Polscy paraolimpijczycy wrócili z Londynu. Zdobyli prawie tyle złotych medali, ile pełnosprawni sportowcy w sumie. Jakoś mnie nie dziwi, że tam gdzie do sportu nie miesza się polityka i leśne dziadki można osiągnąć wyniki i to na światowym poziomie. Rzecz jasna kiedy nasi paraolimpijczycy walczyli o kolejne medale pies z kulawą nogą, za przeproszeniem, nie transmitował wspaniałej, sportowej walki, tylko coś tam od niechcenia pojawiło się na pasku zadań. Teraz zaś, gdy wrócili zwycięzcy, wszyscy świeci na nich czekali a nawet dostali na audiencję do Pałacu Prezydenckiego. Będą fotki, kwiaty i ściskanie rąk, zaś potem wszystko wróci do normy a niepełnosprawnym jak było ciężko tak będzie.
Ale za to rząd miłości podpisze konwekcję o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet. Pod ową piękną nazwą znajdziemy zgniłą zawartość, jak w oszukanym koszyczku z malinami, gdzie pod pachnącymi owocami znajdziemy takie klimatyczne, białe paski, z których nijak nie wyjdzie camembert. No cóż walcząc z przemocą konwencja postanowi przy okazji uczyć o „niestereotypowych rolach płci”.
Już w preambule czytamy: „przemoc wobec kobiet jest wyrazem historycznie nierównych relacji władzy między kobietami a mężczyznami, które doprowadziły do dominacji mężczyzn dyskryminacji kobiet oraz stanęły na drodze do pełnego rozwoju kobiet”, bo jak wiemy tradycja każe lać kobiety. Co więcej: „’płeć’ oznacza społecznie skonstruowane role, zachowania, działania i cechy, które dane społeczeństwo uznaje za właściwe dla kobiet i mężczyzn”- a ja, niedouczona uważałam, że płeć to kwestia biologii, bo człowiek jako ssak jest rozdzielnopłciowy i każdy z nas ma płeć męską, albo żeńską. Ewentualnie cierpi na zaburzenia, co stanowi dramat gdy człowiek czuje się więźniem we własnym ciele, ale technicznie rzecz ujmując ma płeć taką lub inną. Oczywiście rozumiem o zmianę postrzegania społecznych ról, ale czy przypadkiem nie wchodzi tutaj niebezpieczna indoktrynacja? O tym czytamy dalej: „Strony podejmują, w stosownych przypadkach, konieczne działania w celu uwzględnienia materiałów dydaktycznych na temat kwestii takich jak równość między kobietami i mężczyznami, niestereotypowe role płci”, czym są niestereotypowe role płci? Homoseksualizm? Transseksualizm? A może życie w komunue? Czy przypadkiem rodzina, podstawowa komórka społeczna to nie „stereotypowa rola płci”, czyli źródło zagrożenia?
Ludzie powinni być równi wobec prawa, bez względu na płeć czy stopień niepełnosprawności. Dla mnie jednak słowa o promowaniu określonych postaw, oczywiście za państwowe pieniądze brzmią groźnie. Z przemocą trzeba walczyć. Czy to wobec kobiet, czy kogokolwiek. Mnie jednak słowa konwencji, może niesłusznie, kojarzą się z teoriami genderowymi, które szkodzą kobietom. Tak szkodzą, bowiem nie dość, że wpędzają w poczucie winy, że zamiast chodzić na wykład o wszczepianiu chipów w hipokamp myszy wolą poczytać bajki, że wieczorem po pracy muszą odpocząć a nie z nienagannym makijażem gotować obiad a potem mieć ochotę na seks. Co więcej są nic nie warte, skoro nie mają przygód z kim popadnie i są głupimi i pozbawionymi ambicji kurami domowymi, skoro zamiast robić karierę naukową wolą poświęcić czas na obserwację rozwoju dziecka, na czytanie mu bajek. Mnie naprawdę mało obchodzi co kto robi ze swoim życiem, ale szczękam zębami na „kurę domową” i „karierowiczkę”. Wreszcie z zasady nie podoba mi się wprowadzanie odgórnie przepisów dla naszego dobra, w szczególności gdy dotyczą programu szkolnego i jedynej właściwej postawy.
A tak ogólnie należy walczyć z przemocą i dyskryminacją nie tylko kobiet, ale LUDZI. Przemoc wobec dziecka, mężczyzny i jakiejkolwiek istoty ludzkiej winna być ścigana. Dlaczego mam wrażenie, że genderowe „łekspertki” traktują kobiety jako istoty słabsze z definicji, które potrzebują parytetów, specjalnych konwencji. Jakoś mi się to z paraolimpiadą skojarzyło. Może zanim zaczniemy tworzyć nowe przepisy zaczniemy przestrzegać istniejących? A skoro chodzi o promocję równości po co wciskać wszędzie żeńskie końcówki i kaleczyć piękny, ojczysty język psycholożkami, biolożkami i filozofkami? Ostrzegam: jak ktoś mnie nazwie biolożką albo matematyczką czy informatyczką to mam na składzie żeliwną patelnię.
http://www.europapraw.org/files/2011/10/konwencja_PL.pdf
Czy to prawa kobiet, czy niepełnosprawnych to jest to rozwinięcie zasady dziel i rządź. Przyznanie specjalnych praw skutkuje negatywnie ponieważ są to prawa sztuczne i konfliktuje uprzywilejowaną grupę z pozostałymi (często w inny sposób uprzywilejowanymi) a rządzący stawia się w roli dobrego wujka i arbitra zarazem. W większości spraw kobieta czy niepełnosprawny stają się ofiarami systemu, który przyznaje specjalne prawa rozlicznym grupom. Np. gdy niepełnosprawna kobieta bez specjalnego orzeczenia komisji lekarskiej parkuje na miejscu dla inwalidy albo mężczyzna inwalida próbuje w trakcie rozwodu uzyskać prawo opieki nad dzieckiem.
OdpowiedzUsuńMasz rację Marku i dlatego jestem za stosowaniem istniejącego prawa, a nie wymyślaniem nowego. Bo jak władza staje się arbitrem bywa kiepsko.
UsuńKiedyś słuchałem genderowego wykładu. Jako ciekawostki, bo nigdy z tym nie miałem do czynienia. I wiesz co mi przypomniał? Socjalistyczną nowomowę. Ale to takie subiektywne, ciemnogrodzkie odczucie ;)
OdpowiedzUsuńParytet? To udowodnienie, że uprzywilejowana grupa jest w rzeczywistości zbyt słaba pod każdym względem, by samodzielnie dojść do takich rezultatów jak pozostała reszta.
Paraolimpijczycy? Sukces. Potrójny:
1. Bez działaczy można. 2. Jak się chce, to można. 3. Dla samego sportu, rywalizacji też można.
Ja kiedyś chciałam pójść na taki zlot czarownic, ale coś mi wypadło. I chyba bym miała również identyczne odczucia.
Usuń