Dzisiaj, dla odmiany zapewne miłej dla wielu, nie będzie ani o polityce, ani o tym dlaczego nie cierpię III RP. Polityczne awantury nie znikną, czekam tylko na nową odsłonę przedstawienia. Wracam do przyjemniejszego tematu, czyli Kanady. Mam wielkie szczęście mieszkać blisko pracy oraz mieć blisko wszędzie. Za żadne pieniądze nie chcę mieszkać na osiedlu domków, gdzie poza domkami nie ma nic a do najbliższego spożywczaka jest kilometr. Dlatego cieszy mnie mieszkanie w ładnej okolicy. Poniżej nieco fotek:
Idę przez całkiem ładny park:
Do kampusu:
prawda, że niczym w Anglii?
Ta alejka jest taka nastrojowa:
W mieście jest dość dużo parków. Nikt nie zabrania chodzić po trawie, a co więcej nie ma ryzyka trafienia na minę przeciwpiechotną, ponieważ istnieje obowiązek sprzątania po pupilach. I bardzo dobrze. Ja naprawdę bardzo lubię zwierzęta, ale po ulicy czy trawniku chcemy chodzić wszyscy.
Zdjęcia wyglądają ładnie, a rzeczywistość jest jeszcze lepsza. Mam wielką satysfakcję z pracy, wiem, że praca jest ważna, jestem wreszcie finansowo samodzielna i żyję na sensowym poziomie. A co najważniejsze, tutaj się ceni każdą pracę. Czy to pani z laboratorium, czy profesora. Profesor nie jest bogiem, ale szefem jakiegoś zespołu. Nikt nie chodzi na kolanach do profesora. Mój supervisor mówi o mnie "colleague" (kolega) nie zaś maluczki co ma siedzieć cicho i się nie odzywać. Na dzień dobry mam więcej niżbym miała przez długie lata w III RP i nie mówię tutaj o pieniądzach, ale perspektywach. Przez dwa miesiące spotkałam więcej potencjalnych współpracowników (i to różnej rangi) niż przez sześć lat w PL.
Kiedy mój supervisor zaprosił mnie na lunch zrozumiałam, że jestem w lepszym świecie, gdzie nie ma tak sztywnych podziałów. Gdzie wiadomo kto jest kim, ale młody człowiek po doktoracie to młodszy kolega, nie zaś osoba najniżej w feudalnej hierarchii. Nikt mi nie rzuca okruszków z pańskiego stołu, ale zaprasza do stołu. To, że poszłam z supervisorem na lunch, czy z szefem mojego działu jako zespół świętowaliśmy motywuje mnie do pracy bardziej niż lepsze zarobki. To dla mnie znaczyło bardzo wiele i poczułam się integralną częścią całości. Zintegrowanej całości, która pracuje nad daną sprawą. Bo tutaj daje się ludziom szanse i nie pokazuje swej wyższości i nie podkreśla dystansu. W PL są chlubne wyjątki (miałam przyjemność poznać takich), ale wyjątki pośród morza. I co ciekawe, czuję się coraz mniej obco. Podobnie jak się czułam w poprzednim miejscu po dziesięciu latach, a nawet lepiej.
Co mogę powiedzieć dobrego o III RP? Nie ma mnie tam. Polska to coś więcej niż III RP, za Polską człowiek tęskni, nie za III RP gdzie wykształcenie, kwalifikacje i praca na wysokim poziomie są warte najniższą krajową, nie. Nie ma za czym. Ci co mnie lepiej znają wiedzą jak dała mi w kość zależność od rodziców i porażająco niska pensja. To co było akceptowalne i sensowne w czasie studiów, potem było nie do zniesienia. Tak, wiadomo, że na stażu pracuje się za niskie stawki, albo i za darmo. Nie mam z tym kłopotu. Ale nie można być wiecznym stażystą. Kiedyś trzeba iść na swoje, żyć za swoje i zacząć pomagać rodzicom a nie tylko na nich liczyć. Ponoć można wyżywić się za 400 zł miesięcznie. Nie zamierzałam tego próbować. Nie po to studiowałam 10 lat (ci co mnie znają wiedzą, że nie jakąś politologię czy coś, ale coś konkretnego i interdyscyplinarnego) by tak żyć. Ja się nie nadaję na ascetę, bo lubię dobre zjeść (owoce, warzywa, prawdziwe mięso, żaden tam kawior, ale normalne jedzenie), chcę wynajmować kawalerkę ,w okolicy gdzie nie boję się wracać po zmroku,a nie pokój z innymi no i miło móc zjeść ciepły lunch (u Japończyków kosztuje 7,30: z zupą, sałatką i nielimitowaną wodą). Tutaj to normalna rzecz, w III RP zakrawa na luksus.
Co mogę powiedzieć dobrego o III RP? Nie ma mnie tam. Polska to coś więcej niż III RP, za Polską człowiek tęskni, nie za III RP gdzie wykształcenie, kwalifikacje i praca na wysokim poziomie są warte najniższą krajową, nie. Nie ma za czym. Ci co mnie lepiej znają wiedzą jak dała mi w kość zależność od rodziców i porażająco niska pensja. To co było akceptowalne i sensowne w czasie studiów, potem było nie do zniesienia. Tak, wiadomo, że na stażu pracuje się za niskie stawki, albo i za darmo. Nie mam z tym kłopotu. Ale nie można być wiecznym stażystą. Kiedyś trzeba iść na swoje, żyć za swoje i zacząć pomagać rodzicom a nie tylko na nich liczyć. Ponoć można wyżywić się za 400 zł miesięcznie. Nie zamierzałam tego próbować. Nie po to studiowałam 10 lat (ci co mnie znają wiedzą, że nie jakąś politologię czy coś, ale coś konkretnego i interdyscyplinarnego) by tak żyć. Ja się nie nadaję na ascetę, bo lubię dobre zjeść (owoce, warzywa, prawdziwe mięso, żaden tam kawior, ale normalne jedzenie), chcę wynajmować kawalerkę ,w okolicy gdzie nie boję się wracać po zmroku,a nie pokój z innymi no i miło móc zjeść ciepły lunch (u Japończyków kosztuje 7,30: z zupą, sałatką i nielimitowaną wodą). Tutaj to normalna rzecz, w III RP zakrawa na luksus.
Tak przy okazji, ta nielimitowana woda to kolejna kontynentalna ciekawostka (w USA też). Nie pamiętam, żebym w Europie widział restaurację, która nie dorabia na wodzie do posiłku. Zdarzają się kawiarnie, owszem, ale restauracje?
OdpowiedzUsuńFakt, że ta woda to zawsze delikatnie doprawiana jakąś miętą czy innymi ziółkami kranówka. Ale woda w Kanadzie jest po prostu dobra - praktycznie przestałem kupować butelkowaną.
Inną ciekawostką są tzw. restauracje "bring your own wine" - nie wiem czy są w Ontario, w Quebeku ich pełno. Nie mają one licencji na sprzedaż alkoholu, więc idzie się do sklepu obok, zaopatruje w butelkę wina lub szeciopak, a do posiłku płaci się korkowe. Z tego co wiem, to w Polsce zaczynają powstawać tego typu lokale, ale (z czytanego artykułu) na razie bardziej w celu obejścia głupich przepisów (np. nie dostają licencji bo w pobliżu jest poradnia psychologiczna dla dzieci; czyt. radny ma lokal obok) niż dla zasady.
Pozdrawiam, Kamil
Kamilu, i ja chyba przestanę kupować butelkowaną. Napiłam się kiedyś kranówki i była dobra, ale wciąż mam strach przed kranówką. Zaś latem zimna woda z plasterkiem cytryny jest super.
UsuńNie widziałam takich restauracji, muszę popytać bo to ciekawe.
A skoro jesteśmy przy napojach, to nielimitowana kawa do śniadania. Oglądając amerykańskie filmy czasem widzi się diner i dolewającą panią z dzbankiem. I okazuje się, że tak rzeczywiście jest! Także w Kanadzie.
UsuńOczywiście to żadna rewelacja, bo w PL mamy już nielimitowana kolę w McD. Której jakość spowodowała, że zawsze dokupowałem puszkę, ale to już inna historia...
O i ja się na tę kawę załapałam. Nie była jakaś super, ale zawsze coś
Usuńja po prostu życzę ci, erinti, żebyś nadal była zadowolona z tego co los ci niesie i na co sama zapracujesz. kto jak kto (znamy się wiele lat) ale ty, zasługujesz na najlepsze:)
OdpowiedzUsuńDziękuję. I Tobie życzę spokojnego życia na Mazurach. Tam jest pięknie i myślę, że to spokojne miejsce. No i masz wielką, kocią rodzinę
UsuńŁadne duże literki i zdjęcia też. Jednak moja wrodzona chęć sprawdzania wszystkiego daje taki wynik, że po kliknięciu HOME lub POLECAM wychodzi prawie to samo. To tak ma być? Poprzednio było inaczej. HOME to Twoja strona główna (tak mnie się wydaje).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Seaborg
Niechący zresetowałam ustawienia szablonu, naprawię to
Usuńklasyka nad klasyką
OdpowiedzUsuńJakimś cudem wiedziałem co to, zanim otworzyłem oO
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia, ale zafascynował mnie Twój opis sytuacji na uniwersytecie, sytuacji pracowników różnej rangi... myślę, że brakuje nam w Polsce zwykłego szacunku do każdego człowieka, na każdym poziomie.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Cię serdecznie!
Loona, witam serdecznie! W Polsce brakuje szacunku dla ludzi na niższych szczeblach, kto nie jest odpowiednio wysoko ten jest niczym
UsuńErinit-rzeczywiscie fajna okolica, mnie tez odpowiadałoby coś takiego. A propos kawy -limitowanej czy nie:) -jaka jest kawa w Kanadzie (oczywiście mam na myśli przeciętną knajpkę ,nie super restaurację ) bo o amerykańskiej to krążą legendy i nie są to miłe legendy:)) .Europejczycy ową amerykańska kawę nazywają napojem kawopodobnym
OdpowiedzUsuń@An-Ka
UsuńTa kawa to pewnie coś w stylu wyrób czekoladopodobny:)
Pozdrawiam serdecznie Seaborg
Kawa faktycznie kiepska. Tylko w jednej wietnamskiej knajpie znalazłam dobrą.
UsuńHmm, to wyobraź sobie podwójne jajka sadzone na kanadyjskim bekonie plus borówkowe pancakes z syropem klonowym. No i jak kawa do tego może nie smakować?
UsuńAle i sama nie jest zła - w sieciówkach nie schodzą poniżej przyzwoitej kolumbijskiej. No i zawsze w obrębie trzech przecznic jest jakaś włoska lub południowo amerykańska kawiarnia, a tam już kawę traktują serio.
Faktycznie, najgorsza mała czarna jest w tych śniadaniowych. Albo w Stanach.
Na pewno to kwestia szukania. Inna sprawa, że w PL można zabulić za gorszą niż tutaj w Kanadzie. W sieciówkach jest dla mnie za słaba, wolę mocną ale tragiczna nie jest (poza Subwayem)
Usuń@Kamil Politowicz
OdpowiedzUsuńJakimś cudem jak tylko zobaczyłem tytuł posta od razu wiedziałem co napisać:):):)
Ale miło popatrzeć na klasyka:):):)
Pozdrawiam Seaborg
Wspomniałaś o lunchu z przełożonym.
OdpowiedzUsuńPrzypomniałaś mi mojego wykładowcę chemii fizycznej z PŁ, profesora W.
Siedziałem u niego w gabinecie i na komputerze przepisywałem listę pytań na egzamin. (Czasy MS DOS ChiWriter i braku autozapisu kopii bezpieczeństwa).
I mówię, że dokończę jutro, bo nie wziąłem pieniędzy i jadę do domu na obiad. Na co on wyciągnął portfel i pożyczył mi kasę. Nazajutrz musiałem się wykłócać, żeby mu oddać "to była koleżeńska pomoc". W grafiku sprzątania laboratorium w instytucie widziało oprócz imion pracowników także nazwisko "prof. W." Ale profesor przekreślił "prof. W." i wpisał swoje imię.
Ooo znam czasy MS DOSu. I tak lepiej się na tym pracowało niż Windowsie 8!
UsuńA wspomniany profesor to człowiek na poziomie. Gratuluję! Niestety takich jest mało. To co zrobił W. to drobny gest w mówi wiele o człowieku przez wielkie C.
P.S.
UsuńPracowałeś kiedyś na Linuxie?
Tylko odpalając linuxową płytę gotowca do odratowywania padniętych dysków Windows czyli można powiedzieć, że nie.
Usuńpytałam z ciekawości, bo ja od dłuższego czasu działam na Linuxie bo z Win8 nie dogaduję się. Zresztą w mojej pracy Win nie jest najwygodniejszym systemem
UsuńW domu mam old good xp i trzymam się go nie tylko dlatego, że mój sprzęt więcej nie udźwignie, ale uważam za najlepszą wersję.
UsuńW pracy kompa mam na 7, ale używam tylko programy do pracy, dedykowane.
Kafelki mnie odrzucają, chociaż miałem do czynienia jedynie oglądając smartphone z W8 to jednak budzi moją niechęć.
xp to najlepszy Windows. Przy 7 osiągnięto sensowny poziom, więc trzeba było to popsuć. A Linuxa polecam, naprawdę świetny system
UsuńAle ładnie...... przymknęłam oczy i.... dzieki tym zdjęciom przebyłam drogę , hen, hen....
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mogłaś się przenieść
UsuńBardzo dobry wpis. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń