W zeszłym tygodniu byłam z koleżanką na filmie "Kształt wody" (ang. "The shape of the water") w reżyserii Guillermo del Toro. Ponieważ wcześniej widziałam "Labirynt Fauna", "Hellboya" czy wreszcie "Kręgosłup diabła" w reżyserii del Toro, moje oczekiwania były bardzo wysokie. Oczekiwałam interesującej, pełnej symboliki historii pełnej potworów, niewinnych dziewczynek odkrywających tajemnicę i oczywiście czarnych charakterów, zaś na koniec nie było do końca pewne co właściwie zaszło. Nic takiego nie miało miejsca w przypadku najnowszego filmu. Co prawda fakt, że del Toro brał udział w tworzeniu "Hobbita" winien stanowić znak jak bardzo reżyser idzie w stronę najgorszej, najbardziej tandetnej komercji. Miałam jednak w pamięci "Labirynt Fauna" i miałam oczekiwania.
Zanim przejdę do bardziej szczegółowego opus, zaznaczę, że dzieło zostało obsypane nominacjami do Oskarów. W tym miejscu przypomnę o zlewaczeniu Hollywood (wrzask, że zbyt wielu białych dostało Oskary do dzisiaj mi brzmi w uszach) należy oczekiwać prawdziwej, propagandowej szmiry z postaciami prostymi jak konstrukcja cepa. Rzecz jasna takich gniotów mamy pełno, od "Awatara" począwszy. I tak właśnie było w przypadku "Kształtu wody", obrazowi któremu w skali od 1 do 10 dam 4 i to głównie za naturalistyczny, momentami ciężki klimat i potwora. U del Toro potwór być musi i nijak to nie będzie znany wszystkim wilkołak, wampir czy obcy z wielkimi zębiskami. Del Toro ma wyobraźnię i powtory ma unikalne. U meksykańskiego reżysera rzadko mamy ładne, wypucowane wnętrza oraz panny wstające z łóżka z nienagannym makijażem. Przedstawienie postaci, ich otoczenia oraz środowiska jest o wiele bliższe rzeczywistości. Jak wygląda zarys fabuły?
Jak na Hollywood przystało, mamy historię prostacką jak powieść propagandowa, podlana sosem romansu. Romans będzie rzecz jasna oświecony, otwarty i postępowy bo aż dosłownie między rasowy, wręcz między gatunkowy (zaznacza, że na postępowym zachodzie jeśli biała kobieta lub biały mężczyzna pragnie umawiać się na randkę z ludźmi ze swej grupy etnicznej jest najgorszym rasistą, ale oczywiście cicho sza kiedy tak czynią inni) . Po pięciu minutach seansu (wliczając w to napisy na początku, scenki wprowadzające), po pierwszym spotkaniu z bohaterami wiadomo od razu kto będzie dobry, kto będzie zły i jak się całość zakończy, bowiem nachalna, lewacka propaganda jest przewidywalna niczym dawna Trybuna Ludu.
Główną bohaterką jest Elisa Esposito, stanowiąca kwintesencję tez wszelkich SJW (ang. social justice warriows; bojownicy o sprawiedliwość społeczną): jest niema (ale nie głucha), pracuje jako sprzątaczka na nocną zmianę w rządowym ośrodku i jest Latynoską. Do tego jest samotna, niezbyt lubiana przez koleżanki z pracy i oczywiście będzie najbardziej sprawiedliwą. Do całości brakuje jeszcze kazirodztwa i gwałtów, bowiem molestowanie seksualne jest obecne. Postać Elise przypomina mi jako żywo Mary Sue. Mary Sue jest pojęcie znanym głównie z twórczości fanowskiej, gdzie postać jest doskonała może być albo piękną, szczupłą, kochaną przez wszystkich i dowcipną kobietą lub przeciwnie kimś, na kogo spadają wszelkie nieszczęścia. Taką postacią jest Elise: niema, nielubiana przez wszystkich poza Zeldą (Afroamerykanką żeby nie było), zaprzyjaźniona z gejem, który mieszka z kotami. Przez większą część seansu Elise mnie drażniła, bowiem każdy jej ruch był tak przewidywalny, a inni bohaterowie nie są lepsi. Akcja dzieje się w latach 60-tych XX wieku, co dorzuciło do owego niestrawnego gulaszu moty zimnej wojny, rosyjskich szpiegów i tajnych spotkań w knajpie.
Jedyną dobrą kobiecą postacią, poza Elise, jest Zelda, oczywiście nie biała. Wszyscy biali, zwłaszcza mężczyźni są źli, poza miłym starszym panem co mieszka z kotami. Starszy pan jest biały, ale dobry ponieważ jest gejem i oczywiście prześladowanym za swoje preferencje. Postacie negatywne są równie toporne co ci dobrzy: źli są biali mężczyźni a najgorsi z najgorszych są wojskowi. Biały żołnierz to zło wszelakie, a generał to diabeł wcielony. Richard Strickland, czyli główny antagonista to pracujący w bazie wojskowej modelowy czarny charakter, który łapie niewinnego potwora, prześladuje niewinnych i jest tak tępym trepem, że nie wiadomo jakim cudem skończył podstawówkę. Richard jest biały, co gorsza ma białą żonę i białe dzieci czyli zło, rasizm, homofobia, islamofobia i co tam jeszcze dopisać. By było jeszcze gorzej, pragnie kupić sobie nowy samochód a w międzyczasie uprawie z żoną (a nie jakimś ładnym chłopcem) seks. Jak na tępego trepa przystało, torturuje złapanego człowieka-rybę i rzecz jasna nie zauważa, że owa człowiek-ryba jest inteligentny.
Po drodze mamy jeszcze rosyjskich szpiegów. Jednym z nich jest Dymitr, który jako jedyny w całej zbieraninie trepów dostrzega inteligencję potwora, zaś oczywiście jego słowa trafiają w próżnię. Ostatecznie jednak nie on ratuje człowieka-rybę, bo jak wiemy niema Latynoska i gej są tak genialni, by oszukać wszystkich. Nie, nie oznaczę tego fragmentu jako spoiler bowiem wedle schematu z Hollywood można było to przewidzieć. W filmie nie ma ani jednego zaskakującego zwrotu akcji, niczego co by wbiło nas w fotel.
Podsumowując, nie polecam tego filmu. Kto chce poznać twórczość del Toro, powinien sięgnąć raczej po "Labirynt Fauna" niż "Kształt wody". W filmie nie ma nic odkrywczego, nic wciągającego a jedynie mieszaninę znanych motywów podlanych ideologicznym sosem. Z kolei w kolejnej recenzji przedstawię całkiem odmienny film, który polecam.
Co na to wszystko osoba Ci towarzyszaca? Jak ona odebrala film? Ciekawe czy postrzegala sprawy podobnie, czy tez zero wymiany zdan? Zjadlyscie popcorn, wypilyscie cole i ... kazda zatrzymala swoje zdanie dla siebie?
OdpowiedzUsuńKoleżanka się popłakała ze wzruszenia na wątku miłosnym. Dla niej film był genialny, a ja powiedziałam, że pewne rzeczy mi się podobały a inne nie. Prawda, scenografia i muzyka były dobre, podobnie jak potwór
UsuńO? A kogo my tu widziem? ;)
OdpowiedzUsuńDzień dobry, Erinti;)
Filmu nie widziałem, to się tylko przywitam.Szału nie ma, ale mniej więcej z górki Ci idzie w tej Kanadzie,jak czytałem, no i bardzo dobrze.
Powodzenia życzę i w ramach dobroci powitalnych łeb Pkanalii za Narodowców - "nazioli" i "Reżim" - ukręcę przy następnej okazji za to przy samej ..mhy.. Co się odwlecze to i dojrzeje ;)
Pozdrawiam serdecznie, Erinti!
I ja Cię pozdrawiam Juggler. Miło wiedzieć, że stara gwardia się zbiera.
UsuńFilmu nie polecam, jeśli szukasz czegoś bardziej ambitnego niż sztampa
Oglądałam Labirynt Fauna i mi się podobał, ale tego filmu, o którym piszesz nie oglądałam, więc trudno abym polemizowała z twoim wrażeniami.
OdpowiedzUsuńMyślę jednak, że przez wiele lat przedstawiano w negatywny sposób pewne grupy etniczne; latynosów, jako niewykształconych robotników ledwo znających angielski a afro amerykanów, jako ludzkie małpy, które nie panują nad emocjami i tylko wrzeszczą i nie umieją myśleć. Teraz ten trend próbują odwrócić tylko, że im się to nie udaje, nie wygląda to wiarygodnie. Może zamiast tworzyć nierealne postacie warto byłoby, aby przemysł filmowy zainteresował się kulturą np. latynoską, Kultura krajów latynoamerykańskich jest bardzie ciekawa mają tam wielu wspaniałych pisarzy, malarzy, artystów. Cortazar, Paulo Coelho. Ernesto Che Guevara kubański rewolucjonista urodzony w Argentynie, Frida Kahlo meksykańska malarka, o której zrobiono dobry film z Salma Halek.
Wszystek się zmienia Erinti , ale bardzo powoli i początki zmian są trudne wystarczy popatrzeć jak zmieniały się dziewczyny Bonda od dodatków w postaci tylko pań w bikini po profesjonalne agentki, które nie giną pod koniec filmu. Zmiany wymagają czasu, więc na nie plastikowe postacie trzeba będzie poczekać.
Julianne, ja bym chętnie obejrzała dobry film o Fridzie Kahlo czy na przykład rewolucji na Kubie, ale taki żeby pokazać obie strony, ich rację i dać im głos, dać szansę przedstawić stanowisko. Niestety ale film, który recenzowałam miał tak przerysowane postacie, że wątpię by przekonały nieprzekonanych. Dla mnie postacie były tak czarno-białe i tak wycięte z biuletynu propagandowego, że niestrawne.
UsuńW każdej epoce są społeczne problemy. Rzecz w tym jak to przedstawić. W porównaniu z "Kształtem wody", to "Granica" Nałkowskiej czy "Nad Niemnem" Orzeszkowej to arcydzieła z głęboką psychologią postaci.
Chodziło mi o to, że na podstawie ciekawych postaci w kulturze latynoskiej można stworzyć ciekawe postacie fikcyjne np. zamiast niemej latynoskiej sprzątaczki można dać dziennikarkę, malarkę, pisarkę, fotografa lub Antropologa, który jest bohaterem filmu, Jest wiele możliwości tylko trzeba pomyśleć a nie iść na łatwiznę. To samo dotyczy afro amerykanów ciekawym aktorem jest np. Morgan Freeman, który robi także ciekawe programy popularnonaukowe, więc jest wiele ciakawych osób, z których można czerpać inspiracje do stworzenia ciekawych postaci tylko trzeba chcieć.
UsuńZ ciekawcy filmów opisujących kraje latynoskie są ;
Dzienniki motocyklowe opisujące podróż, którą odbył Ernesto Che Guevara jak to się stało, że został rewolucjonistą
Evita z Madonną opisującą życie Evity Peron żony prezydenta Argentyny
Weronika Postanawia Umrzeć - film na podstawie książki Paulo Coelho pod tym samym tytułem
Frida z aktorką Salma Hayek
Miasto Śmierci z Jennifer Lopez
Podobno żona Ernesta Che Guevary napisała książkę Mój Che bardzo intymnie warto ja przeczytać oraz o Kubie pisała Beata Pawlikowska Blondynka na Kubie akurat tą książkę mogę ci przesłać w PDF jak chcesz.
Widziałam film o Evie Peron z Faye Dunway, filmu z Madonną nie, ponieważ nie przepadam za musicalami. Ale zgadzam się, że można stworzyć znacznie lepsze postacie, ot choćby zamienić niemą sprzątaczkę na studentkę prawa jak w "Raporcie Pelikana" czy świeżo upieczoną agentkę FBI. To by nadało obrazowi realizmu, i tak, wiem, że to bajka ale nawet bajka musi być spójna. I jeśli mamy film o latach 50-tych to niech to się składa w całość. Tymczasem postacie są tak przerysowane, że niestrawne.
UsuńByłam ostatnio na Kubie więc chętnie poczytam i napiszę o swoich wrażeniach. Też lubię Morgana Freemana czy na przykład Whoopi Gooldberg i zasadniczo nie obchodzi mnie ich pochodzenia etniczne, religia itd bo to po prostu dobrzy aktorzy
Julio poczytaj trochę kim był Che i co on robił, ale coś prawdziwego, a nie wyciskacz łez autorstwa jego żony. Jak już będziesz wiedziała kim był Che to zrozumiesz, że robienie z niego pozytywnej postaci to ma taki sam sens jak robienie pozytywnej postaci z Feliksa Dzierżynskiego.
UsuńA ja bym chętniej zobaczył film o tym jak dzielni agenci kontrwywiadu aresztują tą głuchą sprzątaczkę i tego ruskiego szpiega i potem po sprawiedliwym procesie zostają oni skazani na śmierć za szpiegostwo na rzecz Związku Sowieckiego. A potwór trafia na stół sekcyjny.