Właśnie skończyłam czytać „Obłęd 44” Piotra Zychowicza. Dość szybko zrozumiałam czym tak bardzo autor naraził się sporej mam wrażenie części polskiej prawicy. Tezy i wnioski autora są wielce niepoprawne politycznie, patriotycznie niepoprawnie. Burza i szaleństwo wokół książki pokazuje dość specyficzne rozumienie historii w naszym kraju. Dość dobrze opisuję to słowa zawarte w ostatnim rozdziale: „Polska historia ma samych bohaterów. Nie ma w niej miejsca na czarne postacie”- Zychowicz cytuje Dariusza Barciszewskiego. Sama wielokrotnie pisałam o roli polityki historycznej i szkodzie wyrządzanej przez politykę wstydu pod batutą mediów głównego nurtu. Tutaj jak zwykle ludzie się miotają jak pijany od ściany do ściany: od negacji wszystkiego po bezkrytyczny zachwyt. Tymczasem zarówno jak u jednej, jak i drugiej ze stron brak refleksji, brak prób analizy. Błędy przeszłości trzeba analizować by ich więcej nie popełniać, bowiem trwanie z błędach bywa zabójcze.
Nie ukrywam, że tezy Zychowicza są mi bliskie. W mojej rodzinie zawsze krytycznie oceniano Powstanie Warszawskie, które doprowadziło do śmierci 200 tys ludzi i zniszczenia bezcennych dóbr kultury, zrównania z ziemią Warszawy oraz śmierci kwiatu narodu polskiego. Niestety dla części, nie mówię wszystkich, tak zwanej prawicy każdy głos krytyczny wobec Powstania oraz przywódców zrywu to zdrada narodowa. Kto myśli chłodno i o zyskach i stratach ten zaprzaniec. Smutne to, bowiem brak dyskusji oznacza niemożliwość oceny oraz wyciągnięcia wniosków. Wywołanie walk w mieście pełnym cywilów, gdy brak broni oraz naprzeciw czołgów stają dzieci, gdzie brak łączności jest sprzeczny z zasadami sztuki wojennej. Nie, nie ja sama to wymyśliłam, ale najpierw mówili to moi dziadkowie walczący w czasie wojny w oddziałach AK oraz znalezione w gazetach, książkach czy sieci opinie. Tezy o moralnym zwycięstwie nigdy do mnie nie trafiały, bowiem zwycięstwo podobnie jak demokracja nie potrzebuje dodatkowych przymiotników. Każdy przymiotnik jedynie zaciemnia obraz i stanowi początek manipulacji. Zniszczenia miasta, rzeź mieszkańców, zniszczenie bezcennych dóbr kultury to sromotna klęska a nie moralne zwycięstwo. Strzelanie diamentami, czyli wysyłanie kwiatu młodzieży i najlepszych ludzi do walki, to tragedia i głupota a nie bohaterstwo. Ludzi, którzy do tego doprowadzili należało postawić przed sądem wojskowym i powiesić a nie gloryfikować i stawiać im pomniki.
Książkę czyta się źle. Nie, nie dlatego, że jest źle napisana czy nieprawdziwa. Wręcz przeciwnie: chociaż momentami autor moim zdaniem za mocno krytykuje AK bowiem organizacja ta walczyła także z Sowietami (wiem to z opowieści bezpośrednich członków AK), to jednam suma sumarum co do meritum ma rację. Przywódcy polskiego rządu w Londynie służyli interesom brytyjskim i sowieckim a nie polskim. Wiara, że dając się pozabijać cokolwiek osiągniemy to najdelikatniej naiwność. Widok płonącej Warszawy może i kogoś na chwilę wzruszył, ale nasz los był przesądzony już wcześniej. Tezy, że PW wygrało moralnie i dzięki temu możliwy był Ruch Solidarności czy przetrwanie polskości przez czas PRL są tak karkołomne, że aż dziw, że mówią to poważni ponoć ludzie. Ruch Solidarności i przetrwanie świadomości narodowej było możliwe pomimo narodowej hekatomby, bo nie udało się wszystkich pozabijać. Opis polityki najpierw premiera Sikorskiego a potem Mikołajczyka powinien stanowić obowiązkową lekturę dla każdego studenta, lekturę opisującą czego nigdy nie robić. Taki przykład negatywny najgorszych możliwych błędów.
Ktoś może powiedzieć, że teraz w wolnej (tak mówią) Polsce nie należy oceniać PW i motywów wywołania. Owszem wtedy sytuacja była inna, ale i wówczas wybitni ludzie jak generał Sosnkowski sprzeciwiali się narodowej hekatombie. Nie tylko generałowie, ale także dowódcy regionalnych oddziałów AK sprzeciwiali się walce w stolicy. Dowódca z oddziału mojego dziadka, człowiek który dbał o swoich żołnierzy powiedział im coś w stylu „ja was nie zatrzymuję i jak chcecie idźcie walczyć, ale to szaleństwo i wam nie radzę”. Ten człowiek rozumiał bowiem, że w przypadku przewagi liczebnej wroga tylko walka partyzancka daje jako takie szanse. O tym jak ciężko walczyć z działającymi z ukrycia i skrywającymi się oddziałami świadczą porażki Stanów Zjednoczonych w Wietnamie czy Afganistanie. Walczyć z wrogiem trzeba, ale metodami odpowiednimi do sytuacji. A na pewno metodą nie jest posyłanie nieuzbrojonych na czołgi.
Wbrew krytykom książki Piotr Zychowicz nie pluje na AK. Autor wielokrotnie podkreśla swój szacunek dla żołnierzy tej niezwykłej formacji, naszej chluby narodowej. Krytyczna ocena działań dowódców nie oznacza plucia czy zaprzeczaniu bohaterstwa żołnierzy. Decyzje polityczne można i trzeba oceniać. Choćby po to aby widzieć co i dlaczego poszło źle. Dostaję szału czytając opinie, że PW mogłoby się udać gdyby nie zdradzili nas Anglicy, Amerykanie czy Rosjanie. Wolne żarty! Rosjanie weszli do naszego kraju 17 września 1939 jako najeźdźcy więc liczenie na pomoc najeźdźcy to skrajna głupota. Anglicy złamali gwarancje w tymże samym 1939 i dalsza wiara w ich słowo to była naiwność pensjonarki zaś Ameryka była i jest daleko i Polska to był dla nich daleki kraj gdzieś tam na krańcu świata. Te fakty znano w 1944, znano od 1939. Nie mówią, ze należało się na wszystkich obrażać, ale wierzyć bezgranicznie i całkowicie można Bogu. W przypadku ludzi zawsze wskazany jest rozsądek i sceptycyzm. W polityce liczy się siła i wspólny interes. Nikt nic nikomu nie za frajer i za piękne oczy. Czas by odrobić tę lekcję. Polecam przeczytać „Obłęd 44”, bo to zimny prysznic i analiza PW z krytycznego punktu widzenia. I wiedzieć czemu autora podejrzewa się nieomal o zdradę narodową.
Polecam wywiad z autorem:
http://www.pch24.pl/powstanie-bylo-czystym-obledem,16753,i.html
Czcigodna Erinti
OdpowiedzUsuńStare przysłowie mówi że najlepiej jest się uczyć na błędach a najtaniej na cudzych. Ale niestety na lekcjach historii Polacy od co najmniej trzystu lat (gdy Rzeczpospolita przestała de facto być suwerennym państwem) z bardzo krótkimi przerwami nie są już uczniami lecz pomocą naukową dla tych mądrzejszych.
Wśród obecnego młodego pokolenia nie sposób dostrzec już mody na umieranie dla samego umierania ale też w oczy rzuca się coraz szersza akceptacja hasła "polskość to nienormalność" które swego czasu wypowiedział Chyży Rój. I zamiast ponieść śmierć cywilną, w najlepsze działa w polskiej polityce.
Dlatego coraz bardziej obawiam się czy Polska przepłynie między Scyllą romantycznej tromtadracji a Charybdą wypięcia się na sprawy publiczne. Bo za tym drugim rozwiązaniem już optują heroldowie parszywego egoizmu, podnoszonego przez nich do rangi najwyższej cnoty.
Pozdrawiam serdecznie.
Trudno powiedzieć czy Scylla gorsza czy Charybda. Jedna i druga zabójcza
Usuńpowstanie warszawskie nie mogło sie udać. nie miało prawa. i doskonale wiedzieli o tym ci, którzy tych młodych ludzi do walki zagrzewali. bo młody człowiek ma dym w głowie i wydaje mu sie, ze wszystko może. ale samymi rękoma on nie może nic. ani głową.
OdpowiedzUsuńmój dziadek zginął w powstaniu warszawskim, mojemu tacie sie udało przeżyć.a, że tyle ludzi straciło życie i dorobek całego życia? że warszawa spłonęła? to była klęska a nie zwycięstwo. zawsze tak mówiłam, choć do pewnego momentu dość cicho.
Ewo moi dziadkowie to zawsze mówili głośno. Wtedy byli młodzi, ale mieli mądrych dowódców. Ale wyć się chce ilu nie miało
Usuńja głośno nie mogłam. kolega, który mówił głośno wyleciał ze szkoły.
UsuńWyrzucili go ze szkoły? Ewo moim zdaniem robiłaś mądrze będąc cicho, nie ma co się bez potrzeby narażać. Mój dziadek też swoje poglądy zachowywał dla siebie, obaj zresztą tak samo robili.
UsuńJak wiesz,ja mam zupełnie inne zdanie,ale książkę przeczytałam.Dla mnie język autora był na tyle specyficzny,że w efekcie przesłonił jego interpretację faktów,mam więc pewien niedosyt.
OdpowiedzUsuńUważam jednak,że źle się stanie dopiero wtedy,kiedy nie będzie można wyrażać swojego(odmiennego)zdania,na szczęście na Twoim blogu nikomu to nie grozi:)
Pozdrawiam.
Lilka.
Lilko, wiem że masz inne zdanie. W końvu najgorzej się dzieje jak są jedynie słuszne zdania
Usuń@ Erinti
OdpowiedzUsuńWyrażanie własnego zdania jest jak masturbacja: bardzo przyjemne i... absolutnie jałowe; do tego lepiej unikać tej czynności przy obcych ludziach. ;) Tak więc nie ważę się "pluć" na AK przy ludziach emocjonalnie podchodzących do historii. Zresztą, nawet w mojej świadomości zostało zakodowane, że wszyscy, którzy walczyli z Niemcami czy Sowietami, to "ci dobrzy". I pomimo swego narastającego antypatriotyzmu (objawiającego się niechęcią do własnego narodu i miotających nim fobii, filii tudzież innych zwyrodnień) już się chyba z tego podejścia nie wyleczę.
Ale to dobrze, że są tacy ludzie jak Ty, którzy potrafią okiełznać emocje i na chłodno przeanalizować błędy i przewiny naszych przodków. A jeśli dodatkowo masz odwagę uświadamiać ludzi w realu, to chylę czoła...
Kiro, swoje zdanie wyrażam i tu, i w realu jak mnie kto zapyta. Ja mam wielki szacunek do AK i dwóch moich dziadków tam walczyło. Ale nie nazwę hekatomby dobrym rozwiązaniem. Ale masz rację co do emocji.. widzisz co się dzieje w dyskusjach.
UsuńPrzykro mi, ale dyskusje u Ciebie często wychodzą poza zdrowy schemat argument-kontrargument. Prymitywne wypowiedzi na temat czyjejś orientacji seksualnej czy zawoalowane, a jednocześnie żałosne przytyki do czyichś niepoprawnych poglądów świadczą wyłącznie o słabości.
UsuńDlatego dałam moderację, by nie dopuszczać takich komentarzy
UsuńFajnie. :)
UsuńJest to nieudogodnienie, ale nic więcej nie poradzę, tylko tak zapanuję nad podobnymi ciągotkami. Ja chętnie rozmawiam z różnymi ludźmi, ale jak rozmowy schodzą na temat kto jaki jest to kończy się dyskusja.
UsuńErinti – niezwykle trudno jest nazwać coś, co tak naprawdę nie istnieje w wymiarze realnym tak jak np. mur czy stołek. Kiedy dokonuje się próby oceny PW, albo może zanim to nastąpi – trzeba by pokusić się o stworzenie definicji odpowiadającej na pytanie – co to znaczy być Polakiem.
OdpowiedzUsuńPragmatyzm w myśleniu jest bardzo wygodną cechą. Wygodną – bo pozwala pozbyć się czegoś, co leży w sferze ducha. Wiesz – ja nie neguję zjawiska jakim jest arbitralność w postaci oceny fizycznych czy ekonomicznych cech dowolnego obiektu lub czynu. Coś (cokolwiek) zawsze jest korzystne lub nie. To – nie ulega kwestii. Jednakże stawianie sprawy PW jako czegoś „kompletnie straconego” uważam za błędne.
Pozwól proszę, że odniosę się w tym momencie do połowy sierpnia 1920r. Ta data z pewnością jest Ci znana. Czy i wówczas? – były podstawy co do możliwości uzyskania przewagi nad Moskalmi?
Bycie Polakiem – to coś więcej niż pragmatyzm i polityka razem wzięte.
Nie chciałbym się wdawać polemikę nt. Generała Sikorskiego i jego roli w PW. Pamiętaj proszę Erinti, że londyńskie archiwa w dalszym ciągu nie ujawniają bandyckich inklinacji Churchilla wobec Polski (podobnie z resztą jak Rosevelta i Stalina).
Bycie Polakiem – to także aktywna cecha bliższej naszym czasom historii.
Tylko ortodoksyjny realista oceni PW jako ciąg błędów mający w ekonomicznym i społecznym wymiarze ceną nie wartą osiągniętych efektów.
Ja również znam ludzi tamtych czasów, a szczególnie pewnego oficera Armii Krajowej – dla którego poczucie honoru było czymś znacznie więcej niż chleb powszedni. W dzisiejszych czasach jego (honoru) pojęcie zostało potwornie zdewaluowane. Liczy się tylko mamona i geszeft. Coś – bywa jedynie opłacalne lub nie.
Tak. PW było z wojskowego punktu widzenia działaniem nie obejmującym zagrożenia zdradą. Bo chyba nie ma wątpliwości, że zostaliśmy osamotnieni. Jaka była? – a jaka miała być pomoc dla żołnierzy powstania? Celem wybuchu PW było objęcie stolicy Polski przez władze na uchodźctwie zanim wkroczą do miasta bolszewicy.
Niestety. Wkroczyli – i pozostali w nim przez ponad pół wieku.
Adamie, oczywiście rozumiem Twój punkt widzenia. Ja zawsze byłam realistką i romantyzm miałam kiepsko rozwinięty. Może jestem ortodoksyjnym realistą, nie wiem. chcę jednak zaznaczyć, że jest różnica między chłodną oceną możliwości a sprzedawaniem się za geszefty. Nigdy nie rozumiałam romantyzmu, szaleństwa i zrywy są i obce, nie rozumiałam rzucania się na barykady i tym podobnych. Może dlatego mam takie a nie inne zdanie.
UsuńPolacy zawsze mieli tendencje do Romantyzmu .Te zrywy narodowościowo wyzwoleńcze ,powstania które nie miały sensu ani szans na pozytywne zakończenie . Czasami tracimy okazje ,żeby siedzieć cicho i przeczekać zły moment .
Usuń@ Adam Grudziński
UsuńCzcigodny Panie Adamie
Słusznie zauważył Pan że pomysł rozpoczęcia powstania miał jakikolwiek sens jedynie przy założeniu że Armia Czerwona włączy się natychmiast w rugowanie Niemców z Warszawy (użył Pan określenia "PW było z wojskowego punktu widzenia działaniem nie obejmującym zagrożenia zdradą." ale chyba poprawnie odczytałem jego znaczenie). Ale po Katyniu czy znanych losach nieco wcześniejszego Powstania Wileńskiego takie założenie było skrajną naiwnością. To najłagodniejsze określenie jakie przychodzi mi do głowy.
Mój dziadek ze strony matki nie był wielkim politykiem a jedynie mistrzem zecerskim. Ale już pierwszego sierpnia dokładnie przewidział rozwój wypadków. On oraz pozostali mężczyźni z rodziny mamy powstania czy późniejszych obozów nie przeżyli. Trochę to głupio że oficerowie z generalskimi stopniami nie dysponowali wiedzą i wyobraźnią dostępną robotnikowi wykwalifikowanemu
Pozdrawiam serdecznie.
Być może różnice w sposobie myślenia kobiety i mężczyzny powodują to - że kobiety są i zawsze były o wiele większymi pragmatykami. Nie oznacza to oczywiście, że kobiety pozbawione są uczuć. Są one tylko "inaczej ukierunkowane".
OdpowiedzUsuńTo całkiem możliwe i ma podłoże biologiczne: kobiety rodząc dzieci, będąc bardziej zaangażowane w opiekę nad nimi i ponosząc wyższe koszty biologiczne muszą takie być bardzo często
UsuńPowstanie Warszawskie wyrządziło wiele szkód. Przede wszystkim zniszczono Warszawę i do dziś Warszawa nie może się podnieść z upadku. Odbudowano ją- fakt, ale kulturowo, duchowo się z tej klęski nie podniosła. Warszawa, jako stolica porównuję się wciąż z innymi miastami z Krakowem, Wrocławiem itp.. Tak naprawdę Warszawa stała się tylko miejscem instytucji państwowych i centrum biznesu może gdyby jej nie zniszczono inaczej losy Polski by się potoczyły. Rząd w Warszawie nie byłby aż tak kapitalistyczny i może nie byłoby podziału na moherów i lemingów. Sami Warszawiacy nie pozwoliliby nazwać się ani moherami ani lemingami. Ponieważ mając jakąś godność kulturę i korzenie nikt nie jest wstanie wcisnąć kogokolwiek w jakiekolwiek wygodne dla niego ramy.
OdpowiedzUsuńPonieśliśmy wielkie koszty i do dzisiaj się z tego nie wygrzebaliśmy. Podałaś jeden z przykładów.
UsuńKsiążkę przeczytam, Do Powstania Warszawskiego mam stosunek raczej mało entuzjastyczny, ale opluwać tego nie będę! Zapraszam na wyiad z Leszkiem, autorem postu gościnnego u mnie, który wywiad ten poprzedza.
OdpowiedzUsuńserdeczności
Opluwać nie można z szacunku dla ludzi, którzy zginęli. Ale należy dyskutować by więcej nie podejmować podobnych wyborów.
UsuńPrzyznam bez bicia, że nie moje klimaty, ale... czuję, że koniecznie muszę nadrobić tę zaległość.
OdpowiedzUsuńto dość ciężkie klimaty, ale ja takie lubię
UsuńDoskonała recenzja. Zachęciłaś do lektury, oj, zachęciłaś. Dzięki.
OdpowiedzUsuńpolecam
Usuńmyślę, że moderacja jest pewnym pomysłem... próbowałem troszkę Cię ostatnio wyręczać w zwracaniu uwagi na różne "kwiatki" /trochę nieproszony, więc sorry/...
OdpowiedzUsuńten mój komentarz jest nie na temat /książki nie czytałem, zaś na temat Powstania z zasady nie dyskutuję/, więc śmiało możesz go skasować, nie pogniewam się... zajrzałem tylko kurtuazyjnie...
pozdrawiać :D...
Pkanalio, widziałam, ale nie rzecz w tym żeby ktoś za mnie takie kwiatki wyłapywał,
Usuń