Dawno mnie tutaj nie było. W którymś momencie nie potrafiłam więcej napisać nic więcej i potrzebowałam przerwy.. długiej przerwy. Planowałam kilka razy wrócić, lecz nie mogłam sie zebrać. Pozdrawiam wszystkich co tutaj zaglądali i mam nadzieję, że było co czytać.
Jak zapewne zgadliście już Czytelnicy z tytułu, wciąż jestem za granicą, tak samo jak w 2015 w Kanadzie, w Toronto. Jestem już rezydentem Kanady, mam stały pobyt i jakby chciała mogę się ubiegać za parę lat o obywatelstwo. Mogę zmienić pracę, sprowadzić rodzinę i generalnie koniec z przedłużaniem dokumentów w pracę. Nie wiem oczywiście na ile zostanę, ale mam teraz sporo opcji. Być może po zakończeniu stypendium poszukam pracy w Stanach. Moi lewaccy koledzy w pracy wyją na Prezydenta Trumpa, dla mnie to powód by rozważać USA. Ale to na jakie jakoś ponad roczna perspektywa.
Moje doświadczenia emigranta nie są typowe, nie dla wielu Polaków w Kanadzie w każdym razie. Pracuję w zawodzie w naukowej działce. W mojej instytucji są jeszcze dwie osoby z Polski wyżej ode mnie, lecz jednocześnie sporo Polaków pracuje fizycznie, ale zasadniczo od polskich ośrodków czy klubów mam kawałek. Kiedyś wyczytałam w internecie o fazach emigracji, co ma zaskakująco wiele sensu:
1) Ekscytacja: radość z wyjazdu. Cóż nie oszukujmy się, większość z nas, emigrantów to emigranci ekonomiczni. Wyjeżdżamy by móc zarabiać sensowne pieniądze i mieć jakieś perspektywy. Wszelkiej maści mądrale z warszawki lubi wyszydzać ludzi żyjących z rodzicami, lecz jak wynająć mieszkanie w dużym mieście (lub pokój chociaż) za najniższą krajową? Za granicą cóż sprawa wygląda lepiej. Poza tym wszystko jest nowe, inne i ekscytujące.
Teraz słówko o kosztach życia. Koszty życia w Toronto (największym i najdroższym mieście Kanady) są dużo niższe niż Warszawy, Poznania czy Wrocławia. Wszystko: jedzenie, wynajem mieszkania kosztuje jakieś 80-70% polskich cen w porównaniu do zarobków. Krajami gdzie stosunek zarobków do kosztów życia wygląda gorzej niż w Polsce jest Białoruś czy Kuba.
2) Zniechęcenie i odrzucenie: to wtedy kiedy owa początkowa inność zaczyna drażnić, a odzywa się tęsknota za rodziną. Wysokie szklane bloki, wielokulturowość i inne jedzenie jest naraz zaczynają drażnić. Zaczyna się idealizacja Polski, znajomych w Polsce i dawnego życia. To rodzaj przesilenia po fazie ekscytacji.
To w tym momencie widzimy wady nowego miejsce i w którymś momencie wydają się one nieznośne. Niektórzy w tym momencie wracają, inni z kolei zaciskają zęby, ale cóż praca to praca a bywają i inne zobowiązania. Nie bez znaczenia jest tęsknota za bliskimi: za granicą samotność uderza mocniej niż w kraju. Zaczynamy czuć się jak obcy w dżungli obojętnych ludzi. To uderza zwłaszcza w wielkich miastach, gdzie jest anonimowość.
3) Przewartościowanie: w tej fazie zaczynamy łączyć fazy 1 i 2. Nic nie jest już tak różowe i cudowne jak na początku, ale też nie jest też tak okropne jak w 2. Nowy kraj okazuje się miejscem z wadami jak i zaletami, lecz zaczynamy robić bilans zysków i strat.
Specjalnie nie podaję ram czasowych, bowiem w moim wypadku to nie były tygodnie czy dwa, czy trzy miesiące. Po tym jak przewartościujemy swoje życie albo zaczynamy się w pełni integrować ze społeczeństwem, przyjmujemy miejscowe wartości, albo kontynuujemy pracę lecz zachowując dystans.
Osobiście jestem zdystansowana. Tutaj się nie ma z czym integrować, bowiem lewactwo skutecznie wypiera kulturę. Nie mam ochoty na integrację z liberalną wielokulturowością, gdzie nie ma nic, żadnej idei poza może uprawianiem seksu z kim popadnie i skrobankami. Tak wiem, że to ostre ale jak inaczej patrzeć jak w reklamach widać radość z możliwości nowych kontaktów seksualnych po wkładce a gazety "kobiece" krzyczą o coraz ciekawszym pożyciu?
Czy chcę wrócić do kraju? Raczej nie, w każdym razie na razie nie. Dlaczego? Bo zrobiłam bilans w punkcie 3. I wyszło mi tak:
a) Polska: perspektywy zawodowe: praktycznie nie istnieją, poza 2000 nie wyskoczę; perspektywy życia osobiste: takie sobie.
b) Kanada: perspektywy zawodowe: ludzie mówią, że dobre, parę kursów i powinno być nie najgorzej; perspektywy osobiste: takie sobie.
Chyba widać, że odpowiedź b) jest lepsza. Niestety, pomimo planów premiera Morawieckiego wiele jeszcze wody w Wiśle upłynie nim rynek pracy w Polsce stanie się normalny i nim kwalifikacje zaczną się liczyć. Tak, wiem nepotyzm jest wszędzie, ale rzecz w skali. W Kanadzie prócz bycia pociotem coś trzeba umieć i jak się ma kwalifikacje można do czegoś dojść. W Polsce wciąż liczą się głównie znajomości a same w sobie kwalifikacje wiele nie znaczą. Ot poza najniższy szczebel nie wyjdziesz bez odpowiedniej rodziny. A że zasuwanie za 2000 mi się nie uśmiecha, bo cóż mając staż zagraniczny pracując w Warszawie czy Krakowie chciałabym móc się samej utrzymać, bez luksusów ale samej.
I na koniec scenka rodzajowa. Wracam z Warszawy do Toronto i nie mogę zrobić odprawy on-line. Trzy godziny dzwonienia do LOTu i nikt nic nie wie, nikt za nic nie odpowiada i w ogóle czeski film gdzie lotnisko nie odpowiada za bagaż a przewoźnik za odprawę, to i tamto załatwia firma X i Y i nikt nic nie wie. I nikt nie umie czytać, że wymagana jest wiza ETA. Chcę lecieć z Toronto do Orlando i nie mogę zrobić odprawy. Jeden telefon do Air Canada, czekam 5 minut i pan mówi, że ponieważ nie jestem obywatelką Kanady to odprawę muszę zrobić na lotnisku i pogadać z pogranicznikiem. Moim zdaniem to wiele mówi o standardach zatrudnienia, niestety nie na korzyść Polski. Czy to się zmieni? Być może, tylko kiedy? Czy rozważałabym powrót jakbym miała szansę na pracę za wynagrodzenie pozwalające na samodzielność? Tak.
obrazek w poście to Lake Louise, pobrane stąd: https://icefieldsparkway.com/images/uploads/32/lake-louise-lake--boathouse__large.jpg
Specjalnie nie podaję ram czasowych, bowiem w moim wypadku to nie były tygodnie czy dwa, czy trzy miesiące. Po tym jak przewartościujemy swoje życie albo zaczynamy się w pełni integrować ze społeczeństwem, przyjmujemy miejscowe wartości, albo kontynuujemy pracę lecz zachowując dystans.
Osobiście jestem zdystansowana. Tutaj się nie ma z czym integrować, bowiem lewactwo skutecznie wypiera kulturę. Nie mam ochoty na integrację z liberalną wielokulturowością, gdzie nie ma nic, żadnej idei poza może uprawianiem seksu z kim popadnie i skrobankami. Tak wiem, że to ostre ale jak inaczej patrzeć jak w reklamach widać radość z możliwości nowych kontaktów seksualnych po wkładce a gazety "kobiece" krzyczą o coraz ciekawszym pożyciu?
Czy chcę wrócić do kraju? Raczej nie, w każdym razie na razie nie. Dlaczego? Bo zrobiłam bilans w punkcie 3. I wyszło mi tak:
a) Polska: perspektywy zawodowe: praktycznie nie istnieją, poza 2000 nie wyskoczę; perspektywy życia osobiste: takie sobie.
b) Kanada: perspektywy zawodowe: ludzie mówią, że dobre, parę kursów i powinno być nie najgorzej; perspektywy osobiste: takie sobie.
Chyba widać, że odpowiedź b) jest lepsza. Niestety, pomimo planów premiera Morawieckiego wiele jeszcze wody w Wiśle upłynie nim rynek pracy w Polsce stanie się normalny i nim kwalifikacje zaczną się liczyć. Tak, wiem nepotyzm jest wszędzie, ale rzecz w skali. W Kanadzie prócz bycia pociotem coś trzeba umieć i jak się ma kwalifikacje można do czegoś dojść. W Polsce wciąż liczą się głównie znajomości a same w sobie kwalifikacje wiele nie znaczą. Ot poza najniższy szczebel nie wyjdziesz bez odpowiedniej rodziny. A że zasuwanie za 2000 mi się nie uśmiecha, bo cóż mając staż zagraniczny pracując w Warszawie czy Krakowie chciałabym móc się samej utrzymać, bez luksusów ale samej.
I na koniec scenka rodzajowa. Wracam z Warszawy do Toronto i nie mogę zrobić odprawy on-line. Trzy godziny dzwonienia do LOTu i nikt nic nie wie, nikt za nic nie odpowiada i w ogóle czeski film gdzie lotnisko nie odpowiada za bagaż a przewoźnik za odprawę, to i tamto załatwia firma X i Y i nikt nic nie wie. I nikt nie umie czytać, że wymagana jest wiza ETA. Chcę lecieć z Toronto do Orlando i nie mogę zrobić odprawy. Jeden telefon do Air Canada, czekam 5 minut i pan mówi, że ponieważ nie jestem obywatelką Kanady to odprawę muszę zrobić na lotnisku i pogadać z pogranicznikiem. Moim zdaniem to wiele mówi o standardach zatrudnienia, niestety nie na korzyść Polski. Czy to się zmieni? Być może, tylko kiedy? Czy rozważałabym powrót jakbym miała szansę na pracę za wynagrodzenie pozwalające na samodzielność? Tak.
obrazek w poście to Lake Louise, pobrane stąd: https://icefieldsparkway.com/images/uploads/32/lake-louise-lake--boathouse__large.jpg
Jak miło, że się odezwałaś :) Pusto było w blogowym świecie bez Ciebie..
OdpowiedzUsuńBarbara
Dziękuję Barbaro i postaram się nie znikać. Pozdrawiam serdecznie
UsuńHm... Przykre to, ale, niestety prawdziwe.Może nadejdą takie czasy szybcej, niż się spodziewamy. Chcę w to wierzyć...
OdpowiedzUsuńNiestety, ale wiele pozostało do zrobienia w tej kwestii. Inna rzecz, że tutaj też niedługo skończy się dobre więc nie wykluczam powrotu na zasadzie lepiej żyć w mieszkaniu rodziców niż bać się zamachu czy wyjścia z domu po zmroku
UsuńObserwuję pokolenie moich synów, dobre nadejdzie jeśli tylko bubki z mojego pokolenia nie będą im rzucały kłód pod nogi, ale cieszy mnie to że w porównaniu do pokolenia dzisiejszch 60 latków (którzy zabetonowali Polskę, czapą przepisów, koncesji wymogów itp.) moje pokolenie ma znacznie mniejsze pole do dzialania. Więc jest szansa.
UsuńMacieju, mam taką nadzieję. I ja widzę zmiany w młodym pokoleniu, tych 20latków więc kto wie?
UsuńSzacun!
OdpowiedzUsuńNie wiem czy umiał bym na emigracji się odnaleźć, nie muszę, więc nawet nie rozmyślam nad tym. Turystycznie umiem odnaleźć się wszędzie, ale to całkiem inna historia.
A propos standardów działania w Polsce. Opór materii jest ogromny a matera ta to personel techniczny i urzędniczy średniego i wyższego szczebla. Głupie "czeklisty" oczywiste dla każdego zatrudnionego w "kapitalistycznej" firmie, na lotniskach, kolei, przemyśle sektora pozostajacego w rękach państwa, urzędach, instytucjach, szpitalach itp są traktowane jako niebezpieczna rewolta.
Czemu?
Niedawno ogloszono wyrok na nastawniczych których uznano za winnych nieumyślnego spowodowania katastrofy kolejowej pod Szczekocinami. Gdyby ci ludzie mieli stosowne "czeklisty" i ściśle określone procedury, do wypadku albo by nie doszlo, albo by się okazało iż zaistniał on z winy złej organizacji i wtedy "po dupach" dostał by właśnie średni i wyzszy personel zarządzający,a tak udało się zwalic winę na sam dół. Jak zawsze...
Ja chyba z konieczności odnajduję się na emigracji. Pewnie, że bym wolała być w kraju, naprawdę jest taka tęsknota no ale jest jak jest.
UsuńA'propos czeklisty. Czeklista i specjalizacja powoduje, że jest lekarz od lewego i prawego ucha i nie widzą człowieka. Pacjenci ze schizofrenią mają często problemy z cukrzycą i nadwagą polekową, ale w czekliście nie ma nic o tym by wysłac pacjenta do innego specjalisty. Ręce opadają.
Jestem na 3 etapie ... , a na zachodzie mieszkam 14 lat.
OdpowiedzUsuńTe etapy beda sie w Tobie jeszcze mietolic. Nic nie jest cudowne, ale tez nie jest okropne...ot zycie jak zycie. Widze plusy i minusy zycia tu, gdzie jestem, widze plusy i minusy zycia w Polsce.
Natomiast te Twoje odpowiedzi, ze jednak opcja "b" jest lepsza niz "a":)) Jeszcze chwile poczekaj z tym bilansem:)) Bo moze sie jeszcze to i owo okazac:))
Jestem pewna, że fazy będą się mieszać. Bilans mam na teraz i z pewnością takowy nie jest ostateczny. Cóż, jakbym miała możliwości znalezienia dobrej pracy w Polsce to bym na jakieś 90% wróciła. Te kilka lat pozwoliło mi dostrzec co mnie tak naprawdę drażniło w Polsce, coś w tym jest, że z daleka widać czasem wyraźniej.
UsuńCześć Erinti, kopę lat!
OdpowiedzUsuńPo etapie 3 następuje etap, kiedy już wiesz na pewno, w jakich sferach życia nowy kraj jest do zaakceptowania, a w jakich nie, pogodziłaś się z tym, i jednocześnie wiesz, że starego już nie ma. Nie masz starego miejsca. Jakbyś wróciła do Polski to byłaby to nowa emigracja. To taki trochę beznadziejny stan, można zgorzknieć bardzo. A można zauważyć, ze ten nowy się w pewien sposób pokochało - bo siłą rzeczy stał się bliski, bliższy niż inne. Trochę jak matka zastępcza, gdy biologiczna zostawi.
Tyle z filozofowania :)
Sama jestem na etapie trzecim chyba, ale znam sporo ludzi z czwartego.
Kanada to nie jest tylko Toronto. Znajomi pojechali do Calgary po dwóch latach w Toronto i powiedzieli, że w życiu nie wrócą do tego lewackiego syfu. Towarzyskie życie o wiele bogatsze, życie normalniejsze. Może rozważ przeprowadzkę na (kanadyjski) zachód...?
pozdrawiam!
Olu,
UsuńWitam z powrotem! Tak, chętnie się przeniosę do Calgary bo Toronto to najgorszy syf niestety i mam tego dość. Był u mnie w pracy wczoraj facet z Calgary, który potrzebuje ludzi z mojej specjalizacji.
Ja też czuję, że Polsce już jakoś tak inaczej, że już staję się obca. I tak masz rację, że widzę wiele zalet nowego etapu, wad rzecz jasna też, ale bilans jest na plus.
najlepszego
Jeśli to nie sprawi kłopotu to poproszę o posty z krajobrazami Calgary..
Usuń