył dzieci w domu, ale do państwowej szkoły też ich nie poślę. Wybiorę szkołe prywatną, która zapewni moim dzieciom własciwą edukację nie tylko w sferze merytorycznej ale i postaw. Niestety ma to taki mankament, że jest dość kosztowne, a jedynym sposobem, aby osiągnąć podobny efekt nie uwalniając się od pewnej liczby kolorowych papierków zwanych potocznie walutą, jest własnie home schooling.
    Pozdrawiam serdecznie, TF.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tie Fighterze, pełna zgoda co do szkoły prywatnej czy społecznej. Tu sama jestem za tym, by rodzice mieli większy wpływ na to co jest w szkole. Homeschooling to moim zdaniem przesada, bo za bardzo zamyka się dziecko w domu. Rozumiem intencje by chronić dziecko, ale moim zdaniem na pewne rzeczy trzeba się hartować od małego bo potem będzie gorzej

      Usuń
    2. Droga Erinti,

      "Homeschooling to moim zdaniem przesada, bo za bardzo zamyka się dziecko w domu."

      Niekoniecznie. "Lekcja" niezwykle często przybiera formę spaceru, wizyty w muzeum, czy wspólnie oglądanego filmu - "szkoła" jest tu kompletnie bezstresowa. Podstawą jest nauczanie, które odbywa się mimochodem, bez zbędnych, narzuconych z góry szablonów. Poza tym, zwolennicy homeschoolingu nieustannie podkreślają, że na przeniesieniu szkoły do domu zyskują także rodzicielskie więzi - kontakt jest przecież nieporównywalnie częstszy i dużo bardziej intensywny. Ciekawe są również wyniki badań przeprowadzonych przez kanadyjski instytut Frasera. Okazuje się, że dzieci uczące się w domu osiągają lepsze wyniki w nauce w porównaniu z uczniami szkół publicznych i prywatnych.

      Usuń
    3. Tie Fighterze, z zamykaniem w domu miałam na myśli ograniczenie kontaktu z rówieśnikami. I właśnie bezstresowosć szkoły to dla mnie wada. Stresy towarzyszą nam w dorosłym życiu i szok jaki można przeżyć jak się naraz z tym zetknie. Moim zdaniem chowanie pod kloszem szkodzi, bo wychowujemy cherlaki. Oczywiście dziecki trzeba chronić, ale muszą też nabierać odporności. Dla mnie puszczanie w samopas jak i chowanie pod kloszem to dwie strony jednej monety

      Usuń
    4. Droga Erinti,

      Jak już pisałem dla mnie jest to swego rodzaju rachunek zysków i strat.
      Wobec tego co dzieje się obecnie w systemie edukacji, więcej strat może pojawić się w wyniku posyłania dziecka do publicznej szkoły. Odporności na stres zawsze można się nauczyć, ale spustoszenia w psychice wywołanego ideologią gender już nie tak łatwo się pozbyć. Ponadto niwelowanie negatywnych skutków zjawisk patologicznych wystepujących w szkołach powoduje niejako konieczność ogromnej aktywności rodziców w obszarach wychowawczych i edukacyjnych, co w praktyce oznacza nie mniej nie więcej, ale coś w rodzaju homeschoolingu. Dotyczy to równiez nadrabiania braków w przekazywaniu wiedzy w samej szkole, gdzie nierówny poziom uczniów powoduje to, że zdolniejsi muszą zwalniać, a tłuki i tak nie nadgonią.

      Pozdrawiam nad wyraz ciepło, TF.

      P.S.
      Rozumiem ideę moderacji, ale cenzurowanie dobitnych określeń mających charakter jedynie ogólny to chyba lekka przesada. Nie jesteśmy w szkole podstawowej:))

      Usuń
    5. Tie Figterze, może jestem przewrażliwiona po ostatnich pyskówkach, to możliwe..

      Co do szkół, to tak masz rację co do gender i tym podobnych. Ja się obawiam zamknięcia dziecka w domu i odseparowania, Ty zaś niewłaściwej grupy. Mówimy o jednym i tym samym i niestety nie wiem jak to wypośrodkować..

      Usuń
    6. Droga Erinti,

      Rozumiem twoje przewrażliwienie i mam poczucie żalu, że nie da się moderować głupoty ludzkiej (stwierdzenie ogólne), a jedynie krewkie zapędy komentatorów takich jak ja.
      Pozdrawiam, TF.

      Usuń
    7. Zgadzam się, że głupoty nie sposób wyeliminować ale trzeba ograniczać

      Usuń
  2. Piekielnie trudny problem. Z jednej strony na poziomie szkoły średniej samodzielne uczenie dziecka wszystkiego staje już się mało realne. A prawie nikogo nie stać na wynajęcie kilku nauczycieli prywatnych. Do tego dzisiejsza szkoła (a już zwłaszcza gimnazja) to niemal surwiwal. Zdemoralizowana "wyluzowana" hołota, narkotyki etc.
    Chyba najsensowniejszym wyjściem byłoby "uspołecznienie" szkolnictwa. Tak aby rodzice mieli wpływ na ogólny klimat uczenia i mogli zakazać propagowania wstrętnych sobie antywartości. A dyrekcja uzależniona od woli rodziców w tej materii (choćby za pomocą "bonu oświatowego") nie śmiała propagować "genderowych" bredni czy zapraszać na lekcje "tolerastii" pana pederastę czy pana transwestytę. Lub jakiegoś debila tłumaczącego ze "ziele" jest wporzo, spoko i w ogóle ciool.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stary Niedźwiedziu, co do szkół społecznych to masz rację. Sądzę, że to właśnie najlepsze: współpraca szkoły i rodziców. To ma sens.

      Usuń
    2. A i darujmy sobie uwagi o debilach, proszę

      Usuń
    3. P.S.
      Wybacz ten "surwiwal" ale zdechła mi właściwa litera w klawiaturze a nie chce mi się po nocy kupować nowej.
      Ukłony.

      Usuń
    4. Spoko, nie jestem niewyżytym słownikiem. Ja moją klawiaturą rzucam jak się tnie więc pewnie mi niedługo siądzie.

      Usuń
    5. Czcigodna Erinti
      W takim razie uprzejmie proszę o łopatologiczny instruktaż. Jak na Twoim blogu wolno nazwać kogoś kto namawia innych do szkodzenia sobie oraz łamania obowiązującego w Polsce prawa?
      Jeszcze przed "deformą" (ło)Buzka do liceum w którym uczył się syn znajomych przyszedł na staż właśnie taki osobnik uczyć języka polskiego. Zaczął od lektury jakiegoś arcydzieła traktującego o dwóch częściach roweru. I reklamy "kompletnie przecież nieszkodliwego" jarania. Na szczęście rodzice odpowiednio stanowczo porozmawiali z dyrektorem a mieli wśród siebie pracownika kuratorium. I robaczek wyleciał z tego stażu na zbity pysk.
      Wydaje mi się ze powyższy tekst przeszedłby nawet na "onecie" więc mam nadzieję że i Ty go nie zatrzymasz. I zechcesz odpowiedzieć na pytanie od którego się zaczyna.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    6. Stary Niedźwiedziu, i niby przypadkiem nie jest to uwaga na temat innych osób odwiedzających mojego bloga? Bo jakoś dziwnie mi to przypomina właśnie to.

      Usuń
    7. Czcigodna Erinti
      Miałem na myśli "cwelebrytów" pokroju niejakiego Sipowicza, zapluwających się w obronie tego konopnego shitu. Ale czuję lekki dyskomfort. Bo zanosi się na to że jeśli (przykład czysto abstrakcyjny) zmieszam z błotem dajmy na to gwałcicieli a okaże się że któryś z Twoich gości już siedział za gwałt to podpadnę.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    8. dziękuję za wyjaśnienia i rozumiem. Jakby coś zawsze możemy sobie wszytko wyjaśnić

      Usuń
    9. @Stary Niedzwiedz
      Ja proponuję osobnik o alternatywnej inteligencji:)
      Serdecznie Pozdrawiam. Seaborg

      Usuń
  3. Droga Erinti,
    z całym szacunkiem, ale jako osoba bezdzietna, w mojej opinii nie jesteś kompetentna do wypowiadania się na temat homeschoolingu.
    Jeśli chcesz dowiedzieć się na ten temat czegoś od osoby kompetentnej zapraszam Cię do pastora Pawła Bartosika http://www.pbartosik.pl, który swoje dzieciaki kształci w taki właśnie sposób. Byłem u Pawła kilkakrotnie i dzieciaki nie wyglądają na niezsocjalizowane.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo czekałam na taki komentarz, naprawdę czekałam na argument typu nie możesz mówić bo.... Tak to jest argument nie do zbicia, faktycznie. Nie mam prawa mieć zdania o szkolnictwie bo nie mam dzieci. Super. Wiesz co? Cenzurować to możesz swoj blog a ja będę pisać o czym mi się podoba. Od nikogo nie oczekuję by się ze mną zgadzać, ale nikomu nie pozwolę cenzurować mojego bloga czy mówić o czym mi wolno pisać. To niesłychana bezczelność mówić autorowi bloga o czym ma prawo pisać a o czym nie.

      A ile masz dzieci Refaelu skoro się sam wypowiadasz? Bo jak nie masz dzieci także nie jesteś kompetentny by się wypowiadać.

      Usuń
    2. Większą bezczelnością jest wkładanie komuś w usta słów, których nie wypowiedział. Nie napisałem, że NIE WOLNO ci pisać, tylko, że nie jesteś kompetentna. To ogromna różnica. Zresztą OK, czy masz jakieś poparcie z obserwacji dzieci homeschoolersów? Z iloma homescholersami rozmawiałaś? Bo jeżeli z żadnym, to twoje dywagacje przypominają debatę ile diabłów mieści się na ostrzu szpilki.Ja też nie mam dzieci, ale miałem okazję być gościem rodziny h-s, więc jednakowoż moja wiedza dotycząca h-s wynika z obserwacji faktów, a nie akademickich dywagacji.
      Z Twojej wypowiedzi wynika, jakoby h-s sprowadzał się do zamknięcia dziecka w domu, uczenia z książek i izolacji od innych dzieci. Dzieciaki w znanej mi rodzinie są znakomicie zsocjalizowane. Nie mają żadnych kłopotów w kontaktach z rówieśnikami, należą do Royal Rangers, bywają u oraz goszczą u siebie inne dzieciaki. Więc h-s się sprawdza.
      pozdrawiam

      Usuń
    3. Refeal semantycznie to możesz sobie udowadniać co chcesz i nie próbuj mi mówić o czym jestem "kompetentna pisać". Jestem gospodarzem a ty gościem a jak gość przestawia meble w domu to gospodarz wyrzuca za drzwi. Do widzenia i żegnam.

      Usuń
  4. A ja się z Tobą zgadzam.Mało tego,o szkołach prywatnych,w moim mieście,mam jak najgorsze zdanie-funkcjonują na zasadzie:'uczeń płaci,uczeń wymaga'.
    Z jednej strony masz rację,że szkoły wyglądają,jak wyglądają,z drugiej-pełna obaw,wyczulona do przesady,widzę więcej plusów,niż minusów.N.w gimnazjum(też jestem przeciw gimnazjom,ha)funkcjonuje o niebo lepiej,niż w podstawówce.Poziom nie pozostawia wiele do życzenia,nauczyciele są ogólnodostępni dla rodziców i uczniów-normalne,państwowe gimnazjum.O narkotykach nie ma mowy.Muzea,kina,spacery-to w ramach naszego douczania,w weekendy:)Bo szkoła nas od tego nie zwalnia.I masz rację:ja daję radę z jęz.polskim i historią,A.z matematyką,fizyką i chemią,ale biologia,geografia,dwa języki obce?A socjalizacja jest bezcenna.Zwłaszcza u jedynaczki:)Lilka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. poza tym Lilko naprawdę szkoła to nie samo zło, zaś trzymanie dziecka w ściśle wybranym towarzystwie nie jest najlepsze. Owszem tak się dziecko chroni przed różnymi przykrościami, ale co potem? Nie można całe życie separować od innych. A życie ograniczone do wąskiego kręgu to dla mnie koszmar bo inne nie znaczy złe.

      Usuń
    2. Oczywiście,że tak.Nie mogę jej trzymać pod kloszem.Podstawówka,jak wiesz,w dużej części to 'krew,pot i łzy'-ale do gimnazjum pod każdym względem N.jest przygotowana.Nauczyła się pyskować wyszczekanym pannicom,a i tak,jako jedyna ma wzorowe z zachowania(nauczyciele zachowanie oceniają bardzo surowo-dużo dają i dużo wymagają.I słusznie).

      Usuń
    3. czasem w życiu trzeba pyskować bo ludzie wejdą na głowę, trzeba umieć odmawiać by nas nie wykorzystywano i umieć dążyć do swojego i nie dać sobą pomiatać.

      Usuń
    4. To byłam ja,Lilka;)
      Ach i jeszcze jedno:nie przemawia do mnie argument,że jeśli ktoś nie ma dzieci,nie powinien się wypowiadać w tych sprawach.Primo,z daleka widać lepiej czasami,secundo:ja mam jedno,to też niewiele wiem.Nie wiem,od ilu dzieci wolno się wypowiadać,ale ja z sześciorgiem nie dałabym sobie rady,choć wiadomo,że chciałam mieć dwoje,troje może...L

      Usuń
    5. Idąc tym tropem rozumowania nauczycielkami mogłyby być wyłącznie mężatki i matki.

      Usuń
    6. Nie mając dziecka uchodziłam za jedną z najlepszych nauczycielek:)

      Usuń
    7. @ Erinti
      Czcigodna Erinti
      Co się tyczy krytyki tego "dobranego towarzystwa", mam na dzieję że nie mówisz o jakiejś konieczności zadawania się z byle kim poza szkołą. Córka znanej Ci z "Antysocjala" Milom w czasach licealnych nie ubierała się jak tandetna dziwka lecz jak młoda dama i zafundowała sobie plakietkę z napisem "łajna nie jadam, trawy nie jaram". Którą zawsze przypinała do bluzki przed pójściem do szkoły. A po lekcjach kolegowała się jedynie z dwoma koleżankami z klasy które zaczęły się na nią snobować i olały tandetny styl "obowiązujący" w szkole. Bo "kupiły" jej wartości. I miała gdzieś fakt że dorobiła się ksywy "przeorysza". Gdyż inteligencję, charakter i zasady odziedziczyła po matce więc nie miała zamiaru pospolitować się z "wyluzowaną" mentalną hołotą.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    8. Chciałbym tu z tego miejsca zaprotestować przeciw takimoto stereotypom, że prywatna szkoła jest przechowalnią małych rozwydrzonych socjopatów, których rodzice za swoje pieniądze ustawiają całą szkołę pod swoje pociechy. Owszem, zdarzają się i takie, ale w szanującej się prywatnej skole takich zjawisk z całą pewnością nie ma i wiem to z autopsji. Natomiast o wartości tych szkół świadczą dobitnie długie kolejki chętnych do ograniczonej ilości miejsc. Jednym słowem można powiedzieć, ze publiczna edukacja schodzi na psy i naturalną reakcją rodziców jest temu przeciwdziałać, dlatego też bedzie rosła rola szkół prywatnych i homeschoolingu, bowiem szkoły publiczne będą miały coraz mniej do zaoferowania.

      Usuń
    9. @ Stary Niedźwiedź,

      chodziło mi o to żeby nie ograniczać możliwości poznania ludzi, żeby nie było, że nie ma prawa rozmawiać z kimś nie wierzącym czy mniej zamożnym

      Usuń
    10. @ Erinti
      Oczywiście grubość portfela rodziców nie może być jakimkolwiek kryterium doboru kolegów / koleżanek. Ale zgodzisz się chyba że śmieć proponujący uczennicy narkotyki czy "tłumaczący" że nie powinna być cnotką niewydymką może od ojca dziewczyny usłyszeć że jeśli podejdzie do jego córki, będzie zęby zbierać z chodnika.

      Usuń
    11. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    12. właśnie miałam napisać by nie obrażać zwierząt. I nie podobają mi się pomysły jak głoszone przez Tomasza Terlikowskiego, że nie chce by jego dzieci miały kontakt z dziećmi rozwodników. Moim zdaniem kiedy w rodzinie gości przemoc rozwód to najlepsze wyjście

      Usuń
    13. @ Erinti
      Oczywiście dla mnie rozwód rodziców nie jest jakimkolwiek powodem do uznania ich dzieci za "niegodne" kontaktów z innymi. Ale nikt nie ma prawa mieć zastrzeżeń do rodziców nie życzących sobie aby ich dzieci nie kolegowały się choćby z dziećmi takich obrońców moralnego dna (narkomania, pedofilia) jak wspomniany już dziennikarzyna i jego konkubina. Czy dziećmi kryminalistów którzy odsiedzieli wyroki za wyjątkowo haniebne czyny. I dlatego możesz się z Terlikowskim nie zgadzać, tak zresztą jak i ja w tej sprawie. Ale zabronić mu tego nie możesz.

      Usuń
    14. Ależ Stary Niedźwiedziu nie zamierzam nikomu zabraniać wygłaszać swoich pomysłów. Pan Terlikowski je wygłasza a ja mam inne zdanie. Rzecz jasna trzeba chronić i siebie i dziecko przed patologię. Ale sprzeciwiam się uznaniu samotnej matki czy rozwódki z góry za patologię

      Usuń
    15. @ Erinti
      Samotne matki zawsze darzyłem i darzę szacunkiem. Kilku nawet swego czasu nieco pomogłem, na miarę moich skromnych możliwości. A już tym które zdecydowały się urodzić dziecko gdy jakieś ścierwo przyniosło pieniądze i powiedziało "zrób coś z tym", należy ukłonić się do ziemi. Zaś jak mnie nauczył mój ojciec, coś co taką propozycję złożyło matce swojego dziecka, powinno pójść się utopić. Ale nie w wodzie tylko w gównie.

      Usuń
    16. Ja bym takiego delikwenta wykopała na orbitę, tudzież poszczuła psami

      Usuń
    17. @ Erinti
      Czcigodna Erinti
      Dziękuję z to stwierdzenie i mam nadzieję że i mnie wolno będzie w przyszłości to samo mówić o żałosnych wyrobach męskopodobnych. Bez ryzyka zatrzymania komentarza jako godzącego w "dobre imię" niektórych komentatorów Twojego blogu.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  5. Nie jako ex-nauczycielka, ale jako CZŁOWIEK - wypowiem się, i owszem. :)

    Całkowicie się z Tobą zgadzam, że dziecko potrzebuje grupy rówieśniczej. Ale w takim środowisku jak szkoła będzie równać w dół, nie do góry. Rówieśnicy zdławią jego indywidualizm, a rodzice będą porównywać z resztą szkolnej braci. Przebywanie CAŁY CZAS w TAKIEJ SAMEJ grupie jest - moim zdaniem - szkodliwe.

    Poza tym pisałam już, co sądzę o (polskiej) szkole. Jeśli generuje ona postawę trzech Z (zakuć-zdać-zapomnieć), to można ją o kant pupy potłuc.

    Domowa edukacja ma zapewne wady i zalety. Najgorszą z przywar jest trzymanie dziecka przy rodzicach, tworzenie niepotrzebnego parasola ochronnego.

    Jak zaradzić tym dwóm problemom? Otóż mam pewien pomysł. Pewnie nikogo nie obejdzie, bo i cóż i moja osoba nikogo nie obchodzi, no ale skoro mam możliwość wyrazić swoje zdanie... ;)

    Otóż - trzy klasy podstawówki powinny być obowiązkowe. Poznanie podstaw (czytanie, pisanie, liczenie, ogólna wiedza o świecie) wydaje mi się czymś koniecznym do normalnego funkcjonowania.

    Później zaś - koniec idiotyzmami typu jedna klasa na ileś tam lat, sztywny zakres wiedzy do opanowania czy konkretna ilość godzin do przerobienia. Warto pomyśleć o organizacji poszczególnych KURSÓW dla osób w każdym wieku, na każdym z możliwych poziomów, z każdej możliwej dziedziny wiedzy, na które rodzice zapisywaliby dziecko wg swojego uznania. Wówczas nie przebywało by ono w jednej grupie rówieśniczej, tylko poznawało masę różnych ludzi; w ten sposób uniknęłoby uniformizacji. Oczywiście do poszczególnych kolegów/koleżanek przywiązałoby się bardziej, ale czas na pogłębianie przyjaźni musiałoby zarezerwować na "po szkole".

    Przechodzenie z jednego poziomu danego przedmiotu na drugi wymagałoby zdania egzaminu, może nawet ustalanego przez ministerstwo, niemniej żaden przedmiot nie byłby obowiązkowy. Ilość informacji do "wchłonięcia" byłaby regulowana przez rodziców i samego - już starszego - ucznia.

    Niektórzy uznają te przemyślenia za idiotyczne, ale szkoła w OBECNEJ postaci po prostu NISZCZY dzieciaki. Jest lepsza niż nic, ale... niewiele lepsza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie kursy brzmią ciekawie. Ale nie wiem czy zbyt wczesna specjalizacja jest wskazana. Co jeśli ktoś zmieni zdanie, co jeśli nie będzie mógł się przekwalifikować skoro brak wiedzy ogólnej.

      Usuń
    2. @ Erinti
      Oczywiście taka przedwczesna specjalizacja to kompletny nonsens. A przywołany przeze mnie przykład Very (córki Milom) ewidentnie pokazuje że i w dzisiejszej szkole można się wiele nauczyć. To kwestia dyscypliny i inteligencji.

      Usuń
    3. @Stary Niedźwiedź,

      pewnie, że można. Znam naprawdę świetnie wykształconych ludzi na poziomie, którzy dali sobie radę w szkole. Nie zawsze szkoła to ułatwia, ale nie jest samym złem. Mądry rodzic wie jak wesprzeć dziecko.

      Usuń
    4. @ Erinti
      Po prostu dla inteligentnych uczniów te 3 Z to zapoznać się, zrozumieć, zapamiętać. Oczywiście nie każdy jest w stanie to zrobić. Ale jak doskonale wiesz, w Wielkiej Brytanii są szkoły których absolwenci w przyszłości kierują tym krajem oraz takie po których kierować można co najwyżej zmianą w jakiejś hamburgerowni. A mnie marzą sie również w Polsce szkoły dla elity (klucz inteligencji a nie zamożności !!! ), bez programu równanego w dół na użytek tumanów.

      Usuń
    5. I mnie by się marzyły szkoły dla elit i by ci najlepsi i najbardziej przedsiębiorczy nie musieli jechać za granicę za chlebem.

      Usuń
    6. @ Erinti

      Ty chyba zakładasz, że ludzie muszą zdobyć wiedzę w określonym wieku. Otóż nie. Uczyć się trzeba CAŁE życie. Powtarzać zdobyte wiadomości, nabywać nowe. Proponowane przeze mnie kursy byłyby dostępne dla osób w każdym wieku. Chcesz się dokształcić czy przebranżowić, choć stuknęła ci (piszę ogólnie, więc z małej litery) trzydziestka/czterdziestka/pięćdziesiątka? No to szoruj na kurs dla dorosłych z określonego przedmiotu. Najgorszą rzeczą, jaką może wyrządzić sobie samemu człowiek, jest myśl, że na coś jest już za późno. Tego typu słowa powinny paść wyłącznie w kontekście praw fizyki czy biologii (np. za późno na dzieci czy na drugą młodość), na pewno zaś nie w kwestii kształcenia się.

      Bardzo nieliczni stosują 3 Z w ten sposób, jak to podał Twój rozmówca. Informacji jest za dużo, poza tym prawie nikt nie jest dobry z każdej dziedziny. Nie zamykajmy oczu na rzeczywistość. Przepytaj swoich znajomych, czy wiedzą, co to jest silnia; jak się nazywa najwyższy szczyt Europy; jakie miasto jest stolicą Australii; kto napisał "Panią Bovary"; ile wynosi prędkość światła; która z żon przeżyła Henryka VIII. Jakieś 90 % zdobytych w szkole informacji przepada. Czyli marnuje się 90 % czasu.

      Usuń
    7. Kto mnie poprawi, jeśli nie mam racji? System, który proponuje Kira dla nauczania podstawowego jest podobny do studiów na niektórych kierunkach uniwersyteckich w Niemczech.
      Odejście od dotychczasowego modelu kształcenia, to zrywanie kilkuletnich więzi z rówieśnikami, które przecież tak pięknie owocują po latach w postaci jubileuszu ostatniej wycieczki rowerowej w podstawówce, jubileuszów matury, jubileuszów dyplomu itd. , a na to zgody nie ma! ;)

      Usuń
    8. @ Wnuczek

      Przyjaciół można zdobyć wszędzie. Na pewno większe szanse mamy na to, jeżeli nie musimy przebywać w gronie tych samych osób.

      Gdyby istniały takie kursy, to na pewno rozsądni rodzice chcieliby, by ich latorośl poznała podstawy wszystkich dziedzin wiedzy - choć niekoniecznie w tym samym czasie.

      Notabene NIKT nie zaproponował rozwiązania poważnego problemu, jakim jest wpychanie wiadomości, które z racji braku czasu czy predyspozycji intelektualnych ucznia niemal na 100 % zostaną wyrzucone z głowy po pierwszej klasówce.

      Usuń
    9. @ Erinti
      Bez zaglądania do encyklopedii pozwolę sobie zauważyć że króla Henryka VIII przeżyły dwie żony: Anna z Kleve oraz Katarzyna Parr. Pozostałe pytania tego testu są tak banalne iż nie wierzę aby w towarzystwie w którym Ty się obracasz ktokolwiek miał z tym problem.

      Usuń
    10. @wnuczek

      spotkania po latach są nieraz cudowne a wspomnienia... z czasem są coraz lepsze

      @Stary Niedźwiedź

      Katarzyna Parr miała szęście, że stary i chory Henryk zszedł nim zdążył ją zabić, chociaż chwilę grozy miała. Anna Kliwijska miała pecha będąc niechcianą żoną (ponoć małżeństwa nie skonsumowano), ale jako księżniczka nie została przynajmniej ścięta jak Anna Boleyn czy Katarzyna Howard i prysła w czas w przeciwieństwie do Katarzyny Aragońskiej, która dzielnie walczyła i chwała jej za to ale była za słaba

      Usuń
    11. @ Erinti

      Wymyśliłam te pytania na bieżąco, wydawały mi się banalne. Ale tu się sama nacięłam, gdyż faktycznie, oprócz Parr od Henryka VIII żyła dłużej jeszcze jedna (była) żona. Rzecz w tym, że wiedza PRZECIĘTNEGO człowieka jest znikoma. No i na co te lata w szkole? Nie lepiej wyuczyć się sensownego fachu? Dokształcić można się później. A nawet trzeba. Ja właśnie po latach doceniłam niektóre lektury... ;)

      Usuń
    12. @ Erinti
      Tego typu dyskusje zawsze niosą z sobą niebezpieczeństwo wpadnięcia w "pułapkę subiektywizmu", Najlepszym przykładem ta reguła 3 Z . Zaprezentowano tu dwie jej wersje, każda na miarę proponującego.

      Usuń
    13. @ Erinti

      Widzisz tu gdzieś jakąś propozycję trzech Z? Ktoś tu myli opis świata z poglądem, jak powinien wyglądać.

      Usuń
    14. Chodzi Ci Kira o zalety czy o alternatywę dla 3Z? Moim zdaniem zawsze będą ludzie traktujący szkołę jak zło koniecznie, zresztą mało kto lubi szkołę, ale mnie chodzi o odejście od systemu testowego wszędzie, by było coś oprócz testów

      Usuń
    15. @ Erinti

      3Z (w swym gorszym rozwinięciu) są faktem. Nieliczni są w stanie zapamiętać taką ilość informacji, jaką im się tłoczy do głowy podczas 12 lat nauki. Dlatego uważam, że szkoła powinna być inna. MUSI być inna - jeśli nie chcemy, by była traktowana jak galery.

      System kursów, jaki zaproponowałam, w żadnym wypadku nie wymuszałby specjalizacji. Albowiem MOŻLIWOŚĆ dokonania wyboru to coś zupełnie innego niż k o n i e c z n o ś ć .

      Usuń
    16. No i mój komentarz przepadł... :)

      Usuń
  6. Erinti – wielokrotnie posługujesz się słowem SPOŁECZEŃSTWO. Kim (czym) powinno ono być, zapewne wiedzą o tym wszyscy – choć obawiam się, że jedynie w sposób WIKIpedyczny.
    Rozumie, że muszą istnieć modele na – lub raczej wokół których rozpoczyna się dyskusja, jednak wnioski z niej wypływające, odnosić się powinny do otaczających człowieka realiów.

    Model domowego nauczania (znam co nieco angielski ale jestem Polakiem), nie jest pomysłem nowym, choć o nieco innym obrazie. Dzieci istotnie uczyły się w domach, lecz ich nauczycielami nie byli rodzice a guwernantki. Oni sami zaś, poświęcali swój czas na pracę lub bale, i jeżeli ten sam model chciałoby się wprowadzić dzisiaj – to i owszem. Była by to najkrótsza droga do analfabetyzmu 80% obywateli tego kraju. Dodam tutaj, iż postulat to bardzo słuszny – albowiem jedynie 20% dzisiejszego „społeczeństwa” to ludzie z tzw. sfer – natomiast cała reszta, sprowadzona ma zostać do roli totalnie nieświadomego czegokolwiek motłochu. Najlepiej w kufajkach i walonkach (lub jak kto woli – gumofilcach)

    Świadomość człowieka – jest wprost proporcjonalna do ilości czasu jaki może poświęcić na swój rozwój, i odwrotnie proporcjonalna do zasobności jego portfela. Z tą tezą nie można dyskutować przedstawiając jako wyjątek postać Janka – muzykanta. Żaden talent nie ma szans aby mógł się przebić jeżeli jest się biedakiem. Dzisiejsze społeczeństwo – to 80 procentowa masa ogółu sprowadzona do walki o zaspokojenie podstawowych potrzeb rodziny i w potrzebach tych – niema miejsca na wychowanie (że o edukacji już nie wspomnę).

    Jeden z największych kłamców III najjaśniejszej, pozwolił sobie onegdaj na wygłoszenie w amerykańskim kapitolu zbitki dwóch słów: My – naród, (za co notabene otrzymał jeszcze oklaski na stojąco) Sam fakt, iż rzeczywiście piastował w owym czasie stanowisko prezydenta w jakimś sensie mógłby go to tego upoważniać – to jednak w żadnym z logicznych wywodów nie udało by się tego kłamstwa usprawiedliwić – albowiem o jedności narodu można mówić wtedy i tylko wtedy – jeżeli stać go na dumę stanowienia.

    Co to takiego ta duma stanowienia?

    Przede wszystkim, jest to poczucie, że jako społeczeństwo stanowimy jedność w pryncypiach.
    A tym czasem?
    Część tego społeczeństwa nie potrafi ze wzruszenia utrzymać moczu jeżeli tylko Matuszka rasija wyciągnęła by do niego swą jakże przyjazną dłoń. Dyrdymały w stylu podobnej mentalności i im podobne, wywołują we mnie coś więcej aniżeli tylko obrzydzenie – choć z drugiej strony mam świadomość, że to – co podoba się mnie, ni musi być tożsamym dla ogółu.
    Inna tego społeczeństwa część – to ortodoksyjni narodowcy którzy dali by się posiekać dla odzyskania przez Polskę niepodległości.
    To jednak jest pikuś, bo lwia część tego społeczeństwa, doznaje wręcz obrzydzenia na samą myśl o czymkolwiek innym aniżeli zapewnienie bytu rodzinie – i wcale ich oto nie winię.
    Reasumując – tak przedstawiona struktura polskiego społeczeństwa – nie ma nie tylko realnych, ale wręcz żadnych szans na zaistnienie zjawiska pt. Domowe nauczanie. Taki pomysł – traktować można jedynie w kategoriach abstrakcji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twój komentarz to znakomite rozwinięcie mojego testu. Domowe nauczania to piękna idea, ale trudna do realizacji.

      Usuń
    2. @ Erinti
      Cieszę się że Twój krytycyzm w stosunku do homeschoolingu jednak nieco zmalał. I nie tracąc z oczu przeszkód, zaczynasz też dostrzegać jego zalety.

      Usuń
    3. to nie tak, że mój sceptycyzm zmalał. Nie mówię, że coś jest w 100% złe, ale nadal sądzę, ze szkoła jest lepsza. Ja widziałam czym się kończy odseparowanie dziecka od rówieśników.

      Usuń
  7. temat jest skomplikowany i mój nieco chaotyczny komentarz z założenia nie może aspirować do miana nawet szczątkowego szkicu...
    z jednej strony uważam, że szkoła powinna przede wszystkim uczyć, edukować czyli przekazywać informacje i stwarzać warunki do indywidualnego rozwoju, zaś od wychowywania są rodzice, a nie nauczyciel, którego rola wychowawcza powinna się ograniczać jedynie do egzekwowania regulaminu placówki, który jakiś być musi... ale gdybym na tym zakończył, to byłoby to prymitywne i jednostronne ujęcie sprawy gdyż z drugiej strony, proces wychowawczy to nie tylko oddziaływanie wychowawcy na wychowanka, bo wychowuje człowieka każda interakcja ze światem, z otoczeniem, z innymi ludźmi... i jak najbardziej jestem za tym, by dziecko przebywało z tymi innymi ludźmi, z rówieśnikami, z dorosłymi, gdyż w ten sposób uczy się poruszania wśród nich... z grubsza ujął bym to tak... nauczyciel po prostu powinien być sobą, być normalnym człowiekiem, natomiast zero jakiejkolwiek odgórnej, programowej indoktrynacji /za peerelu były to różne "wychowania obywatelskie", "pnosy" etc, obecnie tą rolę przejęła religia, ta "jedyna słuszna", rzecz jasna/... tylko w tym wszystkim są dwie kwestie:
    indoktrynację można przemycić na lekcjach np. polskiego i historii poprzez selektywny dobór lektur lub faktów historycznych i ich interpretację...
    mnóstwo rodziców tak naprawdę nie zajmuje się dziećmi cedując kwestie wychowania na szkołę, co samo w sobie już jest złe...
    więc jaka szkoła?... optymalna byłaby społeczna, gdzie rodzice mają wpływ bezpośredni na to co się w niej dzieje... druga w kolejności to państwówka, niech dzieciak przebywa z innymi i niech nabiera odporności na indoktrynację... pewnie się Eri zdziwisz, ale swoje dziecko posłałbym na religię, to będzie dlań jak szczepionka... mnie próbowano indoktrynować za peerelu i dzięki temu właśnie nabrałem odporności na manipulację... chyba najgorsza byłaby w tym wszystkim prywatna szkoła /zwykle katolicka/, bo to już jest pralnia mózgów i taka szczepionka mogłaby być dla dziecka za mocna, nie wiem, czy bym zaryzykował, bo leczenie skutków tego prania mózgu w domu mogłoby być dość trudne...
    pozdrawiać jzns :D...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja uważam, że szkoła to takie miejsce gdzie można nabrać odporności na różne niekorzystne działania czy zjawiska. Natomiast chowanie pod kloszem może się zemścić, bo nie ma życia bezstresowego

      Usuń
  8. @ Erinti

    A czy ktokolwiek proponuje odseparowanie dziecka od rówieśników? Może nie wpadajmy w przesadę - młodzian/panna może mieć znajomych poznanych w INNYCH okolicznościach, niż na przerwie między lekcjami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zgadzam się Kira, najgorszą rzeczą jest przesada w tym czy innym kierunku

      Usuń
  9. @tie_ fighter
    Pisałam WYŁĄCZNIE o znanych mi prywatnych szkołach w moim mieście.Wiem z dobrego źródła,że np.w Warszawie wygląda to inaczej.O socjopatach nie wspomniałam.Staram się unikać ogólników.
    @Erinti
    A ja swoje wiem.Dziś rodzice w szkołach mogą więcej,z klasy N.usunęliśmy mocno niepożądaną dziewczynę,która nie umiała przestrzegać reguł.Większego 'socjopatę'można spotkać wśród 'ziomali z kwadratu',niż w klasie.Na świecie są większe zła,niż państwowa oświata:)
    Podziwiam bez złośliwości tych Rodziców,którzy nie pracują zawodowo i mają czas rano nauczać swoje dzieci,po południu przygotowywać się do zajęć,niestety,nie wszyscy są w tak komfortowej sytuacji.Nie należy też negować roli ocen.Jedynka od mamy jest średnio motywująca:)N.jeśli chce się czegoś nauczyć(języków)to już teraz,bez przesadnych korepetycji itp.czyta książki w oryginale.Jeśli nie chce(przedmioty ścisłe)to nauczyciel bardziej ją zmotywuje,niż ja. L

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bo dziecko często umie zmiękczyć rodzica itd.. poza tym rodzic jest szalenie ważny, ale inni ludzie też mają nieraz rację

      Usuń
  10. Domowe nauczanie to fikcja i wielka krzywda dla dziecka. Wiem, że szkoła polska nigdy nie była idealna i nigdy nie była dobra. Polska to nie Ameryka, ale szkoła to nie tylko wiedza, ale umiejętności kontaktów z ludźmi, walki o swoje. Świat nie jest przychylny spotykamy wielu wrogów, ludzi nieżyczliwych i musimy sobie z nimi nauczyć radzić. Czasami jest się ofiara a czasami się wygrywa. Pewnych lekcji życiowych nie da się uniknąć. Jeże nigdy w życiu nie będziesz mieć styczności np. z mobingiem np. w szkole, bo będziesz siedzieć w domu przy mamusi to nie poradzisz sobie, jako dorosły człowiek.Zniszczą Cię!

    Prywatne szkoły mają taki sam program jak państwowe tylko, że za nie płacisz. Katolickie szkoły to pranie mózgów wychodzą z nich ludzie okaleczenie emocjonalnie łatwe ofiary, które można zgnębić. Niedostosowane społecznie i dotyczy to zarówno mężczyzn jak ich kobiet.

    Wiem, ze większość z Was boi się ideologii Gender jak diabeł święconej wody, ale przecież ta idea to nie satanizm, nie zrobi nikomu krzywdy a może pomóc w życiu zwłaszcza kobietom.

    Gdy tak patrzę na konserwatystów to wolałabym być wychowana przez satanistę niż katolickiego konserwatystę przynajmniej byłabym człowiekiem wolnym czerpiącym w życiu garściami ile się da .Zaraz przypomina mi się Lilith pierwsza żona Adama i grecka bogini miłości Afrodyta . Ta subtelna a jednak wyrafinowana swoboda i wolność bez jakichkolwiek granic . Ech jestem nieoprawną miłośniczką wolności pod każdym względem .

    Był kiedyś taki film Niebezpieczne związki a także książka pod tym samym tytułem nie wiem czy Erinti znasz grał tam i John Malkovich hrabiego de Valmont . Młoda dziewczyna Cecile wychowana w klasztorze i w katolickich wartościach wraca do domu i wkracza w nowy świat. Świat zdegenerowanych libertynów z jej pseudo edukacją automatycznie skazana jest na przegraną. Matka niczego nie uczy córki, bo hołduję fikcji i kończy się to tragedią głownie dla niej. W tamtych czasach reputacja miała wielkie znaczenie nie wiedząc nic o świecie łatwo stała się ofiarą sprawnych wilków.

    To mi się nigdy w głowie nie mieściło jak można uczyć dzieci rzeczy, które totalnie odstają od współczesnego świata, i wychowuję się te dzieci na kaleki, które nigdy sobie w życiu nie poradzą. Takie wychowanie konserwatywne i odizolowanie od realnego świta przypomina mi ten film niebezpieczne związki . ) To tak jakby np. gangster i zawodowy morderca wysłał swoje dziecko do klasztornej szkoły a po jej skończeniu dał synowi broń i zaczął uczyć swojego zawodu totalny idiotyzm. A jego syn będzie musiał po klasztornej szkółce odnaleźć się w świecie grypsery więziennej czy w środowisku kryminogennym. Masakra zawsze mnie taka głupota ludzi przerażała.

    To, co proponuję Kira może i ma sens, ale w liceach gdzie każdy już wybierałby sobie te przedmioty, które go interesują tak Jest w USA. Kończąc jednak 6 lat szkoły podstawowej to za mało. Takie osoby po prostu nie będę miały żadnej wiedzy będą głupkami. Celem reformy Buzka jest właśnie to, aby edukacja obowiązkowa kończyła się na etapie 6 klasy szkoły podstawowej w przyszłości nieliczni może skończą gimnazjum i to będzie wielki sukces tych osób. To kwestia czasu do tego to wszystko zmierza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Julianne, czy Ty sobie jaja robisz? Mobbing - szkołą życia?! To może uświadom mnie, JAK sobie poradzić z dręczącymi kolegami i nauczycielami? Pobić ich? Zabić?????

      Dzisiejsza szkoła i tak produkuje głupków.

      Usuń
    2. Bić się Kiro należy umieć to rzecz ważna. Jak nie umiesz to cienko z tobą. Problem mobbingu to przykład, ale faktem jest to, że najczęściej jej ofiarami są osoby, które nie umieją sobie poradzić w grupie. Wyczuwa się w nich słabość.

      Co do twojej teorii to tak jak napisałam to dobry pomysł ,ale na etapie szkoły średniej a nie podstawówki . Kiro zajrzyj do mnie też na ten temat coś napisałam . ;-)

      Usuń
    3. Widzę już ,że sama znalazłaś a już miałam pisac do Ciebie . P. ;-)

      Usuń
    4. W żadnym państwie na świecie homeschooling nie obejmuje więcej niż kilka % dzieci. Ponadto dzieci nauczane metodą homeschooling nie stają się socjopatami, czy nadwrażliwymi maminsynkami, to popularne mity. Nie tylko szkoła uczy nawiązywania kontaktów międzyludzkich, czy wyrabia odporność psychiczną. A nawet jeśli nie zawsze wyrabia, co z tego? Czy wszyscy muszą być tak samo sformatowani, zachowywać się, integrować, reagować, według ustalonych wzorców? Oczywiście można bronić tej linii "socjalizacji", ale czy nie staje się ona po prostu tresurą przyszłych poddanych, idealnie dostosowanych do wymogów systemu mentalnej urawniłowki?
      W nagłych przypadkach najlepiej przystosowani najszybciej giną. Stara prawda, potwierdzająca się w toku ewolucji;)
      Antydogmatyk

      PS. Erinti
      Bacz, by to co wylewasz z kąpielą nie okazało się dzieckiem;)
      Ono i tak będzie się drzeć, nawet po wetknięciu zatyczek do uszu...

      Usuń
    5. Antydogmatyk, nie ma reguły prawdziwej na 100%. Na pewno nie każde dziecko kształcone w domu jest socjopatą, bo tak nie można. Ja jednak nie jestem przekonana do takiego systemu, bo uważam, że jednak prędzej czy później człowiek wychodzi do różnych, nie zawsze miłych ludzi, musi umieć pracować w stresie, kończyć projekty na czas..

      Usuń
    6. @Antydogmatyk,

      Nigdy nie sądziłem, że temat wychowywania i kształcenia dzieci połączy nasze stanowiska. Niebywałe.

      Usuń
    7. @Anty...
      klucz tkwi w znaczeniu słowa "socjalizacja", które może być różnie interpretowane... jedni je rozumieją jako wytresowanie do karnego maszerowania w szeregu bezmyślnych owieczek, inni jako nabycie umiejętności poruszania się w grupie ludzi bez szwanku i współpracy, gdy zachodzi taka potrzeba... nawet najmocniejsi indywidualiści muszą sztukę "życia z ludźmi" mieć opanowaną, bo inaczej sami się wpuszczą w kanał...
      pozdrawiać :D...

      Usuń
    8. @Erinti
      Socjalizacja po szkolnemu: wyrwana z kontekstu społecznego grupa (wyłącznie rówieśnicy - to nie powtarza się ani w realnym życiu społeczeństwa, ani nawet w realnej pracy). Nakaz pracy na czas przypominający tresurę, przy czym jakość tej pracy ma drugorzędne (tak, tak) znaczenie. Nakaz wspólnego przebywania z osobami reprezentującymi "pełny przekrój społeczeństwa", w tym również tzw. margines (to również rzadko kiedy powtarza się w realnym życiu - chyba że ktoś sam pretenduje do obracania się w określonym środowisku). W wersji polskiej dodatkowo system premiujący cwaniactwo, mile widziany oportunizm, lizusostwo i kult ściśle ustalonej hierarchii.
      "Takie będą Rzeczypospolite.."
      Podobno niegdyś tzw. służba wojskowa czyniła z chłopaka "mężczyznę", a nie zapijaczonego, znęcającego się nad innymi degenerata. Podobno...
      Antydogmatyk

      Usuń
    9. No i znowu mogę tylko przyklasnąć. Opisałeś nader obrazowo problemy współczesnej (i nie tylko pewnie) szkoły, Antydogmatyku. Ech, pamiętam, jaką męką było dla mnie towarzystwo moich rówieśników... :(((

      Usuń
  11. Szanowna L,

    Pełna zgoda, a o małych socjopatach pisałem celowo i to na podstawie szkoły dla dzieci chamskich dorobkiewiczów, które już w wieku kilku lat zaczynają do złudzenia przypominać swoich rodziców. Wysokie czesne nie dodaje tej placówce szczególnego splendoru, a ludzie majetni, ale rozumiejacy na czym ma polegac edukacja omijają tą placówkę szerokim łukiem. Tam rzeczywiście nauczycieli stawia się do pionu za próbę egzekwowania takich oczywistości jak minimum dyscypliny czy szacunku dla innych. Na drugim biegunie jest inna szkoła prywatna, której tradycja sięga jeszcze czasów międzywojennych, ale ta szkoła sama dobiera sobie uczniów i mimo, że jest droga to nie grubość portfela rodziców decyduje o przyjęciu bądź nie. Reasumując moge tylko powiedzieć, że tak jak są szkoły państwowe lepsze i gorsze, tak i te prywatne mają czasem renomę i świetne wyniki, a czasem tylko wysokie czesne i określony rodzaj podopiecznych.
    Pozdrawiam TF.

    OdpowiedzUsuń
  12. Co się tyczy szkół amerykańskich szczebla podstawowego i średniego, wysoki poziom reprezentuje góra dziesięć procent tych dla elity. Reszta na poziomie znacznie niższym od polskiego.
    W jednym ze stanów wschodniego wybrzeża polscy paulini prowadzą szkołę podstawową do której za wszelką cenę próbują wepchnąć dzieci nie tylko rodziny katolickie ale i protestanckie czy żydowskie. Bo jej absolwenci umieją czytać i liczyć! To tak a propos opowieści dziwnej treści o tych okropnych katolickich szkołach i rzekomo wyższym od polskiego przeciętnym poziomie szkół amerykańskich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Amerykańskie uniwersytety są najlepsze na świecie, ale oni zatrudniają ludzi z całego świata. Zaś przeciętna szkoła ma poziom jak piszesz

      Usuń
  13. Jeśli można, chciałabvym również dodać swoje trzy grosze na temat tych strasznych szkół katolickich. Moja córka uczęszcza w UK do takiej wlaśnie szkoły podstawowej. Pomijając już oczywisty fakt, że poziom nauczania (ogólnie pozostawiający w tym kraju wiele do życzenia) jest tutaj o niebo wyższy, z moich subiektywnych obserwacji wynika, że panuje w tej szkole wyjątkowo miła i przyjazna atmosfera, także wsród rodziców (dodam, ze wcale nie wszystkie dzieci pochodzą z rodzin katolickich). Szkoła przywiązuje wyjatkową wagę do dyscypliny, ale jakoś tak to inteligentnie dyrekcja robi, że bez żadnego zastraszania dzieci zachowuja sie przyzwoicie, nawet poza szkołą (niewątpliwie tak mają wyprane mózgi...). Mam porównanie z dziećmi naszych przyjaciół i znajomych, które chodzą do państwowych nie-katolickich szkół – różnica jest ogromna. Dodam jeszcze, ze będę naprawdę szczęśliwa, jeśli moja córka w przyszłości dostanie sie do jeszcze okropniejszej, piorącej mózgi na calego, katolickiej szkoly średniej.
    Erinti, bardzo lubię twój blog i czytam go już od dluższego czasu.
    Gingerish

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam nowego gościa!

      Syn sąsiadów także chodził do katolickiego gimnazjum i świetnie sobie radzi. Rodzice bali się jak wrażliwy chłopak da sobie radę w publicznej szkoły i posłali do katolickiej. I nie żałują. Poziom wyższy i żadne wydurnianie się jest niedopuszczalne.

      Usuń
    2. @Gingerish...
      katolik też człowiek, i też się wśród nich zdarzają naprawdę sensowni ludzie, którzy swój katolicyzm potrafią sensownie realizować... rozmowa jest o statystycznych prawidłowościach, a nie o jednostkowych przypadkach, bardzo chlubnych i godnych pochwały zresztą...

      Usuń
    3. @pkanalia
      Wsrod ateistów i “wolnomyślicieli” też sie zdarzaja naprawdę sensowni ludzie, którzy rozumieją, że w życiu nie wszystko im sie tak po prostu należy i że nie wszystko wolno.
      Jeśli rozmowa jest o statystycznych prawidłowościach, to jak wytłumaczysz dlaczego tak wiele rodziców w Wielkiej Brytanii (piszę akurat o tym kraju, ponieważ lepiej znam tutejsze realia od nowych polskich – niestety) robi różne dziwne rzeczy typu przeprowadzka do innej dzielnicy/miasta czy nagłe pokazywanie sie w kościele co niedzielę byle tylko ich dziecko dostało sie do katolickiej szkoły. Przecież średnio inteligentne dziecko osiągnie dobre wyniki w każdej szkole, więc chyba chodzi o to coś extra…
      Gingerish

      Usuń
    4. @ Gingerish
      Szanowna Gingerish
      Opisane przez Ciebie wysiłki rodziców aby tylko ich dziecko dostało się do szkoły katolickiej, świadczą wyłącznie o jednym. PRAWIDŁOWOŚCIĄ (a nie jakimś rzekomym wyjątkiem w przypadku jednej szkoły) jest to że są one są po prostu znacznie lepsze od "państwowych". Z czym nie potrafią się pogodzić ludzie którym ideologia zastąpiła rzeczywistość.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    5. Ja też znam przykłady świetnych szkół katolickich i wiem, że w Polsce też ludzie chętnie zapisują tam dzieci. Tak zrobili sąsiedzi z bloku ze swoim synem i chłopak świetnie sobie radzi

      Usuń
    6. @ Erinti
      I dlatego opowieści o tym "praniu mózgów" czy emocjonalnym demolowaniu pozostawmy zoologicznym ateotalibom.

      Usuń
  14. @Erinti
    Z moich obserwacji wynika, że w szkole mojej córki kładzie sie spory nacisk na szacunek, zarówno dla innych, jak i do siebie (pojęcie dzisiaj chyba raczej niemodne dla większości bardzo młodych ludzi). Jeżeli tak wygląda “pranie mózgu” i “emocjonalne kaleczenie dzieci” to ja nie mam nic przeciwko temu, przynajmniej takie “pokaleczone” dzieci szybko zrozumieją, na czym polegają (powinny polegać) w miarę harmonijne relacje między ludźmi oraz że trzeba nauczyć się dawać, a nie tylko brać, brać i brać – niezła lekcja jak na początek edukacji.
    Co do nauczania domowego, wydaje mi się, że ma sens w szczególnych przypadkach (jedna znajoma mama zabrała ze szkoły swojego najstarszego syna, ponieważ przeszkadzał innym w czasie lekcji, chyba kolejny przypadek ADHD, a teraz sama uczy go w domu, ale jest z zawodu nauczycielką).
    Serdecznie pozdrawiam.
    Gingerish

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @ Gingerish
      Szanowna Gingerish
      Bardzo Ci dziękuję za opisane fakty, a zwłaszcza Twoją opinię o owym "praniu mózgu" w szkołach katolickich. Jakże różną od równie modnych co nieprawdziwych kłamstewek w tej materii.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. Gingerish, w przypadku choroby czy też opisanego przez Ciebie przypadku rzecz jasna nauczania domowe jest konieczne. Czasem nie da się inaczej. Ale sądzę, że dobra szkoła może stworzyć naprawdę świetne środowisko dla dziecka.

      Usuń
    3. Zgadza się. Moja córka chodzi do katolickiego prywatnego przedszkola i własnie jedynym objawem prania mózgów i indoktrynacji jest szczególny nacisk na okazywanie szacunku innym i w ramach zajęć plastycznych robienie papierowych flag narodowych i godła polskiego. Rzeczywiście straszna krzywda jest tam dzieciakom wyrządzana nie ma co.

      Usuń
  15. @Stary Niedźwiedź
    Szanowny Stary Niedźwiedziu
    Dziękuję bardzo za zachęcające komentarze. Zazwyczaj ograniczam się do czytania kilku interesujących blogów (w tym również i Twojego…) i dokształcania, wolę nie zabierać głosu na tematy, o których nie mam pojęcia. Tym razem postanowiłam sie odezwać, ponieważ od kilku lat na codzień obserwuję edukację swojego własnego dziecka w szkole katolickiej i wkurzyły mnie nieco opinie, jakoby takie szkoły produkowały nieprzystosowane do życia ofiary (jak zacytowana w jednym komentarzu Cécile Volange w “Niebezpiecznych Zwiazkach”). Moim skromnym zdaniem takie życiowe ofiary są niestety najczęściej “produktem” niezbyt nadających się do rodzicielstwa rodziców, szkoła ma już wtedy mały wpływ.
    Wracając jeszcze do “Niebezpiecznych Związków, chyba wszyscy wiedzą jak zakończyła się ta wspaniała i jakże kolorowa epoka we Francji…i dlaczego.
    Pozdrawiam serdecznie.
    Gingerish

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodna Gingerish
      Serdecznie dziękuję za miłe słowa. I wiarygodne informacje z UK.
      Co się tyczy europejskiego szkolnictwa, z godnych zaufania źródeł wiem też co się dzieje w takim centrum postępu jak Szwecja. W podstawówce prawie nikt nie umie pisać zgodnie z ortografią języka ojczystego ale na lekcjach dzieciaki są uczone "pieczenia ciasta" (wymieszać zawartość torebki z mlekiem, przelać do foremki i umieścić w piekarniku) czy podstaw teoretycznych masturbacji. Co z nich wyroście? Ani chybi studenci "gender studies" bo na stolarza czy krawcową będą zbyt głupi.
      Zachęcam do komentowania w moich skromnych progach i pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. @Gingerish
      Epoka skończyła się nieciekawie .Większość z bohaterów nie wyszła na tym dobrze, ale my tu nie opisujemy i nie dyskutujemy o filmie czy książce, ale o pewnym fakcie, że osoby mające wychowanie nieprzystosowanie do rzeczywistości w brutalnym życiu sobie nie poradzą. Tak jak nie poradziła sobie Cecile de Volanes wychowana w klasztorze a potem musiała się zetknąć z brutalnym światem libertynów. Nie miała żadnych szans. Dawanie dziecku takiego wychowania jest jak podrzucenie owcy do stada wilków.

      Usuń
    3. @Stary Niedźwiedź, skąd masz takie informacje o systemie szkolnictwa w Szwecji. Moim zdaniem nie ma nic złego w nauce pieczenia ciasteczek, sama na technice miałam zrobić surówkę na ocenę. Uważam, że nauka praktycznych umiejętności może się przydac, ale oczywiście przy okazji a nie zamiast

      Usuń
    4. @ Gingerish
      Twoje dziecko chodzi do takiej szkoły a straszący Cię indoktrynacją i rzekomym nieprzystosowaniem absolwentów szkół katolickich do życia znają takie szkoły co najwyżej z jakiegoś "niezbędnika ateisty". Więc nie można tych kompletnie gołosłownych agitek traktować serio.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    5. @ Erinti
      Czcigodna Erinti
      Takie informacje mam od mojego przyjaciela który jako lekarz już od jakichś trzydziestu lat pracuje w Szwecji. Oraz od komentatorki mojego blogu (informatyczka wysokiej klasy) która wyszła za mąż za obywatela Szwecji i mieszka tam już sporo czasu. Stwierdziła że jeśli polskie dziecko w wieku szkolnym nie dysponuje wiedzą "porównywalną" (czyli nie uzależniona od narodowości, typu matematyka, biologia czy fizyka) na poziomie Szweda starszego o dwa lata to musi być opóźnione w rozwoju.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    6. Dziękuję za informację, pytałam z ciekawości. Słyszałam podobne informacje o amerykańskich szkołach, że jeśli chodzi o wiedzę ogólną jest tam kiepsko. Nadmiar szczegółów w programach nauczania szkodzi, ale elementarna wiedza o świecie jest potrzebna.

      Usuń
    7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    8. @ Erinti
      Swego czasu gościł w Polsce przesympatyczny profesor z Południowej Karoliny, ze starej porządnej konfederackiej rodziny. Na gruncie prywatnym powiedział nam przy pierwszej okazji że nie musimy mu tłumaczyć iż paryski Łuk Triumfalny i egipskie piramidy nie są dziełem tego samego architekta. Ale dodał że znajomość języków obcych i wiedzę "ogólnocywilizacyjną" wyniósł z domu a nie ze szkoły. A te ostatnie statystycznie są na dennym poziomie. I stąd wziął się zwyczaj pisania "2 you" czy "4 sale".
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  16. @Gingerish...
    cudzych kłamstw na temat rzekomych kłamstw, które tu ponoć padły nie skomentuję, zwłaszcza że część "materiału dowodowego" zniknęła... zresztą co nas to obchodzi?...
    natomiast powtórzę raz jeszcze, że są szkoły katolickie charakteryzujące się wysokim poziomem nauczania jeśli chodzi o merytorykę /wspominałem o matematyce, na przykład/... więc nic specjalnie dziwnego, że niektórzy rodzice podejmują ryzyko i pchają swoje pociechy do takich szkół... być może sam bym takie podjął wobec swojego dziecka wierząc, że da sobie radę... drugim powodem może być właśnie słabość rodziców w swojej roli i wiara w to, że ktoś ich wyręczy w procesie wychowawczym... pamiętaj, że mnóstwo ludzi pojmuje słowo "wychowanie" jedynie jako dyscyplinowanie dziecka, sprowadzając je do swoistej tresury z pominięciem innych równie ważnych elementów... więc skoro nie mają czasu, ni konceptu na owe wychowanie, powierzają je innym... co w połączeniu ze wspomnianą atrakcyjnością merytoryczną powoduje takie zjawiska, o których piszesz... proste...
    ...
    tak w ramach ogólniejszych rozważań, zwróć uwagę, że większość ludzi nie chce do końca brać odpowiedzialności za swoje życie, więc podłączają się do różnych sekt, które udzielą im wyraźnych wskazówek, jak mają żyć... czym inaczej można tłumaczyć zjawisko przechodzenia na islam, które akurat w Anglii jest zauważalne...
    ...
    wracając do kwestii szkół katolickich, to nie krytykuję bynajmniej decyzji rodziców, bo każdy przypadek jest inny... jak stwierdziłem wcześniej, można skończyć taką szkołę i nawet w efekcie się nawrócić, mimo to jednak zostać porządnym człowiekiem... tylko tyle...
    pozdrawiać :D...

    OdpowiedzUsuń
  17. @ Gingerish
    Czcigodna Gingerish
    Chętnie zamieniłbym z Tobą kilka słów. A ponieważ jak się dowiedziałem, miałem już przyjemność gościć Cię na "Antysocjalu" a nie chcę nadużywać gościnności Erinti, pozwolę sobie złożyć propozycję. Czy nie zechciałabyś podać swojego adresu na "służbową" pocztę mojego blogu:
    antysocjalbis@o2.pl
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Stary Niedźwiedziu
      Dziękuję za zaproszenie, bardzo chętnie sie odezwę.
      Pozdrawiam serdecznie
      Gingerish

      Usuń
  18. @pkanalia
    Piszesz, że rodzice podejmują ryzyko i pchają dzieci do szkół katolickich. Jakie ryzyko? Czyżby trochę modlitwy na codzień było takim straszliwym ryzykiem dla psychiki małego/młodego człowieka? Większym nawet od narkotyków czy pornografii (zjawiska prawie normalne w nie katolickich szkołach w Anglii)?
    Zjawisko przechodzenia na islam w UK jest bardziej złożone i nie jest tylko pomysłem na życie. Na przykład ludzie z brytyjskim obywatelstwem, ale nie będący rodowitymi Anglikami/Walijczykami/Szkotami “z dziada pradziada” nie identyfikują się z Anglikami i dlatego szukają integracji w religii ich własnych przodków, a tam zostają przyjęci z otwartymi ramionami.

    @Julianne
    Napisałaś w swoim komentarzu, że (cyt) “katolickie szkoły to pranie mózgów wychodzą z nich ludzie okaleczenie emocjonalnie łatwe ofiary, które można zgnębić. Niedostosowane społecznie i dotyczy to zarówno mężczyzn jak ich kobiet.” Ja natomiast uważam, że takie ofiary wychodzą z domów rodzinnych (bez względu na religię czy światopogląd rodziców) i tutaj akurat dobre szkoły katolickie mogą jedynie pomóc, a nie zaszkodzić, ponieważ usiłują zaszczepić szacunek do samego siebie. Co do twojego poròwnania z francuską klasyką, mamy XXI wiek a nie XVIII, nowoczesne szkoły katolickie (przynajmniej te w Wielkiej Brytanii) tym się odznaczają, że są właśnie nowoczesne, a jednocześnie uczą wartości, które są stare jak świat i raczej nigdy się nie zmienią. Jako przykład podam Ci fakt, że już od jakiegoś czasu co roku szkoła mojej córki organizuje dla rodziców spotkania z ekspertami od niebezpieczeństw czyhających na dzieci w Internecie, a uczniowie w szóstych (ostatnich) klasach są przygotowywani emocjonalnie do wejścia w ten “brutalny i libertyński” świat.

    Gingerish


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @ Gingerish
      Czcigodna Gingerish
      Kłaniam się nisko. Bo teraz pozostało już tylko tupanie i tłumaczenie że szkoły katolickie są złe bo są złe. W końcu już Marks i Stalin tak mówili.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. @Julianne...
      Czcigodna Julianne...
      ujmę to tak:
      jenyyyy... ale zostaliśmy "zmiażdżeni" w dyskusji... jak tam z tupaniem u Ciebie, bo mnie tak rozsmarowało /ze śmiechu/, że nawet Marks i Stalin nie pomogą...
      pozdrawiam serdecznie :D...

      @Gingerish...
      Czcigodna Gingerish...
      jedno jest pewne... jeśli w domu są prawidłowe relacje, to można być spokojnym o to, z kim się dziecko będzie kolegowało w szkole i o to, że dilerowi pokaże "faka" /tak swoją drogą, to nie słyszałem, by w jakiejkolwiek szkole faszerowano dzieci na siłę narkotykami i gonili kijem do oglądania filmów porno na dodatek/...
      tu padła wcześniej pewna wypowiedź /niestety skasowana, bo nie spełniła wymogów elementarnej kultury/ na temat pewnego "komucha" którego nie interesuje poziom merytoryczny szkoły, lecz jedynie fakt, że nie ma w nim nieodpowiedniego towarzystwa /dosadnie, niekulturalnie nazwanego, więc nie zacytuję/, oraz rzeczonych narkotyków /których ponoć tyle się wala po korytarzach, ze aż szuflować można/... widać ów "komuch" i jego obrońca są entuzjastami wychowania bezstresowego... po "komuchu" bym się tego spodziewał, zaś po jego współwyznawcy... hm... od teraz już też...
      pozdrawiam serdecznie :D...

      Usuń
    3. @ Gingerish
      Czcigodna Gingerish
      Podesłałem Ci na "priva" pewien link.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    4. @pkanalia
      Ja o mało nie pękłam ze śmiechu. Jednak najlepiej się będą bawić te osoby, które spotkają absolwentkę takiej szkoły. Oj będzie ubaw, będzie. No chyba, że znajdzie się tak czcigodny człowiek jak ty, który wyprostuje skrzywienia i nauczy życia, ale obawiam się, że to pobożne życzenia. Pozdrawiam serdecznie.

      @ Gingerish
      Napisałaś, że katolickie szkoły uczą szacunku do siebie, ale nie uczą jak się bronić. Jak taki absolwent zetknie się z brutalnym światem to nic z tego jego szacunku do siebie nie zostanie. Będzie jedynie dziwadłem i bardzo łatwą ofiara niekoniecznie dobrych ludzi. A wartości? Wartości się zmieniają i trzeba się dostosować do dzisiejszych czasów. Katolickie szkoły odstają z mentalnością nie przygotują nikogo do np. zrobienia kariery zwłaszcza dziewczynę, do przebijania się przez życie, do lawirowania, do walki o swoje różnymi metodami. Takich rzezy uczymy się w normalnych szkołach, kształtujemy swoją osobowość bez żadnych demagogicznych fantazji czy wiar w życie pozagrobowe itp. Czasami przegrywamy a potem się podnosimy wszystko jest kwestią nauki. Mam także namyśli stosunki damsko męskie to dopiero będą mieli zabawę faceci jak znajdą taki słodki kąsek. Zycie jest brutalne katolickie szkoły do tego życia nie przygotują.

      Usuń
  19. A ja myślę, że katolickie szkoły są RÓŻNE. Po co te uogólnienia? Ja na przykład chodziłam do tzw. katolickiego liceum, ale mogę się wypowiadać tylko o tej JEDNEJ szkole. Minusy: obowiązkowe msze i rekolekcje (byłam tylko na pierwszych, mając 16 lat, i były one gwoździem do trumny dla mojej religijności). Plusy: tylko jedna lekcja religii tygodniowe, modlitwa przed zajęciami - bardzo rzadko. Jeśli chodzi o poziom, to wysoki; dla mnie pewnie za wysoki, gdyż po ośmiu godzinach lekcyjnych dzień w dzień nie miałam już ochoty na poszerzanie wiedzy we własnym zakresie.

    Nie wstydzę się tej szkoły, tak jak nie wstydziłabym się zawodówki czy jakiekolwiek innego rodzaju placówki. A to, czy ktoś będzie drwił z mojego wykształcenia (lub jego braku), jest dla mnie kompletnie nieistotne.

    OdpowiedzUsuń
  20. @Kira
    Piszesz, że szkoły katolickie są RÓŻNE, ale swoimi własnymi wspomnieniami potwierdziłaś regułę – bardzo wysoki poziom nauczania i trochę nieszkodliwej, nudnej modlitwy. Moje dziecko na razie też nie przepada za np. mszami w szkole, też mówi że nudne, ale gdzie w tym jest problem? Rodzice bardzo religijni, którym naprawdę zależy na katolickiej edukacji ich potomstwa, raczej dopełnią swoich obowiązków w domu. Na zakończenie wszystkie dzieci (no, ogromna większość) wyjdą z takiej szkoły bez większego uszczerbku na umyśle czy psychice, a za to z solidną wiedzą podstawową. Wystarczy?
    Gingerish

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałam walczyć o prawo do bycia "jedyną niewierzącą" w klasie - przynajmniej w "dyskusjach" z uczącym nas klechą, który nie był, delikatnie mówiąc, mądrym człowiekiem. Ale rozumiem, że moje pyskowanie i olewanie instytucji Kościoła też można zaliczyć do plusów.

      Żeby wdrożyć dziecko w religijną praktykę, trzeba dawać mu dobry przykład. A zważywszy na to, że masa ludzi deklarujących się jako chrześcijanie to tak naprawdę popłuczyny po takowych, nie ma co wymagać od dzieci, żeby szanowały religię.

      Dzieci NIGDY nie zyskują, kiedy program jest przeładowany. Pisałam o tym u siebie, więc nie chcę się powtarzać. Po prostu FAKTEM jest, że 90 % informacji przepada...

      Usuń
  21. Do niedawna zgodziłabym się z tym, że nauczanie domowe może być dla dziecka ograniczające, ale po ostatnich doniesieniach o genderowych eksperymentach w przedszkolach i szkołach i po tym jak odwiedzający nas znajomy nauczyciel wypalił niespodziewanie, że mój syn powinien bawić się bardziej neutralnymi zabawkami (niż samochodzik), bo jego "właściwa" płeć nie jest jeszcze ukształtowana, zaczynam zmieniać zdanie...
    Jak dodać do tego to, jak okrojony został program nauczania np. historii okazuje się, że i tak mnóstwo czasu przyjdzie nam spędzić na dokształcaniu domowym, a co do rozwoju społecznego to i tak kluczowe znaczenie ma tu chyba grunt, jaki daje kontakt z rodzicami. Bez dobrej więzi z rodzicami dziecko zamiast się hartować w kontakcie z innymi w szkole, można łatwiej "złamać", a jeśli czuje się dzięki niej pewnie, to poradzi sobie między ludźmi. Dla przykładu, jestem samotną matką i wszyscy bez wyjątku sugerują, że moje dziecko będzie społecznie upośledzone, bo większość czasu spędzamy tylko we dwoje. Tylko, że za każdym razem kiedy syn jest wśród innych dzieci jest najbardziej śmiały, kontaktowy i pewny siebie. Wiem, że to tylko nasz jednostkowy przykład, ale akurat nie potwierdza teorii o wystraszonych albo zdziczałych "cherlakach", które cierpią na zamknięciu pod kloszem.
    A co do wątku, że niektórzy uznają dzieci z niepełnych rodzin za nieodpowiednie towarzystwo, to w ostatecznym rozrachunku największą krzywdę robią swoim pociechom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. NA pewno obecna szkoła ma wiele wad, które wymieniłaś. Nie wiem jednak czy zamknięcie dziecka w domu, czy też wąskiej grupie to remedium. Kontakty z rodzicami są bezcenne i kształtują nas na całe życie, ale sądzę, że jednak kontakt z grupą i środowiskiem ma znaczenie i nie wiem czy ograniczenia to dobre rozwiązanie

      Usuń
    2. Właśnie nauka w domu nie musi równać się zamknięciu dziecka w domu. Jak już ktoś wspomniał, żeby tak było trzeba się więcej nagimnastykować, ale może warto. Nie zauważyłam czy ktoś wspominał o tym, że są przecież różne pozalekcyjne zajęcia, od nauki języków po taniec, lepienie garnków itp., często bezpłatne, kolonie, obozy, gdzie dziecko miałoby okazję się uspołeczniać, nie wspominając o podwórku, placu zabaw itd. Jeśli rodzic podchodzi do sprawy rozsądnie, podobny układ w niczym by nie ograniczał.

      Usuń
    3. Zajęcia pozalekcyjne są na pewno wskazane, bo rozwijają zdolności. Tak samo kolonie i obozy. Nie potrafię się jednak oprzec wrażeniu, że nawet dodając zajęcia pozalekcyjne to jednak nauczanie domowe oznacza przebywanie dziecka we wcześniej dobranym towarzystwie. Obawiam się, że nawet przy dodatkowych zajęciach jest zbyt bezstresowe, co z jednej strony jest dobre bo każdy rodzic pragnie chronić dziecko a z drugiej jednak każdy z nas spotyka się ze stresem i wrednymi ludźmi w życiu i trzeba o tym wiedzieć od maleńkości

      Usuń
    4. @ Erinti

      W szkole też przebywamy w "wybranym towarzystwie". Tylko że wyboru dokonali nie rodzice i nie my sami, lecz instytucja. I był to wybór - zaiste! - bezmyślny.

      Gdyby nauczyciele wspierali odpieranie napastników, to bym Ci przyklasnęła. Niestety, oni teraz karzą "po równo". A dzieciaki nauczyły się skarżyć, nie załatwiają już porachunków we własnym gronie...

      Usuń
  22. @Julianne
    Widmo Cécile Volange wciąż krąży w powietrzu…
    Niedaleko ode mnie są dwie katolickie szkoły średnie, jedna dla dziewcząt, druga dla chłopców. Mnie interesuje wyłącznie ta żeńska, jest to tzw. grammar school (taki rodzaj liceum o wysokim poziomie, których pozostało w UK już bardzo niewiele). Ta akurat konkretna szkoła ma wyjątkowo wysoki poziom nauczania i ogromny odsetek absolwentek dostaje się po niej do najlepszych uniwersytetów (Cambridge i Oxford), po ukończeniu których czeka je zazwyczaj świetna kariera.
    W mojej ostatniej pracy miałam okazję poznać aż trzy absolwentki tej szkoły, wszystkie studiowały na najlepszych właśnie angielskich uniwersytetach, a w wakacje pracowały u nas w firmie. Wszystkie trzy odróżniały się od reszty zatrudnianych przez nas tymczasowo młodych osób wylącznie nieporównywalnie wyższym poziomem wiedzy.
    Nawiasem już mówiąc, poznałam również w pracy dziewczynę po “normalnej” szkole, której facet –muzulmanin w ekstra szybkim tempie zrobił kompletną wodę z mózgu.
    Posługujesz się ogólnikowymi stereotypami, a ja podaję konkretne przyklady i nadal twierdzę, że szkoły katolickie, przynajmniej te w UK, w niczym nie przypominają XVIII-wiecznych szkół klasztornych.
    Szacunek do samego siebie ma tę zaletę, że nie pozwoli Ci na przykład “wskoczyć do łóżka” pierwszemu lepszemu świeżo poznanemu facetowi na imprezie, tylko każe Ci go lepiej poznać i dowiedzieć się czegoś o nim zanim ruszysz dalej, pozwoli Ci również zrozumieć, że w życiu nie zawsze jest tak jak w kasowych filmach z Bogusiem Lindą.
    Cały czas podkreślasz jakie to życie jest brutalne i okrutne (domyślam się, że masz jakieś osobiste bardzo negatywne przeżycia), ja nigdy nie widziałam go w aż tak czarnych barwach, nawet kiedy przez wiele lat musiałam mieszkać w jednym z najpaskudniejszych miast w Polsce…

    @Kira
    Jeżeli potrafisz obliczyć sobie ile będzie kosztował ciuch w sklepie po obniżonej o 20% cenie (bez kalkulatora), umiesz wypełnić formularz bez niczyjej pomocy (np. podanie o paszport), znasz mniej więcej tabliczkę mnożenia do 100 i wiesz, ze stolicą Stanów Zjednoczonych nie jest Nowy Jork to masz już o wiele większy zasób wiedzy od niejednego Brytyjczyka. Nie martw się o pozostałe 90%...

    Gingerish

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @ Gingerish
      Mi nawet nie chodzi o wiedzę w tych szkołach, ale bardziej os specyfikę takich szkół niedostosowanych do realiów współczesności. Te wartości, o których mówisz są zacofane. Brakiem szacunku nie jest wkroczenie do łóżka ledwo poznanemu mężczyźnie. Mamy XXI wiek i nikt w ten sposób kobiety nie ocenia no może oprócz pewnych mężczyzn, którzy jeszcze nie wyszli z epoki średniowiecza. To, że idziesz z kimś do łóżka oznacza, że Ci się po prostu podoba, że masz na niego ochotę i żaden normalny mężczyzna nie uzna takiej kobiety, jako łatwej, ale raczej uzna to za plus zarówno dla siebie jak i dla niej. Poza tym mężczyźni lubią kobiety i lubą sprawiać im przyjemność także w łóżku a może zwłaszcza w łóżku. Każdy ma prawo mieć jednak inny do tego stosunek nie przeczę, ale bardzo nie lubię, kiedy konserwatyści próbują wtłaczać mi do głowy te swoje poglądy i chcą abym myślała tak jak oni i miała taki stosunek do pewnych spraw jak oni. A jeśli się z nimi niezgadsz to jesteś Be…
      Obawiam się takiej indoktrynacji na młodych ludziach zwłaszcza dziewcząt.

      Usuń
    2. @Julianne
      …zwłaszcza dziewczętach.
      Dziękuję wybitnej pani seksuolog za wykład – brawo! Dawno się już tak nie ubawiłam.
      Podoba mi się pewien facet, którego często widuję na zakupach w supermarkecie, on mi się też zawsze przygląda. Zaraz jutro zastosuję się do twoich rad - spróbuję wpaść na niego przypadkiem w sklepie i się z nim prześpię, mężowi w domu jakoś wytłumaczę, że mamy XXI wiek a nie Średniowiecze…
      Gingerish

      Usuń
    3. @Gingerish & Julianne...
      wtrącę się do dyskusji, unikając jednak pojęć "zacofane" czy "nowoczesne", bo uważam je za zawracanie głowy...
      pytanie brzmi, co ma szacunek do siebie do faktu uprawiania z kimś seksu?... ów "szacunek do siebie" to tylko manipulacyjny chwyt wychowawczy... zrozumiała jest troska rodziców o nastoletnią córkę w wieku okołoinicjacyjnym, by nie dała się zrobić w wała jakiemuś głupolowi, zrozumiałe jest, że chcą ją od tego uchronić i nauczyć ostrożności... ale nie takimi metodami, na Zamolxesa, bo efekt będzie tylko taki, że dziewczyna wpadnie w poczucie winy z powodu samego faktu kochania się z kimś i rzeczywiście może stracić do siebie szacunek... seksuolodzy i psycholodzy czekają z otwartymi ramionami na takie klientki...
      tak swoją drogą, to zawsze mnie intrygowali kolesie, którzy dążyli do bliskości, ale gdy ta bliskość nastąpiła "zbyt wcześnie", traktowali kobietę jak szmatę /co jest właśnie efektem konserwatywnej obyczajowości/ ... w końcu jeśli kobieta idzie ze mną do przysłowiowego "łóżka", to świadczy to o jej dobrym guście, więc tym bardziej szacunek jej się należy... mój szacunek może stracić dopiero wtedy, gdy się okaże, że mnie oszukała, że nie chodziło jej o mnie, ale o jakieś inne korzyści...
      Twój przykład Gingerish /ten ze sklepem/ jest kompletnie nie na temat, bo będąc w związku jesteś w zupełnie innej sytuacji, tu już w grę wchodzi fakt ewentualnej zdrady /jakby nie było, 90-95% zwiazków ma "pakt na wyłączność"/...
      pominę już drobiazg, że Julianne nie udzieliła Ci w swojej wypowiedzi żadnej rady...
      no dobrze, ale podejście do seksu, czy robi się z niego problem, czy nie, to inna sprawa...
      druga, o wiele istotniejsza to /cytuję/:
      "bardzo nie lubię, kiedy konserwatyści próbują wtłaczać mi do głowy te swoje poglądy i chcą abym myślała tak jak oni i miała taki stosunek do pewnych spraw jak oni"...
      tu nie pozostaje mi nic innego, jak przybić z Julianne "fląderkę"...

      Usuń
  23. strasznie wiele wątków tu się miesza...

    po pierwsze, nauczanie domowe (jak zauważyli przedmówcy) to nie jest 8 x 45 min przy biurku, z dzwonkami, sprawdzianami i "proszę nie chodzić po klasie", tyle że w samotności
    ludzie, którzy uczą w domu szacują, ze rok materiału da sie przerobić w 2-3 miesiace, tak jest pisany - bo w szkole traci się masę czasu i energii
    ucząc "w domu" rozkłąda sie to sensownie, na przykład jedzie z dzieckiem na tydzień w góry, łazi po nich, opisuje spotkane rośliny i zjawiska atmosferyczne. Na drugi tydzień jedzie się na morze, na trzeci do Warszawy. Rok geografi podstawówkowej zaliczony, dziecko zapamięta o wiele więcej niż z lekcji.
    Podobnie się robi biologię, historię i całą resztę. Mnie wycieczki z harcerstwem i gawędy nauczyły wiecej historii niż cała edukacja.

    Dodatkowo, ludzie uczący sie w domu wybierają różne pory dnia, takie, jakie pasują DO DANEJ LEKCJI, na przykład w nocy obbserwuje się niebo.

    Dalej, uczenie w domu to nie izolacja od rówieśników - dzieciaki mają więcej czasu na harcerstwo, klub sportowy czy inne. Śmiem twierdzć, że kontakty społeczne sa lepsze niż te szkolne, wiem z autopsji

    Uczący sie w domach spotykają sie też z innymi "domowymi", na przykłąd wymieniają kompetencjami, ktos uczy matematyki, ktoś inny polskiego.
    Zresztą, jak napisałam wyzej, ilość materiału da się przerobić w domu z tzw palcem po łokieć

    I wreszcie, nie wiem czy nie najważniejsze. NIezależnie od skutków (bo moim zdaniem nawet przy mało kreatywnych rodzicach nie będą one nigdy gorsze niż kształcenie publiczne), zakaz edukacji domowej to po prostu totalitaryzm.Jedbym z pierwszych posunięć Hitlera był zakaz edukacji domowej i nakaz bycia indoktrynowanych w szkołach... Dzisiaj tylko Niemcy i Szwecja mają ten zakaz, właśnie w tym celu. Ograniczyć wpływ rodzin, osłabić wiezi z rodzicami, wyprać mózgi. Na własne oczy widziałam książkę do 8 klasy ze zdjęciem rządu jakiegoś panstwa i komentarzem "patrz jak niewiele kobiet na tym zdjęciu, jak widać w dalszym ciagu kobiety są dyskryminowane". WIem, ze jak ja zobaczę tę książkę w rękach syna powiem mu, ze to jedna wielka brednia, i na pewno będzie miał w domu tajne komplety

    I wreszcie, celem szkoły w lewicowym społeczeństwie nie jest edukacja, jest urobienie człowieka na jedna modłę, uwiezienie orła w klatce i wmówienie mu, ze jest kurą. Poziom edukacji jest systematycznie obniżany, wszyscy są równani w dół. Każdy rodzic ma prawo chcieć zapewnić dziecku więcej, a każde dziecko ma prawo do edukacji.

    Jeśli rządy tak bardzo boją się rzekomej niekompetencji rodziców niech wprowadzą egzaminy coroczne, jak Polska notabene, w tych egzaminach dzieci uczone w domu brylują. I brykują poem w życiu. Komuś to nie w smak, warto się zastanowić DLACZEGO.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi się podoba Twoje świadectwo. Dziecko nie powinno być "kolejną cegłą w ścianie", tylko samodzielnie myślącą jednostką, nie dążącą bynajmniej do zrównania się - czy to w wiedzy, czy upodobaniach, czy nawet zwyczajach - z innymi. I masz rację: poznawanie świata o różnych porach dnia i w różnych miejscach lepiej się przysłuży uczniowi niż męczące 45 minut w ławce, pod nadzorem przeklinającego swój los nauczyciela...

      Usuń
    2. dziękuję, Kiro

      a jeszcze dodam - bo nie wiem czy to dobrze wybrzmiało

      edukacja domowa to PRAWO rodzica i dziecka, w jego najlepszym interesie, jeśli ktokolwiek tego prawa komukolwiek odmawia to jest zwykłym komunistą

      Bardzo chciałabym uczyć moje dziecko w domu, ale mieszkam w Szwecji i to niebezpieczne (odbierają dzieci za takie "przestępstwo"), mieszkam w Szwecji i małżonkowie nie moga się wspólnie rozliczać (finansowo dostalibyśmy po dupie od zatroskanego państwa, które wywala wszystkich do pracy i rodziny nie mają żadnych forów), mieszkam w Szwecji i w moim akurat przypadku nie byłoby to najlepsze dla dziecka, bo powinno poznać biegle język lokalny, a ja mu tego nie zapewnię

      Ale ten trzeci powód nie przeważa wcale, bo nawet na to jest rada - posłałabym małego do skautów i na lekcje muzyki i nauczyłby się jezyka, ułamki może po polsku (zwłaszcza, że szwedzka szkoła i tak z tymi ułamkami nie przesadza...)

      Usuń
  24. Dziękuję za ciekawe informacje o Szwecji Aleksandro. To tylko przykład do czego prowadzi sytuacja kiedy państwo zaczyna decydować co dla kogo dobre.

    Ja chociaż nie jestem przekonana do domowej edukacji, nie jestem za tym by ścigać ludzi podejmujących takie a nie inne decyzje. Wyrażać swoje zdanie, przekonywać to jedno, zaś wprowadzać zamordyzm drugie.

    OdpowiedzUsuń
  25. Nie sposób to czytać. Szkoły publiczne dobre - szkoły publiczne kiepskie. Szkoły katolickie dobre - szkoły katolickie indoktrynują. Nauka domowa dobra - nauka domowa pozbawia kontaktu z realnym życiem.
    Jak ktoś jest głupi, to mu najlepsza szkoła nie pomoże, jak jest mądry, to mu najgorsza nie zaszkodzi.
    allensteiner

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się Allensteiner, że nic nie jest czarno-białe. Najmądrzejszym na pewno szkoła nie zaszkodzi. Naprawdę jednak nie sądzę aby edukacja domowa stanowiła coś świetnego i w każdym wypadku. Może nie widziałam pozytywnych skutków tejże, może

      Usuń
  26. “Jak ktoś jest głupi, to mu najlepsza szkoła nie pomoże, jak jest mądry, to mu najgorsza nie zaszkodzi.”

    Prawda to stara jak świat :)

    Najrozsądniejszym rozwiązaniem jest po prostu dobranie typu edukacji oraz konkretnej szkoły przez rodziców do potrzeb i możliwości własnych dzieci (mam na myśli “normalnych” rodziców, którym naprawdę zależy na szczęściu i jak najlepszej przyszłości swoich dzieci, a nie spełnianiu swoich własnych ambicji).
    Gingerish

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to jest najlepsze podsumowanie. Dotknęłaś tutaj jeszcze jednej ważnej sprawy, czyli rodziców realizujących swoje ambicje przez dzieci, na przykład takich co zmuszają dzieci by szli na te czy inne studia, ganiali na setki zajęć pozalekcyjnych.

      Usuń
    2. Widzę, że szaleństwo zajęć pozalekcyjnych dotarło już do Polski. W UK absolutne minimum to trzy w tygodniu :)
      Pozdrawiam
      Gingerish

      Usuń
    3. Szaleństwo się już zadomowiło. Jak chodziłam do szkoły to jeszcze raczkowało, chociaż kto nie chodził na zajęcia na tego patrzyli wilkiem. Koleżanka z roku prawie nie była w domu przez różne kursy. Teraz zaś już chyba od przedszkole się zaczyna. Nie mówię, że zajęcia są be i złe. Ale do licha niech będzie i zabawa i nauka a nie tylko ganianina

      Usuń
    4. Oj Erinti żeby tylko od przedszkola to nie byłoby jeszcze tak źle, zajęcia “baby signing” (taka forma języka migowego dla bobasów) są wszędzie dostępne dla znacznie mniejszych maluchów, podobno niby pomagają we wczesnym wyrabianiu zdolności językowych (!) Kształtowanie pociechy na przyszłego Wybitnie Uzdolnionego Człowieka trzeba zaczynać już od kołyski, a jakże.
      Gdzieś się nam w tym nowoczesnym, zabieganym świecie zapodział zwykły zdrowy rozsądek, i to niestety w wielu dziedzinach życia…
      Gingerish

      Usuń
    5. to faktycznie ostra jazda, ja słyszałam o słuchawkach nakładanych na ciążowym brzuch co ma stymulować rozwój, ale jako ciekawostce a nie normie.

      Usuń
  27. Świetny pomysł. Tylko jak poznasz, że rodzicom nie zależy na szczęściu dzieci tylko na spełnianiu swoich ambicji i jak ich skłonisz, by tego nie czynili?
    allensteiner

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego się nie da poznać, nie siedzę w niczyjej głowie

      Usuń
  28. Dzisiaj odkryłam, że w tym sporze... wszyscy mają rację :)

    nie wiem czy znacie ten blog, polecam
    tu analiza korelacji wykształcenia rodziców z wynikami dziecka

    http://smarterpoland.pl/index.php/2012/08/zamoznosc-czy-wyksztalcenie-czyli-o-efekcie-rodzica-w-wynikach-klasowek-z-matematyki/

    rodzice, którzy uczą dzieci w domu to przeważnie rodzice wykształceni, co jeszcze potęguje efekt edukacji domowej, bo naprawdę "sky is the limit" dla takich.
    ci bez wykształcenia wolą posłać do szkoły, i w sumie lepiej, zeby to robili, bo w większości wypadków nie mieliby inwencji do pracy edukacyjnej

    summa summarum
    obie formy są potrzebne, dla różnych dzieci różnych rodziców
    niemniej jednak to wkład rodzica jest kluczowy w sukces dziecka (czytanie książek), nie wkład szkoły

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, że to w domu dziecko nabiera nawyku czytania czy ciekawości poznawczej. ja w tym sensie jestem zwolenniczką posyłania dziecka do szkoły (czy to publicznej czy społecznej) bo tam się spotyka różnych ludzi, uczy radzenia sobie ze nie zawsze przyjaznymi ludźmi, nieprzyjaznymi sytuacjami. Nie ma recept uniwersalnej, ale rzecz jasna są lepsze i gorsze. A co jest lepsze a co gorsze zależy od sumy naszych przeżyć, przekonań i obserwacji

      Usuń