Nie piłam i nie bredzę. Tytuł posta do tłumaczenie na polski słówek z kanadyjskiego angielskiego, które mnie zaskoczyły. Zrozumiałam w czym rzecz, znałam język dość dobrze przed przyjazdem, ale oczywiście lokalny koloryt.
Street car (dosłownie ulica/uliczny i samochód) to tramwaj. Kiedy po raz pierwszy usłyszałam kombinację słów lekko zdębiałam. Po czym jeździ samochód jak nie po ulicy (poza miastem po drodze, ale wciąż), bo raczej nie po chodniku. W pierwszej chwili sądziłam, że chodzi o taksówkę, wszak jaki inny samochód, nie będący prywatnym pojazdem, jeździ po ulicy?
Pokój myć (washroom, czyli myć + pokój) to toaleta. Byłam bardzo zdumiona obecnością „pokoi myć” w pracy czy na lotnisku. Rzecz jasna wiem, że w motelach czy w niektórych wydziałach na uniwerku można znaleźć łazienki z prysznicami. Ale na lotnisku? Co ciekawe w Kanadzie na toaletę mówią washroom, ale słowo toilet także rozumieją. Obecnie używam obu form, ale przyznam, że washroom wciąż brzmi dla mnie dziwacznie.
Podwójnie mnogie pierogi, czyli pierogies to największe zaskoczenie do tej pory. W brytyjskim angielskim na pierogi mówi się dumplings. Tutaj dumplings oznacza chińskie (lub raczej bardziej ogólnie azjatyckie) pierogi, zaś pierogies to pierogi europejskie (na przykład z kapustą i grzybami itd.). Słowo pierogies przypomina mi zgadywanie słówek przez ludzi zaczynających naukę angielskiego, kiedy to do słowa polskiego dodaje się ”s”. Jak widać czasem to działa.
Frytkowe czipsy. Angielski używany w Kanadzie bardziej przypomina, przynajmniej na moje oko, amerykański angielski niż brytyjski. Frytki w wersji amerykańskiej to French fries (pojęcia nie wiem czemu francuskie, ale), w kanadyjskiej fries zaś w brytyjskiej chips. Co ciekawe można zamówić fish and chips (czyli niezdrowy i przepyszny zestaw smażona ryba i frytki co latem z zimnym piwkiem świetnie smakuje), co w dosłownym tłumaczeniu oznacza rybę z czipsami.
W komentarzach pod poprzednim postem Jane Doe oraz Ola zauważyły, że moje wpisy o Kanadzie są bardzo optymistyczne w przeciwieństwie do opisów mojego życia w Polsce. Dla mnie tutaj trawa jest bardziej zielona (a raczej wreszcie zielona nie czarna) i tak, mnie tutaj się bardzo podoba i mam ciekawe perspektywy zawodowe i osobiste. To nie musi być prawdziwe dla każdego ale dla mnie jest. Wyciągnęłam wnioski z błędów przeszłości i poszłam dalej. Moje koleżanki ze studiów ułożyły sobie życie w rodzinnym mieście i są zadowolone. Gratuluję im i cieszy mnie ich sukces. Ja miałam mniej szczęścia (w wielu znaczeniach tego słowa) wtedy, za to mam je teraz. I wreszcie nie muszę patrzyć zazdrośnie na ich życie zawodowe i prywatne bo wiem, że wreszcie mam to w moim zasięgu. Tak, bardziej pasuje mi tutejsza atmosfera i podejście do pracy.
Tak wolę mówić do szefa po imieniu, nie zaś Panie Profesorze/Doktorze cokolwiek z odpowiednio nabożnym zadęciem. Kiedy panują bardziej familijne stosunku czuję się częścią zespołu i większej całości, w bardziej sformalizowanych mam wrażenie jakbyśmy stanowili grupkę ludzi przypadkowo siedzących w jednym pokoju. Tak, lubię grupowe wyjścia z moim zespołem na przysłowiowe piwo, bo chcę się z nimi integrować. I tak wolę integrację niż podkreślanie dystansu na każdym kroku. W Polsce pracowałam w trzech grupach, z czego jedną mogę nazwać zespołem. Pierwsze była przeciętna, druga rodem z najgorszego koszmaru, trzecia świetna (ale o wspólnych wyjściach nie było mowy bo na uniwerku nie było takich zwyczajów), zaś o chodzeniu z szefową na spotkania nie miałam co marzyć z tego samego powodu.
http://www.full3d.pl/wp-content/uploads/2011/10/kot-w-butach-3d-(puss-in-boots)_1000x476_big9.jpg
Haha,
OdpowiedzUsuńto co powiesz na "restroom" albo nawet "men's room"? Dosłowne tłumaczenie zwykle kiepsko się sprawdza.
A propos "samochodów" - to jest jeszcze "cable car" - kolejka linowa. W ogóle "car" może oznaczać także wagon. Eh te niuanse...
Co do "chipsów" - skoro to w Anglii frytki, to jak oni mówią na czipsy? Odpowiedź: "crisps". Logiczne.
A "pierogi" i "kielbasa" to już potoczne słowa w języku angielskim. Możemy być dumni ;)
Pozdrawiam, Kamil
Pewnie, że winniśmy Kamil. Wiem, że tłumaczenie dosłownie nie zawsze działa, ale jak słówko czy frazę się słyszy po raz pierwszy to automatycznie wchodzi
UsuńFajne są takie ciekawostki.
OdpowiedzUsuńDzięki
UsuńWitaj :)
OdpowiedzUsuńO języku dyskutować nie będę, bo nie znam.
Najważniejsze Erinti, ze znalazłaś swoje miejsce na ziemi, lubisz to, co robisz i jesteś optymistycznie nastawiona do ludzi, świata :) tak trzymaj !
Powodzenia, pozdrawiam serdecznie :)
Dziękuję
UsuńTo tak jest w różnych rejonach świata. W Polsce też możesz trafić np.: skibka, kromka, sznyta, piętka i jest wesoło jak się spotkają osoby, które różnych nazw używają. Czy też zgłośnij, podgłośnij, zgłośń, podgłośń itd. (tu słyszałem więcej wersji ale nie wszystkie pamiętam)
OdpowiedzUsuńTo wspaniale, że doczekałaś takiego stanu jak chciałaś. i Tak trzymać. Powodzenia życzę.
Pozdrawiam. Seaborg
Właśnie Seaborg, z tym, że o ile we własnym języku można się domyśleć znaczenia, w obcym znacznie gorzej. Albo poznańskie określenie wiara na grupę ludzi, co może zmylić.
UsuńCieszę się,że udało Ci się, że zaczynasz cieszyć się życiem. I nechaj się dzieje. Buziaki!
OdpowiedzUsuńDziękuję
UsuńNo, więcej takich ciekawostek.
OdpowiedzUsuńJanette
Zanotowane
UsuńFruwasz, fruwasz i jeszcze pofruwasz, ale zeby cos tak radykalnie oceniac jak "udalo mi sie", albo:
OdpowiedzUsuń"I wreszcie nie muszę patrzyć zazdrośnie na ich życie zawodowe i prywatne bo wiem, że wreszcie mam to w moim zasięgu." potrzeba CZASU, CZASU i jeszcze raz CZASU. dystansu i pierwszych rozczoarowan z tym "udalo mi sie". Moze z perspektywy tego co mialas, a tego co masz teraz jestes w skowronkach i mowisz, ze w zasiegu reki etc....kiedy tam pobedfziesz to zobaczysz wtedy na ich warunki owe: " w zasiegu reki".
Wole mowic do szefa po imieniu, ale ...to nic nie znaczy. taki maja styl. Do wszystkich szefow tutaj na zachodzie mowie i mowilam po imieniu. Kiedy raz wobec instruktora jazdy uzylam zwrotu "pan", wtedy poprosil mnie abym tego nie robila bo czuje sie stary- taka konwencja, ktora nas na kolana rzuca, ze niby taki luz i ufnosc i .....
Szefowie to jednak szefowie. moj jest kapitalny kiedy biega o sprawy zwiazane z nami: ulatwic cos w zakresie naszego stanowiska pracy, natomiast dystans trzyma jak nalezy. Nie chce wchodzic w niby uklady ( nie chce, ale i tak jest uzalezniony od pewnych ukladow , ludziow...jak wszedzie) na przerwach nie usiadzie z nami, siada osobno , jezeli juz to z towarzystwem mu bezpiecznym i rownym , czyli z ludzmi z jego poziomu. Ja mysle , ze oni tak robia aby uniknac sytuacji w stylu, ze kiedy kogos obdarzy swoja obecnoscia wtedy moze byc "zalatw mi, pomoz". Czyli nie ma spoufalania sie.
W Polsce moim szefem byl moj byly wychowawca, facet w deche. Imprezowal z nami, chodzil na balangi. jednych lubil bardziej , drugich mniej...Jedno co nie dziwi ludzi zachodu to to, ze jezeli masz ustawionego ojca i to on ci pomaga, winduje cie w swojej druzynie naukowej, zalatwia miejsce pracy, bo kazdy by na jego miejscu pstapil podobnie...oczywiscie, ze bywaja tacy, ktorzy to krytykuja, ale ...co z tego? gdyby oni mieli tylko mozliwosci od razu postepowali by podobnie. Pracowalam z dziecmi szefow. Byly ulozone, grzeczne, jedne bardziej pracowite drugie mniej, ale tez szybciej dostawaly miejsce, ktore ich zadawalalo.... Od ukladow nie uciekniesz nigdzie. Od ukladow jawnych , niej jawnych i niejawnych . jak czlwoiek czlowiekiem jego natura jest wszedzie taka sama.
Tutaj znalazlam jak siostry Krupa wyrazaja sie o tym, ze normalne jest na zachodzie, ze rodzina pomaga ustawic sie rodzinie. W Polsce wytykaja, ze tatus, mamusia na stolku i synusia lub corusie ustawili..... a na zachodzie nie ma problemu- normalna sprawa...
Usuńhttp://youtu.be/ZcKVQrjmQLQ
Podrzuce Ci jeszcze cos..smieszne, ale fajne:
Usuńhttp://youtu.be/1y3uyywq09s
Sie kurcze rozochocilam, to sa krociutkie filmiki , jednominutowe... ten jeszcze:))
Usuńhttp://youtu.be/qvv8YpktQfs
Ano właśnie....Mitologizowanie prawości "Zachodu" to polska specjalność a ludzie są wszędzie mniej więcej tacy sami . I wszędzie można trafić na łobuza, cwaniaka lub wręcz przeciwnie.
UsuńLudzie i ludziska są wszędzie i to wiem. Ale to co mnie uderza to odmienne podejście do człowieka i szacunek dla uczciwej pracy. Tylko i tyle i aż tyle
Usuń@Aniu
UsuńNie jestem tak naiwna by wierzyć że są miejsce bez układów. Pytanie w ich natężeniu. Pytanie czy bez układów i pleców możesz stratować czy nie.
Tak jestem w skowronkach. Tak po po raz pierwszy od bardzo dawna, od długich lat widzę przed sobą ścieżkę i sens w tym co robię. I dlatego jestem szczęśliwa.
Tak udało mi się więcej, bo to co mam tutaj na "dzień dobry" jest bliższe moich wyobrażeń i pragnienień niż cokolwiek w przeszłości. A oczywiście w zasięgu ręki nie musi znaczyć blisko, ale daleko to tak czy siak bliżej niż nieosiągalne.
"Ale to co mnie uderza to odmienne podejście do człowieka i szacunek dla uczciwej pracy. Tylko i tyle i aż tyle"
UsuńTak bardzo mocny klada na to nacisk i czlwoieka szczegolnie obcokrajowca poznaja po pracy, tzn.: mozesz sobie dobra marke wyrobic, ale pamietaj, ze Ty bedziesz musiala dwa razy wiecej pracowac na ta marke niz przecietny autochton. Czyli ronosc, braterwstwo i te inne pierdoly.
Moja siostra w koncu zmadrzala, zaprzestala pracy w wolne:))) Ja mam inny uklad, uwazam, ze uczciwszy- kalenadrza i nic nie zmienisz , nikt cie nie wkreci w kolezenskie w zastepstwa, nie ma takiej opcji....
Ja nie pracuję w wolne, mój supervisor czasem tak. Ile będę pracować na swoją markę czas pokaże, ale której niż w III RP gdzie bym nie wypracowała nic do usranej śmierci.
UsuńO tym wolnym to mialam na mysli soboty, niedziele niekoniecznie swieta i ogolnie jakies tam wolne, nie mowiac juz o pozostawaniu w pracy dluzej:) Ale to i w Polsce ludzie robia, nic nowego.
UsuńAniu, w Polsce nadgodziny i praca w wolne to norma. Oczywiście bez płacenia za nadgodziny.
UsuńWiesz co , Erinti ? mój ojciec był naukowcem w dziedzinie eksperymentalnej. Nigdy nie liczył godzin... czy to zaczynając jako skromny asystent czy kończąc pracę zawodową w wieku 73 lat... Ze swego dzieciństwa pamiętam wyjątkowo skromny nasz byt, ale też telefony "dziś zostanę do godziny, bo mi świetnie idzie/bo muszę/bo chcę...wyjdźcie mi na przeciw " PASJĘ pamiętam ...Pasja urodziła sukces....
UsuńMiało być do godziny jakiejś tam, z reguły ciemno było...
UsuńAn-Ka
UsuńPraca naukowa to przypadek szczególny. Ale znam ludzi nie pracujących naukowo, co muszą zasuwać bezpłatne nadgodziny.
Ale Ty przecież piszesz o swoich doświadczeniach, nieprawdaż ? Nie cudze "wygnały" Cię z kraju ?
UsuńMoje doświadczenia tak, ale patrzyłam na moje otoczenie, na ludzi dalej. Dzięki temu mogłam łatwo przewidzieć co mnie czeka, mając dość silne dowody na poparcie swej tezy.
UsuńBezpłatne nadgodziny dotyczyło osoby, którą znam bardzo dobrze i jest mi bliska i widziałam jak się męczy.
Podam moze jeszcze kilka przykladow. Nie powiem , bywaja ludzie dla ktorych miejsce na obczyznie staje sie drugim domem, ale bywa tez inaczej. To sa zawile ludzkie wyobrazenia o zyciu, o spelnianiu sie o ...wszystkim. Pamietam meza kolezanki, ktory mial parcie na zachod...niesamowite parcie. Polska byla do dupy, dusil sie w niej ...i teraz - trudno mi ustalic dlaczego. to nie byly byly wzgledy polityczne, nie byl dzialaczem...forsy mial w Polsce troche wiecej niz przecietnie, tyle, ze zona pracowac nie musiala, no ale mieli zwykle m-3 ( widocznie ja to zadawalalo). jakos tak nie mogl se chlop miejsca znalezc, a bo to zle traktowanie pracownikow, a bo cos tam....duzo rzeczy go uwieralo, sam chyba nie wiedzial dokladnie jakie Taka niespokojna dusza, ktora sobie uplanowala ze jakby sie na zachod dostala to by chyba swiatu pokazala co znaczy- nareszcie bylaby doceniona.
OdpowiedzUsuńNa zachodzie agresja jest podskorna, na zewnatrz gra i szef nie moze zwymyslac bluzgami zwyklego pracownika. Uslyszalam tez raz jak kolezanka opowiadala mi, ze w pewnej miescinie w bialostockim radni zadecydowali, ze przed meczem ich klubu z druzyna z przeciwnego miasta rozbiora z wzgledow bezpieczenstwa kostke brukowa. Zawstydzilam sie i mojemu mezowi tego nie opowiedzialam. Tutaj syn i ojciec sa fanami przeciwnych klubow sportowych i kiedy te kluby sie spotykaja obaj zasiadaja przed TV z piwkiem w reku a przed dom , na maszt ( bardzo powszechny sposob w domkach na zachodzie) wjezdzaja dwie flagi , dwoch klubow sportowych. tak tez robia i sasiedzi i przy okazji czestuja sie podczas wieszania swoich fanowskich flag ( czesto przeciwnych sobie klubow) piwkiem.
Moje rozstrzygnecie wyjazdu na zachod, bylo bardzo trudne i straszliwie sie bujalam, bo w Polsce mialam zostawic cale towarzystwo, przyjaznie, rodzine.... ludzi mi zyczliwych. Tutaj jakos pomimo lat odnalezc sie na 100% nie potrafie, moze jeszcze potrzebuje czasu, kto wie. Ale np.: znam laske, ktora mi opowiada, ze ona nigdy by do Polski z Wloch juz nie wrocila. No tak, ale ona w Polsce zostawila zazdrosnego meza, wspomnienia niefajne...kiedy raz porownalysmy nasze doswiadczenia to ona do mnie wyszla z pytaniem
:-no ale co konkretnie ci sie tak w tej Polsce podoba?
-No np,; takie zdarzenie. Zachodze do sklepu osiedlowego, z pamieci ekspedientek juz sie wymazalam, a poza tym sporo nowych sie pojawilo.... Brakuje mi 10 gr do zakupow, a one mi mowia , zebym wziela te zakupy i najwyzej doniose to 10 gr. Tutaj gdzie jestem nie doswiadczylam takiego zachowania sie obslugi w sklepie.
-No a ja mam to wlasnie co ty mialas w Polsce teraz we Wloszech.
To sa nieporownywalne doswiadczenia. Np z tym sklepem, pamietam z doswiadczen tutaj, jak kolejka u kasy spora sie ustawila i babka zaczela gmerac w portfelu szukala klepakow drobniakow. No i niezbyt sprawnie to robila. Zajmowala to troszeczke czasu. Nikt w kolejce nawet nie pisnal. Cierpiliwe czekalismy, no anioly, nie ludzie.... ale pani kasjerka oczy wywracala co rusz do nas...klientow dajac do zrozumienia, ze taka slamazara sie jej trafila. Ja nie wierze wiec... lub inaczej powinnam to ujac , nie ufam planowi pierwszemu. Temu co widac, slychac i czuc:)) Za plecami rozgrywaja sie najlepsze epizody:))
Polska nie jest krajem do dupy, jest tak jaka ja tworzymy i jaka chcemy ja widziec.... a to, ze mialas w Polsce swojego Salierego, kogos kto byl tylko dobrym rzemieslnikiem i zazdroscia swa niszczyl Mozarta to wybacz..... Mozart nie byl Polakiem, a jednak mu sie trafilo, gowno w jego wlasnym kraju:)))
Aniu,
UsuńI tym komentarzem trafiłaś w sedno przeżyć emigrantów. Wszystko zależy od doświadczeń. Ja przykładowo trafiłam bardzo nieciekawie na długie lata, dość że ciężko lubić długie lata mobbingu, jawnej nierówności i wyszydzania przed zespołem. Potem trafiłam na super ludzi, ale w środowisku zabetonowanym jak bunkier gdzie na dzień dobry wyrżnęłam w szklany sufit. Doświadczenia prywatne? tutaj sporo sama nawaliłam i nie dało się tego odkręcić. Nie chodziłam z ludźmi na imprezy na pierwszym roku, więc potem już nie mogłam wejść w środowisko, tak naprawdę. Potem w drugim miejscu nawet o tym nie było mowy.
Polska to piękny kraj. Niszczony przez pasożytów, ja zaś trafiłam dość nieciekawie. Mnie nosi by chodzić i jeździć, mam buntowniczego ducha i nie chciałam stać tak jawnie w kolejce za krewnymi i znajomymi królika. Nie wściekałabym się może tak mocno gdyby różnica mniej waliła po oczach, gdyby między mną a niektórymi dziewczynami nie było takiej różnicy tylko z powodu jednego wyboru sprzed lat. Mogłam bezproduktywnie zazdrościć i i popaść w chorobę nerwową ze skrywanej złości, poczucia beznadziei, albo spróbować coś zmienić.
Z tym Mozartem i Salierim to o mnie?
Kazdy ma kogos takiego ( Mozart Salieri) : ja sie tutaj doirobilam, wiem dokladnie o jednym bo sie ujawnil, no w sumie dwoch , a reszta? A ktoz to moze wiedziec skoro tu wszystko tak skyrwane jest, za oknami z poteznymi zaluzjami:))
Usuńwiesz co? Kiedy z czasem porownasz swoja prace , a prace innych wzespole i zoabczysdz ich osiagniecia i swoje to.... zdziwisz sie i albo zamdrzejesz i bedziesz wchodzila w uklady, albo pozostanie ci li tylko uczciwa praca i wydluzenie czekania na awans:))) Musisz to wyczuc....poznac, posmakowac na wlasnej skorze, aby zroizumiec o czym mowa:))
Ania,
UsuńWiem, że na sukces składa się nie tylko praca ale też prezentacja i umiejętność przekonywania ludzi. Tutaj mogę to zrobić i mogę grać o swoje. W III RP nie mogłam.
A z tym mowieniem do szefa po imieniu to nie upajaj sie tym. moja 7 letnia corka ( ogolnie dzieci w szkolach na swietlicach) mowi do swietliczanki- kobiety starszej ode mnie po imieniu:)))
OdpowiedzUsuńZatem będę miała więcej powodów do tego jak nazywasz upajania się. Człowiek szczęśliwy upaja się codziennością, bo jest dla niego piękna
Usuńmnie akurat też razi jak polskie dzieci wychowane w Szwecji walą do mnie per "Ty", jakoś nie potrafię się w tym znaleźć...
Usuńale jeszcze gorzej jak szwedzkie coś bezczelnie wykrzykują...
kiedys pamiętam scenę z lasu, jakaś klasa miała zadanie i szukała drogi czy coś, akurat sobie biegłam laskiem, a te dzieciaki do mnie wrzeszczą "hej, zatrzymaj się, wiesz gdzie jest ta droga?"
zatkało mnie, bo ani "przepraszam, czy mogę o coś zapytać" ani żadnej innej formy grzecznościowej... :/
pozdrawiam
Ola
Ola,
UsuńTo mi wygląda na przesadę w drugą stronę
co kraj to obyczaj a niestety w Polsce przejście na "ty" skutkuje tez negatywnymi zachowaniami ze strony co najmniej części podwładnych, którzy odbierają to w sposób przedziwny i rozzuchwalają się . Szef to szef - nie jest niczym ani lepszym ani gorszym w PRYWATNYM I OGÓLNOLUDZKIM kontekście, ale w pracy to nikt inny tylko on odpowiada za wszystko.Niejednokrotnie widziałam sytuacje, gdy przejście na "ty" skutkowało kompletnym rozprężeniem i odbijalo się negatywnie na pracy. Do tanga trzeba dwojga.....
Usuń@An-Ka
UsuńOczywiście to może mieć taki skutek. Poza tym takie zachowanie to wciąż nowość w PL i nowinki trzeba wprowadzać ostrożnie.
Ja przy mniejszym dystansie łatwiej się integruję z ludźmi, zaś przy dużym dystansie nie czuję się częścią zespołu. A jak się nie czuję częścią zespołu, nie identyfikuję się z celami. A prawda jest taka, że ani nadmierna poufałość ani nadmierny dystans nie pomaga. Ja przerabiałam bardzo dużo tego drugiego.